Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 października 2018, 10:00

autor: Filip Grabski

Recenzja gry Call of Cthulhu – czy horror Lovecrafta straszy? - Strona 2

Twórcy Styxa i RPG Gra o Tron zapraszają na przygnębiającą opowieść o szaleństwie. Czy bazujące na papierowym erpegu i twórczości Lovecrafta Call of Cthulhu przekona do siebie fanów strasznych przygodówek? Jeśli przymkną oko na parę wad – to tak.

Easy Rider

Call of Cthulhu należy do typu produkcji, które nie utrudniają graczowi życia. Mimo cudownie zawiesistej, mrocznej atmosfery granie w ten tytuł nikomu nie przysporzy zmartwień. Zagadki nie są skomplikowane, eksploracja wymaga tylko czasu i spostrzegawczości, kilka sekwencji, w których trzeba unikać zagrożenia, okazuje się łatwych do zaliczenia i ogólne wrażenie jest takie jak w przypadku wielu współczesnych chodzonych przygodówek – tu nie da się przegrać. Jeśli oczekujecie prawdziwego wyzwania, trafiliście pod niewłaściwy adres.

Recenzja gry Call of Cthulhu – czy horror Lovecrafta straszy? - ilustracja #1

GRA FABULARNA

W 1981 roku Chaosium Publishing wydało podręcznik do „papierowej” gry RPG zatytułowanej Zew Cthulhu. Twórcy sugerowali, żeby rozgrywkę umiejscowić w 1890, 1920 lub 1990 roku. W Polsce pozycja ta została wydana przez firmę Mag i zdobyła pewną popularność w fandomie, a nawet doczekała się własnej stałej rubryki w czasopiśmie „Magia i Miecz”.

Podobnie rzecz ma się ze strachem. Call of Cthulhu teoretycznie jest horrorem, ale w grze przestraszyłem się tylko raz (co ciekawe, udało się to jednemu z zaledwie dwóch obecnych tu jump scare’ów). Niekoniecznie trzeba to traktować jako wadę, bowiem ekipa Cyanide wykreowała na tyle sugestywny klimat, że nikt nie nazwie tej pozycji nijaką czy zbyt delikatną. Wpływ mitycznego bóstwa na wydarzenia na wyspie Darkwater jest nie do przecenienia, choć ewidentnie najbardziej boi się go sam Pierce.

Sejf schowany za obrazem – nieśmiertelna klasyka.

Malowniczy obszar portu Darkwater zachęca do odwiedzin.

Recenzja gry Call of Cthulhu – czy horror Lovecrafta straszy? - ilustracja #4

CTHULHU

Pradawne bóstwo stworzone przez H. P. Lovecrafta. Jeden z Wielkich Przedwiecznych. Stwór ten leży uśpiony na dnie Pacyfiku, w pradawnym mieście R’lyeh, i czeka na odpowiednie ustawienie gwiazd, by się obudzić i na nowo rządzić światem. W obecnym stanie Cthulhu potrafi wpływać na umysły śpiących ludzi. Imię bóstwa wymawia się zazwyczaj „ktulu”, ale – jak pisał sam Lovecraft – jego prawdziwe brzmienie jest niemożliwe do wypowiedzenia dla ludzi.

Oczy szeroko zamknięte

W kwestii tego, jak się w to gra, jak to wygląda i jak brzmi, też jest dwojako. Z jednej strony, Call of Cthulhu pochwalić może się bardzo ładnymi wnętrzami, pełnymi różnych detali i nastrojowo oświetlonymi. Modele postaci też są w większości estetyczne, a aktorzy wcielający się w swoje role odwalili kawał wyśmienitej roboty (głównemu bohaterowi głosu użycza zresztą Anthony Howell, który kilka miesięcy temu czarował graczy jako doktor Jonathan Reid we wspominanym już Vampyrze). Muzyka jest odpowiednio posępna, elementy interfejsu estetyczne, czytelne i klimatyczne. Na tym bardzo pozytywnym tle potwornie źle wypada lip-sync i mimika – tutaj efekt pracy deweloperów przypomina to, co widzieliśmy w 2003 roku w Legacy of Kain: Defiance. Tam robiło to wrażenie, ale od tamtego czasu standardy się zmieniły.

Różnorodność miejscówek – wysoka.

Różnie bywa także z ogólnie pojętą stabilnością. W trakcie gry w Call of Cthulhu trzykrotnie trafiłem na błąd blokujący możliwość wybrania jakiejkolwiek kwestii dialogowej – pomogło tylko wczytanie ostatniego punktu kontrolnego, które to punkty na szczęście występują wystarczająco często. Napędzający grę Unreal Engine miewał problemy z doczytywaniem tekstur w wysokiej jakości podczas oglądania przedmiotów w ekwipunku, obiektom też zdarzało się przez siebie przenikać. Ostatnim wymagającym wzmianki technicznym minusem są potknięcia w polskiej kinowej wersji językowej – a to w napisach mężczyzna zostaje określony rodzajem żeńskim, a to słowo jest źle odmienione, a to nazwisko ma niepotrzebny apostrof. Drobiazgi, ale zauważalne.

Bywa ślicznie i nastrojowo.

Zew Cthulhu

Call of Cthulhu jeszcze przed premierą wzbudzało we mnie skojarzenia z dwukrotnie przywołanym w tym tekście Vampyrem. I jedna, i druga pozycja to mroczna gra z ambicjami tworzona przez studio z nieco za małym potencjałem. Produkcje te mają wiele wspólnego (między innymi wydawcę), ale podczas gdy Vampyr przejechał się na zbyt pięknych obietnicach i zbyt dużym rozmiarze gry, tak Cthulhu się opamiętał i na szczęście zawiesił sobie poprzeczkę nieco niżej. Zabawa wprawdzie jest liniowa, a wybory nie mają wielkiego znaczenia, jednak dzięki sprawnemu żonglowaniu dostępnymi elementami i rozsądnemu czasowi potrzebnemu na poznanie całej opowieści robi naprawdę dobre wrażenie.

Każdy zdobyty przedmiot można obejrzeć, ale nie do końca wiadomo, po co...

Call of Cthulhu nie wykorzystuje w pełni potencjału drzemiącego w napędzającej go technologii, ale całkiem nieźle czerpie z literackiego dziedzictwa. Wszystko to, co ostatecznie zostało w grze zawarte, sprawiło, że bawiłem się dobrze, kibicowałem Edwardowi podczas jego szalonego dochodzenia i nawet jeśli nie byłem w stanie nie zauważyć pewnych gameplayowych skrótów, generalnie uważam, że produkcja studia Cyanide zasługuje na Waszą uwagę. Tym większą, jeśli lubicie wszystkie Amnesie czy inne Ethany Cartery i chcielibyście stanąć twarzą w twarz z niewypowiedzianym terrorem. Mgah’ehye ahagl ah n’ghft!

O AUTORZE

Dobrze napisaną, treściwą historię cenię sobie bardziej niż otwarte światy i dziesiątki godzin grania. Mroczne zakątki świata z 2005 roku przeszedłem do połowy – straciłem zainteresowanie, gdy gra zamieniła się w strzelankę. Tegoroczne Call of Cthulhu zapewniło mi (według Steama) 500 minut bardzo solidnej zabawy w nienagannie posępnej atmosferze. Grałem na komputerze z procesorem i5-3470, kartą graficzną Radeon RX460 2 GB i 8 GB RAM-u – gra na wysokich ustawieniach w rozdzielczości Full HD przez większość czasu działała z szybkością ponad 50 FPS-ów, z okazjonalnymi spadkami do 30.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Call of Cthulhu otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego wydawcy, firmy CDP.

Filip Grabski | GRYOnline.pl

Filip Grabski

Filip Grabski

Z GRYOnline.pl współpracuje od marca 2008 roku. Zaczynał od pisania newsów, potem przeszedł do publicystyki i przy okazji tworzył treści dla serwisu Gameplay.pl. Obecnie przede wszystkim projektuje grafiki widoczne na stronie głównej (i nie tylko) oraz opiekuje się ciekawostkami filmowymi dla Filmomaniaka. Od 1994 roku z pełną świadomością zaczął użytkować pecety, czemu pozostaje wierny do dzisiaj. Prywatnie ojciec, mąż, podcaster (od 8 lat współtworzy Podcast Hammerzeit) i miłośnik konsumowania popkultury, zarówno tej wizualnej (na dobry film i serial zawsze znajdzie czas), jak i dźwiękowej (szczególnie, gdy brzmi ona jak gitara elektryczna).

więcej

TWOIM ZDANIEM

Co sądzisz o prozie H.P. Lovecrafta?

To ponadczasowa klasyka
80,5%
To dobra, rzemieślnicza robota
3,5%
To nic szczególnego, ot opowiastki grozy
3,2%
To całkowicie przereklamowany kicz
3,2%
Nie mam zdania
9,7%
Zobacz inne ankiety