Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 października 2018, 14:00

autor: Sebastian Purtak

Recenzja gry RimWorld – największa wada? Wciąga jak bagno! - Strona 2

Po ponad pięciu latach we wczesnym dostępie RimWorld doczekał się oficjalnej premiery w wersji 1.0. Tym samym w nasze ręce trafia jedna z najbardziej dopracowanych i wciągających gier niezależnych ostatnich lat.

Ludzie z krwi i kości

ROZDZIAŁ II: NOWA NADZIEJA

Po trudnych początkach nastały nieco lepsze czasy. Wysokie umiejętności górnicze Valve’a i Saraj pozwoliły im szybko i sprawnie wydrążyć w skale pomieszczenia, które odpowiednio urządzone stały się nowym domem rozbitków. Wspólna praca zbliżyła tych dwoje do siebie tak bardzo, że zrodziło się między nimi uczucie. Gdy Rojas skończyła zabezpieczać teren i w okolicy zrobiło się nieco bezpieczniej, para zakochanych postanowiła wziąć ślub.

Początki potrafią być naprawdę trudne.

RimWorld to gra świetnie zazębiających się systemów. W parze z mechaniką zarządzania osadą idzie system potrzeb i osobowości jej mieszkańców. Zaraz po lądowaniu na planecie musimy zadbać przede wszystkim o to, by rozbitkowie mieli dach nad głową i zabezpieczone stałe źródło pożywienia. Wkrótce jednak wymagania przymusowych kolonistów zaczynają rosnąć i konieczne staje się zapewnienie im rozrywki oraz stopniowe podnoszenie komfortu życia. Każdy z nich ma zresztą nieco inne potrzeby i inaczej reaguje na różne sytuacje. Niektórzy załamują się z błahego powodu, inni zaś walczą o przetrwanie niczym komandosi SAS.

Najfajniejsze jest w tym wszystkim to, że elementy kompletnie nieistotne w innych grach tutaj nabierają kolosalnego znaczenia. Jeśli przykładowo nasza osada zostanie zaatakowana, a my skutecznie odeprzemy wroga, zabijając kilku napastników, to jak najszybciej powinniśmy pogrzebać ich ciała, które tak po prostu nie wyparują. Zwłoki pozostawione same sobie zaczną się rozkładać, a taki widok przed wejściem do budynku mieszkalnego szybko doprowadzi do depresji i załamania psychicznego mieszkańców.

Recenzja gry RimWorld – jeden z najlepszych indyków ostatnich lat - ilustracja #2

BROŃ W DŁOŃ

W RimWorld nie tylko dbamy o zachcianki kolonistów, ale często jesteśmy też zmuszeni do obrony naszych włości przed napastnikami. W trakcie walki przejmujemy bezpośrednią kontrolę nad wybranymi postaciami, a starcia mają bardzo taktyczny charakter. Zwycięstwo wymaga odpowiedniego rozstawienia żołnierzy, wykorzystania ich umiejętności i uzbrojenia, wiele zależy także od szczęścia. Wrogowie zwykle skutecznie chowają się za osłonami i choć nie stosują żadnych wymyślnych taktyk, starcia są zwykle absorbujące i atrakcyjne wizualnie.

Naszą wioskę z czasem odwiedzają karawany z którymi możemy handlować.

Bohaterowie posiadają zresztą bardziej wyrafinowane poczucie estetyki, gdyż reagują nie tylko na gnijące ciała. Jakież było moje zdziwienie, gdy przy którymś z rzędu podejściu do gry okazało się, że osadnicy mają o wiele lepszy humor, kiedy ktoś stale dba o porządek i czystość w bazie. W takich drobiazgach tkwi siła tej gry.

Różne charaktery poszczególnych postaci wpływają też na ich wzajemne relacje. Romanse i antagonizmy są tu na porządku dziennym, dlatego warto ciągle obserwować, jak przedstawia się sytuacja towarzyska w grupie. Wszystko to dzieje się w sposób naturalny, a ze względu na fakt, że rozgrywka toczy się w skali mikro i nasza osada zwykle liczy zaledwie kilku mieszkańców, stale mamy wrażenie obserwowania przez szybę tętniącego życiem akwarium.

Z czasem relacje między bohaterami stają się głębsze, co prowadzi do różnych, niekiedy smutnych historii.

Siła wyższa... i bardziej złośliwa

ROZDZIAŁ III: KRYZYS

Gdy trójka przyjaciół zaczęła sobie wreszcie dobrze radzić, wieść o tym szybko rozeszła się po okolicy i zewsząd zaczęli przybywać ludzie chętni dołączyć do nowej osady. Wkrótce w wydrążonych w skale tunelach mieszkało już siedem osób, co szybko doprowadziło do klęski głodu. Dziewczyna imieniem Kate, która odpowiadała za sprzątanie kolonii, winą za braki w zaopatrzeniu obwiniała Rojas. Jej żal był tak duży, że pewnego dnia rzuciła się na łowczynię z bronią w ręku. Nieszczęściu udało się zapobiec, jednak takie zachowanie należało ukarać. Tak Kate stała się pierwszym więźniem osady, zwanej odtąd Akadea.

Grunt to wybrać odpowiednie miejsce na bazę.

Budowanie własnej kolonii wciąga jak bagno, a dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że systemów, takich jak opisane wyżej, jest w grze o wiele więcej i wszystkie są odpowiednio rozbudowane. Przykładowo zdrowie każdej postaci nie jest tu jedynie sumą jej punktów HP, odpowiada za nie szereg różnych parametrów, a niektóre rany odniesione w walce mogę wymagać odpowiednich leków lub nawet zabiegów chirurgicznych. Do tego dochodzi cały system interakcji z otaczającym nas światem, tubylcami, osadami piratów czy zmieniającą się przyrodą.

Po drugie, wszystko to zostało sprawnie połączone przez sztuczną inteligencję, odgrywającą rolę narratora (jeszcze lepszym terminem byłby „reżyser”). Decyduje ona przede wszystkim o częstotliwości i charakterze zdarzeń losowych, przez co niejako snuje naszą opowieść. Jeżeli w pobliżu osady akurat uderzył piorun, co doprowadziło do pożaru, który spalił zapasy, to winić za to należy właśnie narratora.

Wybór Cassandry nie zawsze dobrze wróży.

Na samym początku mamy możliwość wyboru jednego z trzech modułów SI, który będzie pełnić tę funkcję w nowej grze. Phoebe zapewnia rozgrywkę bezstresową i nastawioną na swobodną rozbudowę. Cassandra oferuje bardziej standardowy model zabawy, w którym poziom trudności kolejnych wyzwań i zdarzeń losowych rośnie wraz z naszymi postępami. Wreszcie Randy stawia na całkowitą losowość i może nam równie dobrze dać spokój przez większość czasu, jak i zaserwować atak hordy zmutowanych pająków drugiego dnia po wylądowaniu na planecie.

Muszę przyznać, że system narratorów sprawdza się dość dobrze. W grach z różnymi wariantami SI faktycznie widoczna jest różnica, aczkolwiek nie jest ona rażąca. Najważniejsze okazuje się jednak to, że narratorzy faktycznie reagują na to, co dzieje się w naszej osadzie. Phoebe zwykle wspiera nas w trudnych sytuacjach, natomiast Cassandra ustawicznie hamuje zbyt szybki rozwój wioski, zsyłając na nią nieraz kuriozalne wręcz plagi.

Zaraza niszcząca zbiory zaraz na początku nowej rozgrywki potrafi być naprawdę irytująca.

Same zdarzenia losowe również są godne uwagi, gdyż dodają grze specyficznego klimatu. Podczas gdy przez większość rozgrywki staramy się przetrwać w dramatycznych warunkach, raz na jakiś czas dochodzi w naszej kolonii do zdarzeń rodem z najbardziej absurdalnych brytyjskich komedii. Musimy więc mierzyć się z oszalałymi królikami, które próbują nas zgładzić, czy plagą wściekłych bobrów pożerających każde drzewo na swojej drodze. Z jednej strony sytuacje takie potrafią ostatecznie dobić, ale z drugiej robią to w sposób godny Monty Pythona, przez co nieraz z uśmiechem wspominamy każdą porażkę.

TWOIM ZDANIEM

Grałeś w RimWorld we wczesnym dostępie?

Tak
53%
Nie
47%
Zobacz inne ankiety