Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 października 2018, 09:00

Recenzja gry Soulcalibur VI – reanimacja skończona, legenda ożyła - Strona 3

Największym przeciwnikiem twórców Soulcalibura VI był mocno ograniczony budżet. Widać jednak, że zrobili oni co mogli, by wycisnąć z niego jak najwięcej, tworząc najlepszą odsłonę cyklu od lat.

Historia o duszach i mieczach, po wieczność opowiadana na nowo

Seria od samego początku mocno stawiała na opowiadanie historii i tryby dla pojedynczego gracza, a próba odwrócenia się od tej tradycji stanowiła jedną z przyczyn chłodniejszego przyjęcia ostatnich odsłon cyklu. Twórcy Soulcalibura VI ewidentnie byli tego świadomi, gdyż to najbogatsza w tryby single player bijatyka ostatnich lat. Samotnicy mogą się oddać zabawie w absolutnie szkieletowym trybie Arcade (niby nic, ale biorąc pod uwagę panujące ostatnio tendencje, już samą obecność tego trybu warto docenić) oraz dwóch molochach – Soul Chronicle i Libra of Soul.

Styl walki i umiejętności Geralta z powodzeniem przełożono na język bijatyki.

Soul Chronicle, czyli po naszemu „kroniki duszy”, to typowy tryb fabularny. To tutaj znajdziemy trwającą około półtorej godziny główną kampanię gry oraz dodatkowe historie dla każdej z dostępnych postaci. Opowieść wraca do wydarzeń z pierwszego Soulcalibura i przedstawia je na nowo, dorzucając tu i ówdzie świeże szczegóły. Znów poznajemy więc losy Kilika, Maxiego i Xianghuy, których przeznaczenie brutalnie umieszcza na kursie kolizyjnym z szerzącym terror w Europie za pomocą przeklętego miecza Nightmarem.

Przejrzysta oś czasu pozwala łatwo zorientować się, w którym momencie głównej historii rozgrywają się poszczególne wydarzenia poboczne.

Niestety, główna fabuła nie porywa. Choć jej ogólny zarys to materiał na całkiem niezłą opowieść fantasy, cały potencjał rozbił się o bardzo marnie, jednowymiarowo nakreślone postacie i nadmiernie teatralny dubbing. Absolutnie nie jest to aż tak żenujący dramat, jak kampania z Soulcalibura V, ale też – znając lore całej serii –dobrze wiem, że można było z tego wycisnąć o wiele więcej. I zresztą wyciśnięto, tyle że obok głównej opowieści. Poboczne historie poszczególnych postaci, zwłaszcza ta Groha, często wypadają znacznie ciekawiej od głównego wątku, sprawnie splatając się ze sobą (co zostaje zaprezentowane na przejrzystej osi czasu) i skrywając smaczki dla wieloletnich fanów.

Groh to postać wprost idealnie pasująca do serii.

Płomień miecza pochłonie wszelkie żądze

Libra of Soul to z kolei godny następca starych, dobrych trybów pokroju Weapon Mastera czy Chronicles of the Sword. Zabawę zaczynamy od stworzenia własnego bohatera, którym następnie podróżujemy po świecie, zdobywamy poziomy doświadczenia i nową broń, wykonujemy zadania główne i poboczne, a nawet od czasu do czasu podejmujemy proste decyzje. Jest to prawdziwa kobyła, której zaliczenie zajmuje kilkanaście godzin i wymaga stoczenia dobrych kilkuset walk, często z wykorzystaniem specjalnych modyfikatorów urozmaicających zabawę. Możemy na przykład trafić na oponenta, w przypadku którego znacznie skuteczniejsze okazują się ataki poziome, albo stoczyć pojedynek na bardzo śliskim podłożu.

Całość zaczyna się dość niemrawo, ale z czasem ewoluuje w całkiem angażującą opowieść. Tu również fabuła sprawnie splata się z głównym wątkiem z trybu Soul Chronicle, co sprawia, że gra wydaje się bardziej spójna.

Mitsurugi to jedna z postaci, które towarzyszą serii od jej poczęcia.

W sumie oba podstawowe tryby fabularne zapewniają grubo ponad dwadzieścia godzin zabawy – a nawet o wiele więcej, jeśli zdecydujemy się z Libra of Soul wycisnąć wszystko, co się da, i ukończyć wszelkie dostępne misje poboczne. Małym cieniem na tym świetnym rezultacie kładzie się, niestety, słowo klucz tej recenzji: budżet. W obu trybach większość fabuły poznajemy w formie prostych plansz z tekstem – w przypadku Libra of Soul pozbawionych dodatkowych ozdobników, w Soul Chronicle zrealizowanych na modłę japońskich visual novels za pomocą portretów postaci i zdubbingowanych dialogów. Klasycznych scenek przerywnikowych jest może z pięć na całą grę – reszta to głównie czytanie i słuchanie tekstów.

Osobiście z dwojga złego wolę jednak dwadzieścia godzin takiej rozbudowanej, choć mało efektownej zabawy niż typową wizualnie atrakcyjną, ale trwającą dwie czy trzy godziny kampanię – niemniej domyślam się, że taki kompromis ze strony twórców nie każdemu przypadnie do gustu.

Kreator postaci nie tylko pozwala na stworzenie nowych bohaterów, ale także zmodyfikowanie tych już istniejących.

Recenzja gry Soulcalibur VI – reanimacja skończona, legenda ożyła - ilustracja #6

STWÓRZ SOBIE DUSZĘ

W Soulcaliburze VI powraca możliwość tworzenia własnych postaci oraz edycji tych już istniejących. W porównaniu z poprzednimi odsłonami kreator pozwala na nieco więcej – oprócz płci, postury i ubrania wojownika teraz możemy także wskazać jego rasę. Do wyboru mamy m.in. spaczonych malfested, jaszczuroludzi, demony, mumie, orków czy – z braku lepszej nazwy – kotołaki. No i oczywiście ludzi.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, zaś w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Którą serię bijatyk lubisz najbardziej?

Soulcalibur
15,7%
Tekken
26,4%
Street Fighter
16,1%
Mortal Kombat
31,8%
Injustice
3,7%
Guilty Gear
2,7%
Inną
3,6%
Zobacz inne ankiety