Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 17 kwietnia 2003, 11:15

autor: Marcin Cisowski

Metal Gear Solid 2: Substance - recenzja gry - Strona 6

Metal Gear Solid 2: Substance to specjalna, rozszerzona edycja gry Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty stworzona z myślą o komputerach PC oraz konsolach PS2 i Xbox.

Nie wspomniałem jeszcze o wykonaniu postaci, a to już zupełnie inna bajka. O ile jeszcze tekstury są tylko trochę ciekawsze od tych opisanych wyżej, to już motion capture jest liderem w swojej kategorii. Wystarczy troszkę (brzydko to zabrzmi) pobawić się zwłokami przeciwnika. Momenty w których nasz bohater podnosi ciało strażnika pod ręce lub za nogi, kiedy jest ono chowane do szafy, kiedy bezwładnie opada na pochyłe schody. Niesamowity realizm w ukazaniu ruchów ciała powodował u mnie częste uczucie zaskoczenia. Jest to wyróżniający się element, doceniany na pewno nie tylko przeze mnie. Jeszcze słowo o cut-scenkach. Chwaliłem je już wcześniej od strony pomysłu i scenariusza. Wykonanie także zasługuje na słowa uznania. Postaci nawet na zbliżeniach prezentują się szczegółowo. Tylko raz podczas całej gry zauważyłem defekt, a przejawiał się on w tym, że na filmiku postać rozmawiająca przez telefon trzymała w ręce powietrze. Nie ma to wpływu na akcje (no bo jak), ale taka rzecz nie powinna się przydarzyć, zwłaszcza, że gra nie jest sama w sobie nowa. Była strona wizualna, teraz czas na dźwiękową.

MUZYKA, DŹWIĘK

Dźwięki są poprawne, ale mogłoby ich być troszkę więcej. Jednak te, które są prezentują wysoki poziom. Do wszystkich kwestii mówionych aktorzy nagrali głosy i wypadło to rewelacyjnie – filmowo. Szczególnie Snake i jego charakterystyczne powiedzonka sprawiają, że po raz kolejny czujemy się docenieni przez twórców gry, że w tak dużej ilości tekstu był czas na dopracowanie każdego jednego zdania. Bardzo dobrze, że pozostawiono oryginalną wersję, a nie zatrudniono polskich aktorów (z całym ogromnym dla nich szacunkiem). Żal jednak, że dla tych z graczy którzy nie opanowali najpopularniejszego na świecie języka nie przygotowano polskiej wersji w postaci podpisów, co znacznie ułatwiłoby im zrozumienie zawikłanej i niejednoznacznej fabuły. Na deser zostawiłem sobie muzykę. Jej kompozytorem jest Harry Gregson – Williams. Kolejna już postać nieprzypadkowo zatrudniona do tego projektu. Twórca muzyki do filmów „Twierdza” i „Armageddon” wiedział jak budować napięcie, w których momentach posłużyć się muzyką pełną patosu. Słychać tu profesjonalną orkiestrę i chwilami pojawiające się delikatne nawiązania do muzyki z „Armageddonu” (która jest moim zdaniem pierwszorzędna). Na osłodę w trakcie napisów końcowych wysłuchamy wspomnianej w pierwszej części recenzji jazzowej ballady „Can’t Say Good Bye To Yesterday”. Przez cały tekst wychwalałem grę niemalże pod niebiosa. Czas dolać do tego dzbana miodu pokaźną łyżkę dziegciu...