Recenzja gry State of Decay 2 – apokalipsa zombie w jakości Gothica - Strona 3
State of Decay 2 poprawia wiele znanych z pierwszej części elementów i dość przekonująco pokazuje trudy zarządzania ludzką osadą w czasie apokalipsy zombie. Szkoda tylko, że od strony technicznej gra także rodzi skojarzenia z nadgniłym trupem.
Stan zgniłego kodu
Podobne problemy z balansem i nietrafione rozwiązania można znaleźć w praktycznie każdej produkcji. Prawdziwą zmorą State of Decay 2 są jednak liczne błędy techniczne i ogólna niedbałość wykonania. To trochę takie ciekawie napisane, dość długie wypracowanie, nabazgrolone byle jak na wymiętej kartce. Na tle współczesnych hitów krajobrazy i oświetlenie w grze wypadają biednie. Przy domyślnych wysokich ustawieniach oraz na zwykłym Xboksie to, co widzimy na ekranie, wygląda momentami wręcz brzydko. Dopiero przy detalach na poziomie ultra wersja PC nabiera trochę ogłady, ale wtedy na karcie GTX 970 i przy 8 GB RAM-u pojawia się nieprzyjemne chrupanie animacji. Na domiar złego trzy mapy zawarte w grze są do siebie bardzo podobne. Nie oferują zbyt wielu unikatowych miejsc ani ciekawych znajdziek, co mocno wzbogaciłoby eksplorację, do której jesteśmy zmuszani niemal cały czas.
W testowanej przeze mnie wersji roiło się od błędów. Wszystkie samochody, jakie zdobyłem w grze, straciłem po niespodziewanym zablokowaniu się nimi na jakichś obiektach. Postacie NPC, z którymi można handlować, kręcą się wokół nas jak mrówki, uniemożliwiając kliknięcie ich czy będącego w pobliżu kontenera. Zombie notorycznie unoszą się wysoko w powietrze, a otwarte furtki bywają tak naprawdę zamknięte. Pierwszy raz zawiodłem się również na funkcji Xbox Play Anywhere – moment zapisu na pececie nie pokrywał się idealnie ze wznowieniem gry na Xboksie. Podobnych niedociągnięć jest w grze sporo – wprawdzie nie uniemożliwiają one rozgrywki, ale czasem ich nagromadzenie bywa irytujące, co potęguje wrażenie produkcji średniej jakości.
Lepiej samemu czy w co-opie?
Nowością w State of Decay 2 jest opcja grania w czteroosobowej kooperacji. Możemy zaprosić swoich znajomych albo odpalić flarę i liczyć na przypadkowo dobrane osoby. Autorzy mocno postarali się, by wspólna rozgrywka polegała głównie na pomaganiu sobie i dołączający gracze nie mają żadnej możliwości okraść naszej bazy czy schowka. Co nie znaczy, że nie mogą ściągnąć nam na głowę kłopotów. Jeśli w kiepskim momencie zwrócą uwagę szczególnie niebezpiecznego zombiaka, np. trudnego do pokonania juggernauta, po czym zostawią nas z nim bez pomocy, raczej nie będziemy im wdzięczni.
Warto też wiedzieć, że wszelkie zdobyte surowce zasilą bazę osoby hostującej. Goście mogą liczyć tylko na przeniesienie do swojej gry pozyskanych przedmiotów, np. broni i ewentualnie tego, co zdecydują się im podarować inni gracze w sesji. Dość długie i monotonne wypady oraz fakt, że nikt oprócz hosta nie wzbogaca swojej bazy, a więc nie posuwa swojej rozgrywki naprzód, sprawiają, że większy sens mają tu krótkie wspólne sesje, np. by podarować komuś lepszą broń lub zapewnić ochronę podczas poszukiwań samochodu. Przełączanie się pomiędzy sesjami odbywa się na szczęście dość szybko i płynnie, choć nie bez kolejnej porcji graficznych gliczy.
28 dni później ciągle chcę grać
Nigdy nie byłem fanem Gothica i jakoś tak z boku obserwowałem fenomen tej niezbyt perfekcyjnej, ale jednak kultowej produkcji. Wydaje mi się, że w przypadku State of Decay 2 może być trochę podobnie. Pomimo licznych błędów, nudnego początku, kiepskiej optymalizacji i powtarzalnej rozgrywki tytuł ten wciągnął mnie jak bagno i zamierzam grać w niego dalej. Znalazłem tutaj to trudne do opisania „coś”, świetny klimat, satysfakcjonującą walkę, radość z każdego zdobytego samochodu czy broni automatycznej i poczułem wagę podejmowanych decyzji.
Na tle innych sandboksowych bezcelowych survivali tkwiących od zawsze we wczesnym dostępie produkcja Undead Labs jawi się jako całkiem przemyślana gra. Może nie jest to pozycja dla każdego, ale przy odrobinie cierpliwości warto dać jej szansę. Zwłaszcza jeśli korzystamy z usługi Xbox Game Pass. Myślę, że State of Decay 2 dołączy do grona tych ukochanych „średniaków” i tak jak pierwsza część z pewnością znajdzie oddanych fanów – jednego zdobyło już na pewno. Mam swoją skórzaną kurtkę, swoją Lucille i swoje... State of Decay 2!
O AUTORZE
Ze State of Decay 2 spędziłem około 30 godzin na jednej mapie, eliminując tam wszystkie serca plagi i rozbudowując maksymalnie bazę o wybrane i dostępne z tymi postaciami sekcje, co przełożyło się na 15 czy 16 dni w świecie tej produkcji. Testowałem również tryb co-opa i jeśli ktoś ma swoją ekipę, to na pewno znajdzie w nim dodatkowe pokłady zabawy. Rozpoczynałem też kilka razy nową grę, testując inny zestaw bohaterów i przenosiny osady na nową mapę. Spodziewałem się, że będzie to pozycja klimatyczna i pod tym względem się nie zawiodłem, ale rozczarowała mnie trochę warstwa techniczna i oprawa graficzna.
Pierwsze State of Decay nie zdołało wciągnąć mnie równie mocno i dość szybko przestałem w nie grać. Z „dwójką” na pewno się nie żegnam. Będę przechodzić grę na innych mapach, nowymi bohaterami i czekać na dalsze wsparcie ze strony twórców.
ZASTRZEŻENIE
Kopię gry State of Decay 2 otrzymaliśmy nieodpłatnie od firmy Microsoft.
Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl