Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 16 maja 2018, 15:30

Recenzja gry Conan Exiles – nie tylko falujące fallusy - Strona 2

Czy sieciowy survival w uniwersum Roberta E. Howarda ma rację bytu? Jeśli przymkniemy oczy na kilka wad oraz niedoróbek, to zobaczymy całkiem udany tytuł. Bunkrów co prawda nie ma, ale…

Świat gry żyje

Funcom postarał się, jeśli chodzi o oddanie klimatu. Pustynia robi wrażenie i rzeczywiście sprawia, że człowiek czuje się mały. Mimo że to po prostu przerośnięta piaskownica, idealnie wpasowuje się w całość. Spokojnie, deweloperzy nie oddali do naszej dyspozycji jedynie piaskowego biomu. Szybko docieramy do bardziej zalesionych terenów, a jeśli spędzimy w grze wystarczająco dużo czasu, to zwiedzimy też krainy skute lodem czy moczary. Na różnorodność lokacji nie można więc narzekać. Najważniejsze jednak, że nie są one puste.

Świat gry jest całkiem spory.

Nie mamy tu bowiem do czynienia z sytuacją, w której przemierzamy kilometry przestrzeni z okazjonalnymi krzewami, drzewami czy skałami. Otoczenie wygląda żywo, nie brakuje monumentów, zniszczonych mostów, a nawet osad. Natrafiamy na małe zgrupowania żółwiopodobnych stworzeń z młodymi oraz gniazdami pełnymi jaj. Nad rzeką widujemy krokodyle, a z czasem natykamy się na NPC. I tutaj Conan Exiles zyskuje w moich oczach, możemy bowiem spotkać imienne, komputerowe postacie, nastawione do nas neutralnie, oraz „zwykłe moby”, które nas atakują.

Niebrzydki ten barbarzyńca

Produkcji Funcomu daleko do graficznych rozkoszy ARK: Survival Evolved czy chociażby tego, co oferuje Rust. Z drugiej jednak strony to, co oglądamy na ekranie, nie jest brzydkie. Powiedziałbym, że zwyczajnie średnie – oczy nie zaczną nam krwawić, ale też nie popłaczemy się ze szczęścia. Ma to jednak pewną zaletę, czyli optymalizację. Gra działa płynnie, nie gubi klatek i nie wymaga komputera z NASA.

Ci pierwsi bohaterowie udzielają informacji na temat świata gry. Nie ma ich wielu, ale stanowią udane urozmaicenie. Dużo ciekawiej wypadają jednak dzikusy, reprezentujące różne plemiona. Polecam omijać ich małe obozy z daleka, dopóki nie poznamy praw i zasad rządzących grą. Moje pierwsze spotkanie z tubylcami zakończyło się zgonem.

Nie wszyscy sąsiedzi są mili.

Namiastka single playera

I tutaj zaczynają się schody. Jeśli macie doświadczenie w sieciowych survivalach, to poczujecie się w Conan Exiles jak w domu. Jeśli nie, polecam przejrzeć poradniki w sieci, które zdecydowanie ułatwiają początki. Ja skorzystałem z innego dobrodziejstwa gry – trybu dla jednego gracza. Produkcja Funcomu daje możliwość (tak jak Minecraft) pograć samemu bez konieczności stawiania serwera. Na dodatek wolno nam udostępnić rozgrywkę znajomym i uruchomić tryb kooperacji.

Wbrew pozorom to najprostsze rozwiązanie, by oswoić się z tą pozycją. Wtedy naszymi jedynymi przeciwnikami będą fauna i flora oraz pusty żołądek. Zyskamy zatem więcej czasu na zapoznanie się z mechanikami. Szybko jednak znudzicie się taką zabawą, gdyż urok świata Conana Barbarzyńcy tkwi właśnie w zagrożeniu. Survivalowe aspekty Conan Exiles okazują się bowiem niewystarczające. Jedzenie leży dosłownie na ziemi, jako że posilać możemy się robakami, których zwyczajnie nie brakuje. Jeśli chodzi o wodę, to wystarczy zanurzyć się w rzece i nasze pragnienie zostaje zaspokojone.

Problemów potrafi przysporzyć zdrowie, które się automatycznie nie regeneruje, więc regularnie trzeba coś jeść. Do tego dochodzi również wrażliwość na temperaturę. Niemniej w początkowych etapach ten element nie sprawia żadnych kłopotów. No, nie dajcie się tylko nabrać na spożywanie surowego mięsa – zatrucie żołądka może doprowadzić do śmierci.

Neutralny NPC jest cennym źródłem informacji.

Gotowi na walkę o przetrwanie?

Conan Exiles to sieciowy survival, więc wypadałoby grać z innymi. Do wyboru mamy serwery PvP oraz PvE. Tych drugich nie polecam, bo zwyczajnie na własne życzenie pozbawimy się ważnego dla tego gatunku aspektu. Te pierwsze wbrew pozorom nie są tak krwawe, jak można by się obawiać. Omawiany tytuł nie padł jeszcze ofiarą specyficznej choroby gatunku – społeczność nie składa się jedynie z socjopatów, morderców oraz psycholi. Spotkamy tu sporo osób chętnych nam pomóc, a nie biegnących w naszym kierunku z siekierą oraz przyrodzeniem na wierzchu. Nie, to nie Rust.

Osobiście polecam PvP, ale uprzedzam – bywa krwawo.

Wybór serwera jest o tyle istotny, że większość z nich różni się od siebie. Mamy światy wykreowane przez deweloperów oraz społeczność. Te drugie często są zmodyfikowane, przykładowo zdobywamy więcej punktów doświadczenia, nie można zburzyć naszych budowli lub zezwala się na oszukiwanie. Kłopot stanowi mała ilość serwerów Funcomu, więc trzeba liczyć się z kolejkami.

Pierwsza czy trzecia osoba?

Gra oferuje widok z perspektywy pierwszej lub trzeciej osoby. O ile ten pierwszy jest zdecydowanie bardziej klimatyczny, wybierając go, dobrowolnie utrudniamy sobie zabawę. Widząc jedynie to, co nasza postać ma przed oczami, trudniej reaguje się na ciosy oraz wykonuje uniki. Druga opcja zapewnia więcej możliwości, a przy okazji nie trzeba się obawiać, że ktoś zajdzie nas od tyłu. Problem tylko w tym, że przy FTP walka nieco zyskuje, podczas gdy w trybie TTP mamy niezgrabny balet.

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej