Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 kwietnia 2003, 09:46

autor: Andrzej Jerzyk

Pluton - recenzja gry - Strona 3

Platoon: The 1st Airborne Cavalry Division in Vietnam to strategia czasu rzeczywistego, w której gracz staje się młodym amerykańskim żołnierzem służącym w Wietnamie (lata 1965-1968) w Pierwszej Dywizji Kawalerii Powietrznej.

No nic, powiedzmy, że starczy już znęcania się nad tą biedną grą. Sprawiedliwość woła, żeby wyliczyć zalety, które Platoon posiada. Więc po kolei: mamy tutorial (bardzo skromny niestety), który pomaga nam w rozpracowaniu interfejsu gry (który zresztą jest lekko zakręcony i niezbyt intuicyjny...eee... ale miałem mówić o zaletach a nie o wadach); spory katalog misji (ale co z tego, skoro niewiele się od siebie różniących); regulowany poziom trudności (przydatna rzecz, bo gra jest całkiem trudna, przynajmniej na początku); praktycznie całkowita swoboda w regulowaniu kąta nachylenia kamery, co jest bardzo przydatne a i łatwe do osiągnięcia. Teren i animacja postaci są dopracowane wspaniale, naprawdę ! Ale niestety nadawałyby się raczej do innego rodzaju gry. Na uwagę zasługuje ciekawie rozwiązana kwestia ukształtowania terenu, na którym przyszło nam walczyć. Otóż różne obszary charakteryzują się różnymi parametrami, także np. oddział ukryty w wysokiej trawie zyskuje znaczną premię do obrony (ale też gorzej widzi przeciwnika). Umieszczając kursor nad danym obszarem otrzymujemy dane na jego temat – wielkość premii do obrony i zasięg widoczności. To koniec zalet. Lecimy dalej z wadami. Nie ma żadnego zapisu stanu gry w czasie misji. Wyobraźmy sobie teraz, że po raz dziesiąty przedzieramy się przez to samo zadanie i gdy w końcu wybijemy już wszystkie siły wroga, w drodze do śmigłowca mającego nas zabrać do bazy, przypadkowo natrafiamy na jakąś minę czy zabłąkanego Azjatę, który (bądź która, jeśli spotkamy minę a nie Azjatę) ochoczo dobija nasz wyczerpany oddział. Trudno mi w takim momencie wyobrazić sobie reakcję inną od rzutu myszą o ścianę, naplucia w monitor i połamania płyty z grą. Ale autorzy gry zadbali, żebyśmy się aż tak bardzo nie denerwowali i umieścili przeciwników w tym samym miejscu na mapie za każdym razem rozpoczęcia misji od nowa, więc jeśli mamy dobrą pamięć, to szybko nauczymy się ich pozycji i już nigdy nie będą nas zaskakiwać. Jeśli ktoś nie doczytał podtekstu – TO JEST WADA. Kolejna. A misje są przez to nuuudne.

Oprawa audio-wizualna gry, jak można się domyślać z poprzednich akapitów, nie napawa jakimś optymizmem. Grafika jest nawet ładna, jednak ma jedną zasadniczą wadę, która ją dyskwalifikuje – nijak nie tworzy klimatu upalnego Wietnamu, już bardziej można odnieść wrażenie, że spacerujemy z karabinami po ogrodzie botanicznym (i to jakimś niezbyt bogato zaopatrzonym). Podobnie jest z muzyką i dźwiękami. Kurcze, czy w tej całej dżungli nie było żadnej fauny, która mogłaby od czasu szczeknąć, miauknąć czy wydać inne odgłosy ? Muzyka jest... Na dobrą sprawę to po kilkunastu godzinach gry nie potrafię powiedzieć słowa o muzyce. Po prostu zupełnie jej nie pamiętam ! Na pewno jest, ale podaruję sobie analizę jej wartości artystycznej ;) Jakby tego wszystkiego było mało, gra nie zadowala się bynajmniej byle jakim komputerem. Na maszynie z procesorem Athlon 1Ghz i chipem GeForce 2, gra rozwijała w porywach do 20 klatek na sekundę.

Tak, tak, okrutnie potraktowałem tą niewinną grę. Ale trzeba czasem zagrać w coś kiepskiego, żeby potem dostrzegać wiele zalet w grach nawet przeciętnych. Jak się gra w same przeboje, to automatycznie zapomina się, jak bardzo trzeba je cenić i jak dużo pracy musieli programiści włożyć w ich wykonanie. Takie gry jak Platoon pomagają nam o tym pamiętać. Problemem tej gry nie jest zły pomysł – zrobienie z takiego przeboju kinowego gry komputerowej to jak najbardziej naturalna droga. Jej główny problem to tragiczne wręcz wykonanie, które psuje całą ideę gry. Przykro mi, ale trudno o tej grze powiedzieć coś dobrego. Jest ledwie przeciętna.

Andrzej „Jeż” Jeżyk