Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Sea of Thieves Recenzja gry

Recenzja gry 27 marca 2018, 15:00

autor: Grzegorz Misztal

Recenzja gry Sea of Thieves – ta łajba przecieka

Czy Microsoft przełamał wreszcie złą passę w temacie xboksowo-windowsowych tytułów ekskluzywnych? Czy Rare sprostało własnej legendzie i nie splamiło honoru, wypuszczając niedopracowaną grę? Dowiecie się tego z naszej recenzji Sea of Thieves.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji XONE

Sea of Thieves miało być alternatywą dla osób, które mają dość gier sieciowych opartych na trybie battle royale, a także dla miłośników co-opa i zabawy ze znajomymi. Niestety, ten statek coraz mocniej przecieka i bardzo możliwe, że zamiast ku chwale podryfuje w nieznane, by rozbić się o skały.

Sea of Thieves po raz pierwszy zostało zapowiedziane podczas E3 w 2015 roku, gdzie zrobiło fantastyczne pierwsze wrażenie. Obietnica wielkiego świata, wspólna żegluga ze przyjaciółmi i ciągłe walki na morzu – a wszystko to w kreskówkowej i przyjemnej oprawie wizualnej. Czy twórcy spełnili swoje obietnice i wydali grę, o której fani pirackich przygód marzyli całe życie? Niestety, Sea of Thieves obecnie przypomina wersję demonstracyjną, której zadaniem jest prezentacja przykładowych zadań i kilku dodatkowych aktywności.

Wybór pirackiego statku jest bardzo ubogi – możemy zdecydować się na jeden z dwóch okrętów.

Jak statki na niebie...

PLUSY:
  1. solidnie zrealizowana żegluga;
  2. przyjemna oprawa audiowizualna i świetnie odwzorowana woda;
  3. zabawa ze znajomymi sprawia pewną frajdę.
MINUSY:
  1. tylko dwa domyślne rodzaje statków bez możliwości ulepszeń;
  2. gra błyskawicznie robi się powtarzalna;
  3. wysoka cena, nieznajdująca pokrycia w obecnej zawartości tytułu;
  4. brak historii, narracji i jakiegokolwiek systemu progresji;
  5. okazyjne błędy gry i niestabilność serwerów.

Przygodę z Sea of Thieves zaczynamy dość klasycznie – tworzymy naszego pirata, a następnie wybieramy statek… i już tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt, gdyż mamy tylko dwie opcje. Jedna to galeon – duży trzymasztowiec dla trzech lub czterech osób, druga sloop – zwinny statek dla jednego lub dwóch graczy. To, na który z nich się zdecydujemy, jest dość istotne, bo każdym kieruje się inaczej i każdy ma swoje mocne i słabe strony.

Galeon porusza się szybciej, gdy żegluje się z wiatrem, ma więcej dział i jest naprawdę wytrzymały. Ciężko nim natomiast skręcać, konieczna okazuje się ciągła korekta żagli, a podnoszenie kotwicy zajmuje dużo czasu. Slup to z kolei mniejszy i bardziej zwrotny statek, którego możliwości bojowe są słabsze – choć zdecydowanie łatwiej pełnić na nim obowiązki pokładowe.

Bo na statku, rzecz jasna, jest co robić! Manewry za sterem, rozwijanie żagli, ładowanie armat czy wypatrywanie wrogich okrętów na horyzoncie – każdy z graczy znajdzie dla siebie zajęcie i błyskawicznie poczuje się jak prawdziwy członek załogi. Zdecydowanie warto grać ze znajomymi i zaopatrzyć się w mikrofon oraz słuchawki – kooperacja to klucz do sukcesu i prawdziwa siła tej gry.

Na statku każdy znajdzie zajęcie. Gdy jedna osoba nawiguje, reszta może śledzić mapę, kontrolować żagle, czy przygrywać pirackie melodie na instrumencie.

Recenzja gry Sea of Thieves – ta łajba przecieka - ilustracja #3

Czy w Sea of Thieves można grać solo?

Choć teoretycznie da się bawić samemu, w praktyce jest to żmudne i nieopłacalne. Po pierwsze, musimy samodzielnie kierować statkiem, co wymaga sporej zręczności i na dłuższą metę staje się meczące. Po drugie, poszukując skarbów lub oddając skrzynki, jesteśmy łatwym celem dla grup wrogich graczy. Wystarczy, że zginiemy, a inni piraci z łatwością zatopią nasz statek i pozbawią nas łupów. Gra smakuje najlepiej, gdy bawimy się w duecie lub postawimy na pełną, czteroosobową załogę.

Ahoj, przygodo!

Na każdym statku znajdziemy mapę świata – możemy na niej sprawdzić swoje położenie i wybrać cel podróży.

Świat Sea of Thieves składa się z licznych wysp o różnym kształcie i wielkości. Dostępny obszar jest ogromny, a twórcy postarali się, by każda wysepka zachęcała do eksploracji. Znajdziemy tu również posterunki, które pełnią kilka ważnych funkcji – można w nich brać zlecenia oraz sprzedawać zdobyte podczas wypraw łupy.

W osadach znajdziemy przedstawicieli trzech frakcji: Gold Hoarders, Order of Soul i Merchant Alliance – każda z nich ma dla nas inny rodzaj zadań do wykonania. Naszym głównym zajęciem jest szukanie skarbów, posiłkując się mapką, polowanie na szkielety i łapanie zwierząt do klatek. Gdy uporamy się z danym zleceniem, otrzymamy nagrodę, którą zazwyczaj jest skrzynka ze złotem lub czaszka poległego wroga. Zdobyty łup przenosimy na statek i podejmujemy decyzję, czy chcemy wykonać kolejne podobne zadanie, czy wrócić do osady i sprzedać ładunek. Pozyskane fanty można wymienić u handlarzy na złote monety, a za te nabywamy przedmioty kosmetyczne.

Początkowo misje ciekawią – musimy dostać się do skarbu z pomocą mapki, lub rozwiązać zagadkę, co rozbudza w nas chęć przygody.

Zdobyte łupy musimy przenieść na statek, a następnie sprzedać w osadzie pirackiej.

Na początku przygody z Sea of Thieves wyprawy sprawiają masę frajdy, jednak szybko odkrywamy, że poza drobnymi modyfikacjami wszystko odbywa się tu według tego samego schematu. Wybieramy trzy misje, podróżujemy na wskazane wyspy i realizujemy cel zadania. Sporadycznie możemy zebrać dodatkowe skarby na wysepkach lub spenetrować wrak zatopionego okrętu w poszukiwaniu kosztowności. Czasem natykamy się na specjalne skrzynki ze skarbami, które np. powodują wylewanie się wody lub doprowadzają do tego, że nasza postać się upija. Na start gry twórcy przygotowali jeszcze dwa dodatkowe wydarzenia, odrobinę urozmaicające rozgrywkę.

Pierwszą z atrakcji są forty szkieletów – jedna z wysp na mapie zostaje zalana przez hordę kościanych przeciwników. Po ich pokonaniu możemy zdobywamy do skarbca pełnego skrzyń ze złotem. Wydarzenie jest publiczne, więc każdy gracz ma szansę dotrzeć do fortu, co często owocuje potyczkami z innymi pirackimi załogami. Drugi event to walka z krakenem, który może napaść na nasz statek. Aby go przepędzić, trzeba wykorzystać broń palną i armaty – wróg dość szybko umknie, choć – według twórców – potwór ma nas z czasem coraz częściej atakować i ze starcia na starcie być coraz groźniejszy.

Na morzu możemy natknąć się na krakena, który spróbuje zatopić naszą łódź.

Zdobyłem wszystkie skarby świata! Co za to kupię?

Gdy sprzedajemy łupy, zyskujemy określoną sumę złotych monet. Czy nabywamy za nie usprawnienia do statku lub lepsze wyposażenie? Nie! Twórcy obrali inny kierunek i uznali, że graczom do szczęścia wystarczy... kosmetyka. Za uzyskane pieniądze możemy kupić nowe skórki dla naszej łopaty, broni czy żagli. Pytanie czy zmiana wyglądu statku lub naszej postaci jest warta kilkudziesięciu godzin gry?

Z jednej strony rozumiem zamysł autorów – postawili na balans rozgrywki i nie chcieli, by świeżo upieczeni piraci byli na straconej pozycji. Efekt jest jednak odwrotny do zamierzonego – na tę chwilę nic nie motywuje graczy, by zostali na dłużej z tym tytułem. Kilka pierwszych godzin zabawy oddaje tak naprawdę całokształt Sea of Thieves.

Wrogi statek na horyzoncie!

Podstawowa zawartość tej pirackiej produkcji prezentuje się ubogo – czy Sea of Thieves mogą uratować emocjonujące potyczki z innymi graczami? Niestety, ten aspekt rozgrywki również wypada słabo. Morze jest dość puste, a spotykane statki zazwyczaj unikają konfrontacji. Nie ma w tym nic dziwnego – bitwy morskie okazują się nudne, czasochłonne i zazwyczaj tylko irytują. Dziury w statku można błyskawicznie załatać deskami, wodę opróżnić kilkoma wiadrami, a w razie potrzeby szybko uciec. Zatrzymanie nieprzyjacielskiego okrętu jest praktycznie niemożliwe, dysponujemy bowiem tylko jednym rodzajem kul armatnich, a uszkodzenie wrogiego masztu nie wchodzi w grę.

Walki na morzu często przypominają zabawę w kotka i myszkę.

Powodem unikania walk jest strach przed utratą łupów. Jeśli nasz statek zatonie, a my zginiemy, to nasze skarby będą unosić się na wodzie, a my sami odrodzimy się po krótkim czasie na najbliższej wyspie. Jeśli natomiast obronimy się i poślemy przeciwnika na dno – nie otrzymamy żadnego trofeum i stracimy cenne zasoby oraz czas. Jedynym wynagrodzeniem naszych trudów może być łup, który akurat przewozi inna załoga – jeśli go w ogóle ma. Jest dla mnie zagadką, dlaczego twórcy nie przygotowali systemu reputacji, nagród pieniężnych lub innych motywatorów, które zachęciłyby do częstszych potyczek.

Na lądzie walczyć będziemy głównie ze szkieletami, które występują w kilku odmianach.

Wrogich piratów łatwiej napaść na lądzie, gdy szukają skarbów lub planują sprzedać łup. Do naszej dyspozycji oddano kilka podstawowych typów broni: szablę, muszkiet, strzelbę i karabin z lunetą. Sama walka okazuje się prosta – przykładowo miecz ma podstawowy cios, potężny atak i blok. Z kolei broń palna oferuje dużo większą siłę rażenia, choć po każdym strzale wymaga przeładowania i wystawia nas na kontratak. Jeśli polegniemy, na krótko przeniesiemy się na pokład statku widmo, a po odczekaniu kary powrócimy na nasz okręt. Ot, proste potyczki, którym bliżej do minigry niż do pełnoprawnego tytułu AAA.

Morza szum, ptaków śpiew...

Sea of Thieves ma też jasne strony. Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną, to twórcy gry spisali się na medal. Kreskówkowa grafika idealnie podkreśla lekki ton zabawy, a muzyka dobrze oddaje piracki klimat. Świat gry też ma dynamicznie zmieniającą się pogodę i doskonale, bodaj najlepiej w grach, odwzorowaną wodę. Podczas sztormu fale uderzają w naszą łajbę, zmieniając jej kurs – my natomiast walcząc z naturą, podziwiamy całe zjawisko. Tak, na Sea of Thieves po prostu miło się patrzy.

Efekty pogodowe i morze robią wspaniałe wrażenie.

Podwodny świat wygląda bardzo dobrze, a samo nurkowanie jest przyjemne.

Świetnie odwzorowano również świat podwodny i fizykę pływania. Nurkowanie wygląda całkiem realistycznie i dość łatwo stracić orientację, gdy np. wpłyniemy do wraku statku. Miłym dodatkiem są również instrumenty muzyczne – nasza postać może na nich grać klimatyczne, marynarskie melodie. Poszczególne wysepki również robią dobre wrażenie, choć po pewnym czasie zauważamy, że są dość puste. W grze istnieje bowiem tylko kilka gatunków zwierząt i tylko jeden rodzaj wroga w paru odmianach.

Niestety, uboga zawartość to nie jedyny problem gry. Nie zabrakło w niej również sporej liczby błędów. Notorycznie występują problemy z serwerami, nie wczytują się tekstury i doskwiera ogólna niestabilność programu. Moja załoga kilkakrotnie padła ofiarą bugów i parę razy straciliśmy przez to cały łup. Co prawda część winy można zrzucić na duże zainteresowanie tytułem i obciążenie serwerów – a Rare całkiem szybko reaguje i na bieżąco naprawia kolejne błędy swojej produkcji, ale trudno traktować to za pełne usprawiedliwienie. Dla odmiany optymalizacja w Sea of Thieves jest w niezła i nawet na starszym pececie gra chodzi zaskakująco płynnie.

Z drugiej strony mamy również błędy gry. Na obrazku - „złamany” żagiel i lewitująca drabinka.

Zostań legendą?

Gdy sprzedajemy skarby lub dostarczamy klatki ze zwierzętami oprócz stosu złotych monet rośnie nasz poziom reputacji w danej grupie. Twórcy ogłosili, że po osiągnięciu 50 poziomu reputacji w każdej z frakcji odblokujemy dostęp do legendarnej kryjówki piratów. Czekają tam nas „nowe, epickie i emocjonujące wyprawy”. Problem w tym, że owa zawartość jest ukryta za barierą grindu, który trwa minimum kilkadziesiąt godzin i polega na wykonywaniu identycznych zadań. Czy Rare naprawdę musiało uciec się do takiej zagrywki, by skłonić graczy do pozostania z Sea of Thieves?

Kapitanie, idziemy na dno!

Dawno nie miałem okazji grać w tak nierówną produkcję. Z jednej strony Sea of Thieves to wspaniale wyglądający tytuł sieciowy o dużym potencjale i prawdziwie pirackim klimacie – z drugiej jednak to uboga w zawartość pozycja, która szybko się nudzi. W kółko powtarzamy te same misje, potyczki z innymi graczami zawodzą na całej linii, a brak systemu progresji zniechęca do dalszej zabawy.

Jedynym systemem progresji jest kosmetyka i uzyskiwanie kolejnych poziomów reputacji z frakcjami.

Przed twórcami twardy orzech do zgryzienia, gdyż po upływie darmowego okresu Xbox Game Pass większość graczy zapewne porzuci ten tytuł. W końcu pełna wersja gry została wyceniona na 250 zł, a opcja miesięcznej subskrypcji wydaje się mało opłacalna, gdyż oferta w chwili premiery jest bardzo skromna (mowa oczywiście o pececie, bo na konsoli abonament gwarantuje dostęp do masy gier).

DRUGA OPINIA

Recenzja gry Sea of Thieves – ta łajba przecieka - ilustracja #2

Sea of Thieves robi wrażenie gry, której na Kickstarterze ufundowano dopiero dwa etapy z dziesięciu planowanych, postaciom zdołano nagrać tylko po jednej linii dialogowej, a szczątkową muzykę pozbierano z darmowych plików. To wszystko strasznie kłóci się z ogromną kampanią marketingową niby jednego z najważniejszych tytułów na platformę Xbox One i przypomina odrobinę historię No Man’s Sky.

Deweloperzy z Rare zapewniali nas, że beta-testy ujawniają zaledwie cząstkę gry, ale pełna wersja przyniosła jedynie węże, inaczej pokolorowane kościotrupy z podkręconym paskiem zdrowia i krakena przypominającego rabarbar. Sea of Thieves zmusza nas do bycia morskim kupcem, by wygrindować sobie drogę do mitycznego endgame’u, i jednocześnie zachęca, aby zostać piratem – bo napadanie na statki to najciekawszy aspekt zabawy. Jedno i drugie wymaga jednak anielskiej cierpliwości – rola tragarza skrzyń jest monotonna, a piraci muszą się sporo naszukać, by znaleźć kolejną ofiarę, przez co gra robi się nudna nawet w kooperacji.

Sea of Thieves ma ogromny potencjał, bo nie znajdziemy innej produkcji z tak przystępną i ciekawą mechaniką żeglugi oraz walk na statkach. Twórcy zdecydowali się jednak na najgorsze możliwe rozwiązanie – eksplorację połączoną z PvP. Gra zyskałaby mocno, gdyby otrzymała osobny tryb deathmatch dedykowany bitwom okrętów, gdyby fani eksploracji mogli skupić się tylko na wrogach sterowanych przez SI, a skrzynie ze skarbami wyrzucały od czasu do czasu jakiś kosmetyczny fant. Póki co twórcom udał się jedynie tytuł. To rzeczywiście morze złodziei – jest tu i złodziej czasu, i złodzieje postępów w rozgrywce, i złodziej nadziei na prawdziwą morską przygodę.

OCENA: 5,5/10

Dariusz „DM” Matusiak

Gra jest fajną przygodą kooperacyjną – szkoda, że trwa to tak krótko.

Czy Sea of Thieves to kompletny niewypał? Nie – to przyjemna gra na kilka, może nawet kilkanaście godzin, którą warto przetestować za darmo, aktywując konto na Xbox Game Pass. Polecam zaprosić znajomych i na krótki czas zanurzyć się w pirackim świecie, sprawdzić świetne sterowanie statkiem i przy okazji wykopać trochę skarbów. To również przyjemny tytuł kooperacyjny dla par, w który bez przeszkód można grać z drugą połówką.

  1. Sea of Thieves – jak grać za darmo?

Niewykluczone, że twórcy wezmą sobie do serca opinie graczy i postawią na częste aktualizacje, stopniowo zmieniając swoje dzieło w pełnoprawną grę – w każdym razie takie deklaracje składają. To wciąż świeża pozycja, która dodatkowo oberwała za problemy z serwerami i absurdalną – przy tak skromnej zawartości – cenę. Na razie Sea of Thieves zawodzi i zmierza prosto na mieliznę. Czy ktoś zawróci tę łajbę i w stoczni ją wyklepie? To już pytanie do jej twórców ze studia Rare.

O AUTORZE

Moja przygoda z grami sieciowymi trwa już wiele lat – lubię eksperymentować z każdym gatunkiem. Obecnie zrobiłem sobie dłuższą przerwę od rajdowania w World of Warcraft, by regularnie grać w Playerunknown Battleground. Jeśli chodzi o Sea of Thieves, to brałem udział w beta-testach, a od premiery mam na koncie ponad 25 godzin. Niestety, bardzo szybko zaczęła mi doskwierać nuda – nie zamierzam dążyć do legendarnego statusu, bo jest to dla mnie sztuczne wydłużanie pustej gry.

ZASTRZEŻENIE

Do przetestowania Sea of Thieves wykorzystaliśmy darmowy dostęp do usługi Xbox Game Pass.

Recenzja gry Sea of Thieves – ta łajba przecieka
Recenzja gry Sea of Thieves – ta łajba przecieka

Recenzja gry

Czy Microsoft przełamał wreszcie złą passę w temacie xboksowo-windowsowych tytułów ekskluzywnych? Czy Rare sprostało własnej legendzie i nie splamiło honoru, wypuszczając niedopracowaną grę? Dowiecie się tego z naszej recenzji Sea of Thieves.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.