Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 marca 2018, 15:00

autor: Grzegorz Misztal

Recenzja gry Sea of Thieves – ta łajba przecieka - Strona 2

Czy Microsoft przełamał wreszcie złą passę w temacie xboksowo-windowsowych tytułów ekskluzywnych? Czy Rare sprostało własnej legendzie i nie splamiło honoru, wypuszczając niedopracowaną grę? Dowiecie się tego z naszej recenzji Sea of Thieves.

Ahoj, przygodo!

Na każdym statku znajdziemy mapę świata – możemy na niej sprawdzić swoje położenie i wybrać cel podróży.

Świat Sea of Thieves składa się z licznych wysp o różnym kształcie i wielkości. Dostępny obszar jest ogromny, a twórcy postarali się, by każda wysepka zachęcała do eksploracji. Znajdziemy tu również posterunki, które pełnią kilka ważnych funkcji – można w nich brać zlecenia oraz sprzedawać zdobyte podczas wypraw łupy.

W osadach znajdziemy przedstawicieli trzech frakcji: Gold Hoarders, Order of Soul i Merchant Alliance – każda z nich ma dla nas inny rodzaj zadań do wykonania. Naszym głównym zajęciem jest szukanie skarbów, posiłkując się mapką, polowanie na szkielety i łapanie zwierząt do klatek. Gdy uporamy się z danym zleceniem, otrzymamy nagrodę, którą zazwyczaj jest skrzynka ze złotem lub czaszka poległego wroga. Zdobyty łup przenosimy na statek i podejmujemy decyzję, czy chcemy wykonać kolejne podobne zadanie, czy wrócić do osady i sprzedać ładunek. Pozyskane fanty można wymienić u handlarzy na złote monety, a za te nabywamy przedmioty kosmetyczne.

Początkowo misje ciekawią – musimy dostać się do skarbu z pomocą mapki, lub rozwiązać zagadkę, co rozbudza w nas chęć przygody.

Zdobyte łupy musimy przenieść na statek, a następnie sprzedać w osadzie pirackiej.

Na początku przygody z Sea of Thieves wyprawy sprawiają masę frajdy, jednak szybko odkrywamy, że poza drobnymi modyfikacjami wszystko odbywa się tu według tego samego schematu. Wybieramy trzy misje, podróżujemy na wskazane wyspy i realizujemy cel zadania. Sporadycznie możemy zebrać dodatkowe skarby na wysepkach lub spenetrować wrak zatopionego okrętu w poszukiwaniu kosztowności. Czasem natykamy się na specjalne skrzynki ze skarbami, które np. powodują wylewanie się wody lub doprowadzają do tego, że nasza postać się upija. Na start gry twórcy przygotowali jeszcze dwa dodatkowe wydarzenia, odrobinę urozmaicające rozgrywkę.

Pierwszą z atrakcji są forty szkieletów – jedna z wysp na mapie zostaje zalana przez hordę kościanych przeciwników. Po ich pokonaniu możemy zdobywamy do skarbca pełnego skrzyń ze złotem. Wydarzenie jest publiczne, więc każdy gracz ma szansę dotrzeć do fortu, co często owocuje potyczkami z innymi pirackimi załogami. Drugi event to walka z krakenem, który może napaść na nasz statek. Aby go przepędzić, trzeba wykorzystać broń palną i armaty – wróg dość szybko umknie, choć – według twórców – potwór ma nas z czasem coraz częściej atakować i ze starcia na starcie być coraz groźniejszy.

Na morzu możemy natknąć się na krakena, który spróbuje zatopić naszą łódź.

Zdobyłem wszystkie skarby świata! Co za to kupię?

Gdy sprzedajemy łupy, zyskujemy określoną sumę złotych monet. Czy nabywamy za nie usprawnienia do statku lub lepsze wyposażenie? Nie! Twórcy obrali inny kierunek i uznali, że graczom do szczęścia wystarczy... kosmetyka. Za uzyskane pieniądze możemy kupić nowe skórki dla naszej łopaty, broni czy żagli. Pytanie czy zmiana wyglądu statku lub naszej postaci jest warta kilkudziesięciu godzin gry?

Z jednej strony rozumiem zamysł autorów – postawili na balans rozgrywki i nie chcieli, by świeżo upieczeni piraci byli na straconej pozycji. Efekt jest jednak odwrotny do zamierzonego – na tę chwilę nic nie motywuje graczy, by zostali na dłużej z tym tytułem. Kilka pierwszych godzin zabawy oddaje tak naprawdę całokształt Sea of Thieves.