Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 marca 2018, 15:30

Recenzja gry Warhammer: Vermintide 2 – bugowie Chaosu wrócili - Strona 4

Czy zabawa w odszczurzanie Starego Świata może sprawić masę radości? Owszem, zwłaszcza że cena jest niewygórowana, a sama produkcja całkiem atrakcyjna. Zakładając oczywiście, że nie przeszkadzają Wam błędy i macie z kim grać...

Koniec słodzenia, pora na nieco soli

Dawno nie widziałem tak ubogiego craftingu.

Gdybym teraz miał zakończyć recenzję, dałbym Warhammerowi: Vermintide 2 ocenę 9/10. Fantastycznie gra się w niego z własną ekipą, a do tego kosztuje niewiele – na Steamie dostępny jest za niecałe 108 złotych. Za tyle godzin zabawy w co-opie naprawdę warto. Problem jednak w tym, że w tej beczce miodu znajdziemy też sporą łyżkę dziegciu.

Zacznę od craftingu, który jest nudny i uproszczony do granic możliwości. Wraz ze zdobywaniem kolejnych poziomów otrzymujemy receptury na tworzenie sprzętu. Nie mamy wpływu na jego jakość – jaki wyjdzie, taki będzie. Jeśli dysponujemy nadmiarem materiałów i słabym ekwipunkiem (nic fajnego ze skrzynek nam nie wypadło), możemy pokusić się o stworzenie czegoś nowego. Ewentualnie ulepszyć posiadany sprzęt lub zdjąć z niego iluzję (skórkę) i przełożyć na inną broń.

Nie brzmiałoby to tak źle, gdyby nie fakt, że materiały konieczne do tej zabawy zdobywamy poprzez przetapianie niepotrzebnego sprzętu. W efekcie długo nie skorzystacie z craftingu, który początkowo jest zwyczajnie zbędny. Na wyższych poziomach zaczyna być przydatny do wzmacniania naszego wyposażenia czy żonglowania iluzjami, ale nie mogę pogodzić się z jego prostotą. Jeszcze gorzej wypada jego interfejs, który jest zupełnie nieczytelny.

To najbardziej szczegółowe statystyki, na jakie można liczyć, nawet po przytrzymaniu klawisza Shift.

RPG? A na co to komu...

Nie lepiej wygląda sprawa z informowaniem nas o jakichkolwiek statystykach. Warhammer: Vermintide 2 to pierwszoosobowa gra akcji, która zawiera pewne elementy RPG. Możemy mieć broń z mocą 120 i efektem zwiększającym naszą odporność na trucizny o 9%. Niemniej nigdzie nie znajdziemy konkretnych statystyk podsumowujących naszą postać. Przykładowo Kerillian posiada talent, dzięki któremu strzały w głowę są mocniejsze o 50 punktów. Nie mam jednak zielonego pojęcia, ile to 50 punktów. Mało czy dużo? Tego gra nam w żaden sposób nie mówi.

Nie żartuję, podczas ciachania przeciwników nie zobaczycie żadnych punktów obrażeń. Możliwość podejrzenia statystyk pojawia się tylko podczas atakowania worka treningowego – wtedy widzimy, po ile bijemy. Problem w tym, że nie są to właściwe statystyki naszej postaci, a podkręcone, czego dowiedziałem się z forum gry. To samo dotyczy naszych postaci i ich specjalizacji. Na ekranie podglądu napisaną mamy jedynie zdolność specjalną oraz pasywną. Po najechaniu na drobny napis w oknie ekwipunku zostałem poinformowany również o dwóch dodatkowych cechach mojej elfki. Nie miałbym jednak o tym pojęcia, gdybym nie wertował forum lub nie pytał doświadczonych znajomych, z którymi grałem.

O tym trollu wspominałem – tak, daliśmy mu się wytrollować...

Nie wspominam już o tym, że samą produkcję trawią różne bolączki. Jedna z plansz była tak zabugowana po premierze, że gracze prosili deweloperów o jej wyłączenie. Na szczęście problem udało się rozwiązać, ale niesmak pozostał. Podczas swojej przygody miałem dwa razy sytuację, w której musiałem zrestartować misję. Raz przeciwnik się zaciął, przez co nie dało się ukończyć etapu. Innym razem uciekliśmy przed plującym jadem trollem, czego nie powinniśmy robić. Przeszliśmy bowiem spory kawał mapy, po czym natrafiliśmy na niewidzialną ścianę. Był to znak, że musimy pokonać trolla, który pełnił funkcję bossa. Niestety, wrócić już się nie dało, bo doszliśmy do miejsca, z którego nie można było się cofnąć. Jakim cudem zatem gra puściła nas tak daleko?

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej