Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 marca 2003, 13:07

autor: Borys Zajączkowski

Freelancer - recenzja gry - Strona 6

Symulator kosmiczny twórców Starlancera. Przenosi nas w przyszłość, aż do schyłku XXX stulecia. Po zakończeniu Pierwszej Wojny Układu Słonecznego, której historię mogliśmy doświadczyć w Starlancerze, cztery ludzkie klany władają znanym kosmosem...

By o oprawie graficznej, dźwiękowej i muzycznej „Freelancera” coś godnego powiedzieć, sięgnąć należy po subtelne słownictwo... germańskie – bez określeń: majstersztyk i fajerwerk się nie obejdzie. A poza nimi: to trzeba zobaczyć. Wprawdzie możnaby mieć do autorów gry drobne pretensje o niedopracowane doki w stacjach kosmicznych i o wodę nie wykorzystującą pixel shadera, ale naprawdę, naprawdę byłoby to czepianie się na siłę. Wspaniałe są wszystkie występujące w grze obiekty, których jest zatrzęsienie. Piękne są zjawiska w postaci różnokolorowych chmur pyłu, pól asteroid skalnych i lodowych. Planety, księżyce, gwiazdy, stacje orbitalne, statki wojenne, wnętrza stacji, lądowiska... Efekty towarzyszące przelotom szlakami handlowymi i prędkości nadprzestrzennej, lądowaniu na planetach... Jest to wszystko piękne i nie nudzi się po wielu, wielu godzinach gry. Podobnie ambientowa muzyka oraz niezwykle różnorodne, towarzyszące wszystkiemu efekty dźwiękowe składają się na kompletny obraz świata, w którym chce się żyć, walczyć i handlować. I niech się pod gruby koc schowają ci, którzy uparcie tkwią w przekonaniu, że w próżni głosu nie słychać. Otóż słychać. I to słychać przepięknie.

Koniec pisania. Czego nie opowiedziałem w recenzji, zdążę jeszcze ująć w poradniku. Podsumowanie mojego i tak nie najkrótszego wywodu należy do moich ulubionych: grać bezwarunkowo! Najpierw przetrwać wcale atrakcyjną i nastrojową fabułę, a potem rozwinąć skrzydła kierując się własną inicjatywą – albo w towarzystwie li tylko komputerowych grup, stowarzyszeń, sekt i organizacji, albo w sieci. Pozostaje jednak we mnie pewien niedosyt związany z powyższym tekstem, gdyż jest on paskudnie pozbawiony emocji, tak chłodny, jakbym pisał o przeciętnej grze, która niczym nie potrafi zaskoczyć. I jest w tym odrobina prawdy... „Freelancer” niczym mnie nie zaskoczył. Dostałem do ręki grę, na którą czekałem przez dziesięć lat, w postaci, którą sobie wymarzyłem. I o to właśnie chodziło.

Shuck