Recenzja gry Street Fighter V: Arcade Edition – najlepsza bijatyka na rynku - Strona 3
Po dwóch latach od rozczarowującej premiery, piąty Street Fighter w końcu staje się tytułem, którym powinien być od początku – wspaniałą bijatyką, wypełnioną po brzegi zawartością i oferującą świetny system walki.
V-walka
Choć od zawsze preferowałem Tekkena, muszę przyznać, że w tej generacji to w piątego „Ulicznego wojownika” gra mi się najprzyjemniej. Pojedynki są nie tylko efektowne, ale posiadają także olbrzymie pokłady głębi. Oprócz typowych dla serii mechanik, jak combosy i ładowany ciosami pasek pozwalający na używanie szczególnie potężnych ataków, gra oferuje tzw. V-System. Składa się na niego jeszcze jeden pasek, tym razem ładowany, gdy obrywamy oraz podczas wykonywania unikatowego dla każdej postaci uderzenia zwanego V-Skill. Kolejne poziomy tego paska (nazwanego – a jakże – V-Gauge) możemy wykorzystać do ucieczki spod nawałnicy ciosów oponenta oraz do wykonania tzw. V-Triggera – specjalnego wzmocnienia bądź szczególnie silnego ataku.
Mechanika ta, odpowiednio zastosowana, pozwala skutecznie odwrócić bieg walki, sprawiając, że nawet dysponując dużą przewagą punktów życia, wciąż musimy mieć się na baczności. Gra na szczęście pozwala na bezbolesne opanowanie wszystkich niuansów – podstawy poznajemy podczas fabularyzowanego samouczka, a do zgłębienia bardziej zaawansowanych technik przygotowano serie demonstracji, prób i klasyczny tryb treningowy – w ramach Arcade Edition ten ostatni został rozbudowany o dodatkowe opcje wyświetlania klatek animacji, funkcję bardzo przydatną, jeśli myśli się o poważniejszym graniu.
Przede wszystkim jednak nowa wersja, oprócz szeregu poprawek balansujących rozgrywkę, wprowadza drugi V-Trigger dla każdej postaci. Nie można korzystać z obu naraz – przed walką należy zadecydować, czy używa się starego, czy nowego. Nowy atak potrafi sporo zmienić w stylu naszej gry – przykładowo Ryu otrzymuje do dyspozycji potężny kontratak, Kolin wykonuje bardzo szybki ślizg, a już i tak niszczycielskie rzuty Zangiefa robią się jeszcze silniejsze. Niektóre postacie dzięki nowym triggerom stały się bardziej użyteczne, u innych oryginalny wciąż sprawdza się lepiej, ale generalnie za sprawą tego elementu walki zyskały na świeżości, nie tracąc przy tym nic ze swojej atrakcyjności.
Co dalej?
Na premierze Arcade Edition rozwój Street Fightera V się nie kończy – Capcom obiecuje wspieranie gry przynajmniej do 2020 roku. W najbliższych miesiącach czekają nas debiuty kolejnych postaci z trzeciego sezonu. Wraz z nową wersją gry pojawiła się Sakura, a do końca roku ujrzymy jeszcze takich weteranów serii jak Blanka, Cody i Sagat, oraz debiutantów jak Falke i G. Data minerzy szperający w plikach gry sugerują także, że Capcom pracuje nad kolejną kampanią fabularną oraz trybem Boss Rush, w którym do pokonania czekać będą specjalni przeciwnicy ze złowrogich organizacji, m.in. Shadaloo i Illuminati. Możemy też spodziewać się pewnych zmian w systemie zdobywania Fight Money – twórcy dawali do zrozumienia, że chcą sprawić, by walki online stały się bardziej opłacalne niż dotychczas.
Do oryginalnej szesnastki grywalnych postaci przez dwa lata dołączyło niemal drugie tyle wojowników i wojowniczek.
Złotymi literami
Oprócz wspomnianych powyżej większych nowości Arcade Edition wprowadza też trochę drobiazgów, które czynią zabawę po prostu przyjemniejszą. Przebudowany został interfejs produkcji – dotychczasowa ciemna estetyka menusów została zastąpiona całkiem przyjemną dla oczu złotawą oprawą. Wędrówkom po menu głównym towarzyszy teraz wpadająca w ucho melodia, a filmiki początkowe, muzykę oraz zdobyte w trybie Arcade grafiki możemy przeglądać w nowej galerii.
Capcom chwali się, że ładowanie walk trwa krócej, chociaż osobiście nie odczułem drastycznej różnicy – wciąż trzeba się swoje naczekać, nim przejdziemy do właściwej zabawy, i tęskno mi do czasów pierwszego i drugiego PlayStation, gdzie od wyboru postaci do pojedynku mijało raptem kilka sekund. Dłużące się oczekiwanie umila przynajmniej znacznie ciekawsza niż wcześniej animacja towarzysząca ekranowi ładowania.
Wszystkie te ulepszenia, w połączeniu z wieloma innymi, jakich gra doczekała się w ciągu dwóch lat od premiery, czynią Street Fightera V: Arcade Edition bijatyką, którą tytuł ten powinien być od samego początku – posiadającą olbrzymie pokłady głębi i fantastyczny system walki, wypełnioną po brzegi zawartością oraz umożliwiającą nowicjuszom łatwą naukę podstaw, a weteranom dającą narzędzia do wygodnego szlifowania umiejętności. Nie mam wątpliwości, że jest to nie tylko najlepsza iteracja Street Fightera w historii, ale także najlepsza bijatyka tej generacji.
O AUTORZE
Jestem wielkim fanem gatunku bijatyk, który pół dzieciństwa spędził przy kolejnych odsłonach Tekkena i Soulcalibura. Cykl Street Fighter również mi się podobał, choć nie aż tak bardzo jak wspomniane serie mordobić. Moimi ulubionymi odsłonami „Ulicznego wojownika” były Street Fighter Ex Plus Alpha oraz Street Fighter Alpha 3. Z „piątką” zetknąłem się w marcu ubiegłego roku, ale regularne rozłączanie z serwerami skutecznie zniechęciło mnie do tej gry. Dałem jej ponowną szansę kilka miesięcy temu, gdy Capcom naprawił już swoją infrastrukturę sieciową. Od tej pory uwielbiam ten tytuł, stoczyłem w nim kilkaset walk w trybie rankingowym oraz tysiące starć ze sztuczną inteligencją.
ZASTRZEŻENIE
Kopię gry Street Fighter V: Arcade Edition otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego wydawcy, firmy Cenega.
Michał Grygorcewicz | GRYOnline.pl