Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 3 listopada 2017, 14:53

Recenzja gry Call of Duty: WWII – udany powrót do korzeni serii - Strona 3

Seria Call of Duty powraca do swoich korzeni, czyli czasów II wojny światowej, pokazując nam mieszankę Kompanii braci z rozmachem filmów Michaela Baya. O dziwo tutaj się to udało.

Rewia mody na normandzkiej plaży

Sztab na plaży funkcjonuje trochę jak pokaz mody, ale tak naprawdę każdy biega tylko w swoich interesach - o ile wszystko działa i rzeczywiście są tam inni gracze.

Nowością, która narobiła więcej szumu niż system dywizji i tryb wojny, jest sztab na normandzkiej plaży – przestrzeń socjalna na wzór Tower z gry Destiny czy bazy podziemnych operacji z Tom Clancy’s The Division. To miejsce, w którym widok zmienia się na perspektywę trzeciej osoby, a my w towarzystwie innych graczy mamy możliwość odwiedzenia licznych „straganów”, gdzie można wybrać dzienne i tygodniowe wyzwania w rozgrywkach sieciowych, wziąć udział w meczu 1 na 1, wypróbować broń na strzelnicy czy poćwiczyć używanie ataków specjalnych za serię zabójstw. Natkniemy się też na takie ciekawostki jak edytor własnych wizytówek i skórek, kino polowe z materiałami o Call of Duty, a nawet spory zestaw klasycznych, 8-bitowych gier arcade, w którym znajdziemy np. River Raida.

Nie da się ukryć, że całość, mimo że jest naprawdę atrakcyjną i ciekawą formą interaktywnego menu, miała służyć głównie jako swego rodzaju wybieg pokazu mody. Każdy gracz może tu bez biegania i strzelania zaprezentować swój nowy mundur czy zdobytą właśnie emotkę – pytanie tylko, czy kogoś rzeczywiście ciekawi to, jak akurat macha rękami mijana postać czy jakiego koloru ma wdzianko? Wyznam, że nie rozumiem szumu wokół widocznej dla wszystkich animacji otwierania skrzynek otrzymywanych na razie tylko za osiągnięcia w grze. Coś podobnego funkcjonuje już od lat w Destiny, również wydawanym przez Activision, i nie sądzę, by zerknięcie na to, że ktoś dostał pomazany na fioletowo oraz niewidoczny poza ekranem opcji chwyt do pistoletu Luger, w jakikolwiek sposób skłoniło kogokolwiek do skorzystania z systemu mikropłatności.

Call of Duty: WWII o wiele lepiej motywuje za to do systematycznego grania w sieci. Liczba przeróżnych wyzwań, rozkazów krótko- i długoterminowych, przedmiotów i zdolności do odblokowania potrafi przyprawić o zawrót głowy, a na początku wręcz zdezorientować, bo wiele z nich poukrywano na różnych ekranach. Jest tego na tyle dużo, że z powodzeniem można było zrezygnować z paru fantazyjnych dodatków do broni, chociażby kolimatorów, które mocno psują klimat i nie są zbyt istotne dla samej rozgrywki. Na koniec warto podkreślić, że rzeczy znajdujące się w skrzynkach, które w przyszłości pewnie staną się przedmiotem mikrotransakcji, mają głównie znaczenie czysto kosmetyczne, ale zdarzają się też np. chwilowe bonusy do zdobywanych punktów doświadczenia.

Fala nieżywych nazistów

Recenzja gry Call of Duty: WWII – udany powrót do korzeni serii - ilustracja #3

W trybie zombie w Call of Duty występują zwykle popularni aktorzy. Tym razem zobaczymy i będziemy mogli wcielić się m.in. w Vinga Rhamesa znanego z cyklu Mission Impossible czy filmu Pulp Fiction.

Zawartość skrzynek ma za to bardzo duże znaczenie w trzecim module gry – trybie nazistów zombie, bo stanowią ją rzeczy znacznie ułatwiające przetrwanie. W porównaniu z wesołym miasteczkiem z lat 80. z poprzedniej odsłony umarlaki w Call of Duty: WWII są trochę bardziej mroczne i ponure, czemu sprzyja mapa pogrążonej w ciemnościach niemieckiej miejscowości i klimat tajemniczych eksperymentów tam przeprowadzanych. Odpieranie fal nieumarłych nazistów w kooperacji z innymi graczami ogólnie wypada lepiej niż tryb walk sieciowych.

Jest bowiem bardziej spójne, bardziej klimatyczne i dostarcza zdecydowanie więcej satysfakcji niż frustracji, choć na najlepsze wyniki możemy liczyć wtedy, gdy towarzyszą nam znajomi i korzystamy z komunikacji głosowej, zwłaszcza w wariancie hardkorowym. Nie chodzi tu bowiem o zwykłe odpieranie kolejnych fal zombie do upadłego. To coś na wzór najazdu z Destiny – fabularna opowieść z początkiem, środkiem i zakończeniem, w której występuje sporo zagadek środowiskowych. Trzeba poznać na wylot mapę, robić pewne rzeczy na czas, a w jednym momencie nawet wykazać się fotograficzną pamięcią lub mieć w pogotowiu kartkę i ołówek! Ujrzenie końcowej sekwencji i zdobycie odpowiedniego trofeum może wymagać naprawdę wielu prób, ale satysfakcja z ukończenia jest odpowiednio większa!

Tryb zombie naziści to dość długa i trudna minikampania, z własną fabułą i dużą liczbą pomysłowych zagadek środowiskowych.

Dobrze jest wrócić do korzeni

Przy serii Call of Duty należy mieć na względzie fakt, że trudno po niej oczekiwać jakichś diametralnych zmian, tak jak nie oczekujemy, że Porsche zacznie produkować samochody dostawcze, a filmy o superbohaterach staną się kinem moralnego niepokoju. Popularne cykle gier nie dojrzewają razem z ich pierwszymi graczami, tylko starają się zachować swój wypracowany styl również (a może nawet przede wszystkim) dla nowych pokoleń, starają się być atrakcyjne dla jak największej liczby odbiorców. Z tych powodów CoD nigdy raczej nie stanie się taktycznym shooterem czy trybem multi z pojazdami na wielkich mapach. To zawsze będzie filmowa, liniowa kampania na wzór hollywoodzkich hitów i szybka rozgrywka sieciowa – podana w mniej lub bardziej udany sposób.

Patrząc pod tym kątem na najnowsze Call of Duty, w zasadzie podoba mi się to, jak Sledgehammer Games potraktowało tę serię, wracając z nią do korzeni cyklu. Historia „Wielkiej Czerwonej Jedynki” i jej drogi ku wyzwoleniu Europy to moim zdaniem najlepsza drugowojenna kampania w grach, zaraz za tymi z serii Brothers in Arms. W udany sposób dawkuje powagę, rozrywkę i rozmach widowiskowych scen, z paroma tylko niepotrzebnymi wtrąceniami. Jest odpowiednio brutalna, okrutna, bez miejsca na głupawe żarty czy luźne podejście.

Jeśli macie dość sandboksów, eksploracji, zadań pobocznych i zbierania punktów doświadczenia, to fabuła Call of Duty: WWII zabierze Was do czasów kampanii z pierwszych CoD-ów – tylko w lepszym stylu i z większym rozmachem, a tryb zombie to kooperacyjny deser, którego na pewno warto spróbować. Temu wszystkiemu nie dorównał jedynie tryb wieloosobowy, który mógł dostać obszerniejsze mapy z lepiej zbalansowaną bronią, jednak sadząc po tym, ilu graczy spędziło w nim większość ostatniego weekendu, z pewnością znalazł już swoich stałych fanów – no i będzie rozrastać się z kolejnymi dodatkami. Call of Duty: WWII nie oznacza może dla serii zupełnie nowej jakości, ale na pewno w godny sposób przypomina stare, dobre czasy jej początków. A że robi to też miejscami trochę przesadnie i na pokaz – cóż, taki już CoD ma styl.

O AUTORZE

Z Call of Duty: WWII spędziłem ponad 16 godzin, przechodząc wszystkie misje z kampanii fabularnej na normalnym poziomie trudności, nie spiesząc się i zaglądając na mapach w różne zakamarki. Sprawdziłem również wszystkie mapy i opcje gry wieloosobowej, zatrzymując się na dłużej w nowym trybie wojny, prawie udało mi się też ukończyć tryb zombie.

Jestem wielkim miłośnikiem militarnych strzelanin i znam serię Call of Duty od samego początku, ale od Call of Duty: Ghosts każda gra coraz mniej mi się podobała, żadna kampania nie zdołała mnie zainteresować czy dać mi choćby minimum radości z grania. CoD skończył się dla mnie na Modern Warfare 2. Tym bardziej się cieszę, że tryb fabularny z Call of Duty: WWII wypadł zaskakująco dobrze – umieściłbym go gdzieś obok tamtych przygód Price’a i Soapa.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Call of Duty: WWII na PS4 otrzymaliśmy nieodpłatnie od firmy Kool Things, obsługującej Activision w Polsce.

Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej