Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 października 2017, 15:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Śródziemie: Cień wojny – w Mordorze rządzi powtarzalność - Strona 3

Druga część dowolnej serii powinna być większa, lepsza i mocniej kopać w cztery litery. Czy takie jest Śródziemie: Cień wojny? I tak i nie.

Werbunek

Jak już wspomniałem, tworzenie armii jest możliwe za pomocą nowego Pierścienia. Talion dzięki niemu zyskuje umiejętność wysysania mocy z przeciwników i przekabacania ich na swoją stronę. Wodzów i dowódców najpierw jednak należy złamać, czyli inaczej mówiąc, złoić im porządnie skórę, sprawdzając wcześniej ich silne i słabe strony, poznane poprzez złapanie specjalnie oznaczonego delikwenta. Robi się to identycznie jak w pierwszej części. Dopiero wtedy dowódcy stają się podatni na nasze sugestie. Jednak zdominować możemy tylko orków o poziomie niższym lub równym naszemu, pozostałych natomiast da się albo zarąbać, zyskując przy okazji jakiś artefakt, albo zhańbić i obniżyć im poziom.

Szturm na twierdzę wroga przy pomocy dodatkowych najemnych jednostek, płatnych za walutę w grze.

Pozyskiwanie zwolenników i polowanie na nieprzyjacielskich wodzów to część nieco odświeżonego systemu Nemezis. Nie jest on teraz aż tak dynamiczny i niezależny od naszego działania jak poprzednio, ale pozwala dokonywać interesujących taktycznych posunięć. Sojuszników możemy bowiem posyłać na misje związane ze szpiegostwem. Umieszczenie takiego typka w otoczeniu wroga potrafi doprowadzić na przykład do tego, że w odpowiednim momencie ujawni się on gdzieś podczas walki i wbije miecz w plecy naszemu przeciwnikowi. To tylko jeden z przykładów, ale nowe Nemezis oferuje jeszcze więcej opcji, w tym, o ile ktoś posiada odpowiednio duże pokłady cierpliwości, zdobywanie twierdz.

Poza tym zwerbowanych orków możemy wysyłać do specjalnych dołów, w których stoczą walkę z przeciwnikiem. Stajemy się wtedy jedynie obserwatorami, a starcie odbywa się już samoistnie. Jeżeli nasz zawodnik wygra, zwiększy się jego poziom. Jeśli przegra... no cóż. Zawsze możemy chwilę później spróbować zwerbować jego pogromcę. Całkiem fajna zabawa.

Pokonanie uruka o poziomie przewyższającym poziom bohatera jest proste, pod warunkiem, że zwracamy uwagę na jego silne strony i słabości.

Rozwój postaci

Talion zdobywa kolejne poziomy doświadczenia i tym razem – inaczej niż w pierwszej części, w której na swoim orężu wypalał runy polepszające jego skuteczność – gromadzi fanty z pokonanych wodzów. Istotą rozwoju jest stałe wymienianie mieczy, łuków, sztyletów, ale także zbroi, peleryny i samego Pierścienia na coraz lepsze modele, różniące się oczywiście jakością – najlepsze elementy naszego ekwipunku to heroiczne i legendarne przedmioty, które pozyskujemy po pokonaniu odpowiednio oznaczonych wrogów.

Do tego dochodzi rodzaj prostego craftingu, polegającego na wytwarzaniu klejnotów, które następnie są wprawiane w dany przedmiot. Jakby tego było mało, te rzadsze przedmioty można jeszcze ulepszyć, zaliczając związane z nimi wyzwania, np. zabijając z ukrycia wodza albo trując dziesięciu przeciwników. Cały ten aspekt gry bardzo przypadł mi do gustu, chociaż może zdarzyć się i tak, że już w początkowym stadium opowieści znajdziecie coś, co niemal do końca będzie towarzyszyć Waszej rozgrywce i czego nie będziecie chcieli zastąpić żadnym lepszym modelem, nieposiadającym tej jednej właściwości. Nie zdradzę, co to jest, jednak warto pamiętać, że dzięki takiemu podejściu do sprawy w grze jeszcze lepiej zostają uwypuklone pewne aspekty taktyczne.

Własnych dowódców możemy wystawiać w walkach, do których służą specjalnie przygotowane doły.

Wykonywanie głównych zadań pozwala zdobywać punkty umiejętności, którymi odblokowujemy coraz nowsze sposoby mordu biednych orków. Jest ich wystarczająco dużo, aby przez długi czas pozostawać nieco zagubionym w trakcie ich wyboru, ale pozwala to też dostosować wykupione umiejętności do naszych preferencji walki. Każdą z owych zdolności można dodatkowo rozwinąć, aby była jeszcze bardziej skuteczna, jednak jednorazowo może być aktywowane tylko jedno z tychże rozszerzeń. Na początku zabawy warto więc zastanowić się nad wyborem, bo pod koniec gry powinniśmy mieć odblokowane już właściwie wszystko, co się da. Łącznie z możliwością latania na grzbietach draków. Dobry system, który przypadł mi do gustu i zdynamizował wszystkie starcia.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej