Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 września 2017, 14:22

Recenzja gry Destiny 2 – diablo dobra strzelanka - Strona 4

Destiny 2 to w pewnym sensie restart gry, by przyciągnąć nowych graczy i zarazem eksperymentalna ewolucja rozwijanej od trzech lat produkcji. W tej chwili nacisk położono na to pierwsze. Co jest halo, a co jest nie halo w nowej grze twórców Halo?

Gruntowne przeróbki objęły także barwy (shadery), czyli kolorowe skórki na pancerz i broń. Narzekanie na to, że są teraz jednorazowe i dostępne w systemie mikropłatności, wydaje się trochę przesadzone – z nagród w grze dostajemy ich naprawdę od groma. Nie podoba mi się jednak fakt, że ich aplikowanie stało się dużo bardziej skomplikowane i czasochłonne, choć jest to efekt uboczny większej swobody wyboru oraz dostępnych możliwości. W Destiny 2 zabarwić po swojemu możemy chociażby statek czy każdy element pancerza osobno. Z ciekawszych zmian warto jeszcze odnotować funkcjonalną mapę z naszą pozycją oraz nowe animacje zachowania niektórych wrogów – np. wandale mogą teraz bardzo szybko biegać na czworakach.

Nowy najazd to przede wszystkim zagadki oraz długie i wyczerpujące walki z rasą Cabal w zupełnie nowej scenerii.

Tygiel zmian na arenie PvP

Pisząc o zmianach, nie sposób nie wspomnieć o walkach PvP pomiędzy strażnikami w Tyglu (Crucible), które doczekały się małej rewolucji. Liczba graczy w każdym trybie została zmniejszona do czterech zamiast sześciu w drużynie, mecze są krótsze, częściej można korzystać z amunicji do broni ciężkiej, a nasze zdolności specjalne nie odnawiają się już tak szybko. A jak to wygląda w praktyce?

Jest zdecydowanie wolniej i jakoś tak mniej wesoło. Kiedyś walki toczyły się w zasadzie na każdy dystans, teraz wszyscy trzymają się na średnią odległość zbici w jedną gromadę, używając głównie karabinów automatycznych lub zwiadowczych. W trybie kontroli trzeba się naprawdę nabiegać za przeciwnikiem, by choćby kogoś dostrzec, w przeciwieństwie do ciągłych starć przy 12 osobach na mapie. Takie mechaniki zdecydowanie sprzyjają zgranym klanom, z którymi przypadkowa zbieranina ludzi nie ma w zasadzie żadnych szans. Miłośnicy tego typu rozgrywek zawsze mieli do nich dostęp w cyklicznych „próbach Ozyrysa” i trochę dziwne, że styl ten narzucono teraz w całym PvP.

Poza nowymi zasadami trzeba też zaakceptować ograniczenia w dostępie do konkretnych trybów. Twórcy pozwalają nam wybrać tylko pomiędzy luźniejszymi potyczkami w „szybkiej grze”, gdzie sami odradzamy się po śmierci, a „rywalizacją”, w której wskrzesić mogą nas jedynie towarzysze. To, który z pięciu dostępnych trybów akurat się włączy, jest już losowe i zaliczając tygodniowe wyzwania w Tyglu, nieraz będziemy musieli przetrwać jakoś te mniej lubiane aktywności.

Wszyscy znajomi z pierwszej części powracają w Destiny 2. Sequel garściami korzysta ze starych, sprawdzonych materiałów.

Przeznaczona mu wielkość?

Tak właśnie prezentuje się Destiny 2 w swojej próbie pogodzenia trzech lat przyzwyczajeń z głodem nowości. Po kilkudziesięciu godzinach grania wiem już, że ja na pewno się przyzwyczaję i spędzę z Destiny 2 kolejne setki godzin, bo nie znam strzelaniny serwującej większej frajdy ze zwykłego ostrzeliwania pokracznych kosmitów, na dodatek przy tak wspaniałej ścieżce dźwiękowej. Takiego problemu nie mają nowi gracze lub ci, którzy szybko odbili się od części pierwszej. Dla nich to naprawdę udany i lepszy pod każdym względem sequel.

No i trzeba też zaznaczyć, że Destiny 2 takie jest tylko dziś, teraz. Było inne parę dni temu, jeszcze bez najazdu i możliwości ukończenia nocnego szturmu. Jutro będzie jeszcze inaczej, gdy pojawi się tajemniczy sprzedawca Xur oraz Próby Dziewięciu – nowy tryb PvP. W kolejnych tygodniach będzie to jeszcze trochę inna gra – wraz z powrotem wykonywania zadań dla frakcji i nową odsłoną turnieju Iron Banner. W przeszłości nowe zadania pojawiały się z okazji Halloween, Gwiazdki czy walentynek, więc przed nami naprawdę wciąż sporo nowego. Destiny 2 to nie jest gra, którą można skończyć. To przygoda, która trwa, która rozrasta się nie tylko z płatnymi dodatkami DLC.Destiny to hobby”.

O AUTORZE:

Z Destiny 2 spędziłem od momentu premiery około 14 godzin w kampanii fabularnej oraz kilku misjach pobocznych i szturmach. Od napisów końcowych gram praktycznie codziennie, przeznaczając czas na aktywności endgame’u i podnosząc poziom postaci. Przez kilka dni osiągnąłem 280 punktów mocy na 350 możliwych, ukończyłem nocny szturm oraz pierwszy etap najazdu.

W przeszłości bardzo sceptycznie podchodziłem do Destiny, ale ostatecznie wciągnąłem się dzięki świetnej społeczności skupionej wokół tego tytułu, czyli fajnej zabawie podczas grania ze znajomymi. Oprócz tego szybko przekonałem się do rewelacyjnego modelu strzelania, który na konsolach po prostu nie ma sobie równych, oraz satysfakcjonujących mechanizmów rozgrywki podczas najazdów, czego nie spotkałem w żadnej innej produkcji. Do dziś nabiłem w pierwszym Destiny około 1000 godzin.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Destiny 2 na PlayStation 4 otrzymaliśmy nieodpłatnie od firmy Kool Things, obsługującej Activision w Polsce.

Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej