Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Life is Strange: Before the Storm Recenzja gry

Recenzja gry 4 września 2017, 15:00

Recenzja pierwszego epizodu gry Life Is Strange: Before the Storm – klimatyczny powrót

Studio Deck Nine podołało. Before the Storm nie ustępuje oryginalnemu Life Is Strange, już w pierwszym odcinku oferując równie melancholijny klimat, świetną ścieżkę dźwiękową oraz plejadę barwnych postaci.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji XONE

PLUSY:
  1. doskonale uchwycony, melancholijno-licealny klimat oryginalnego Life Is Strange;
  2. wiarygodne dialogi między świetnie nakreślonymi bohaterami;
  3. pokaźna liczba ciekawych opcjonalnych interakcji z postaciami pobocznymi;
  4. fantastyczna oprawa dźwiękowa.
MINUSY:
  1. przestarzała oprawa graficzna;
  2. drobne problemy z kamerą;
  3. brak trudniejszych wyborów moralnych.

Do żadnej tegorocznej premiery nie podchodziłem z taką nieufnością jak do Before the Storm. Z jednej strony miał to być kolejny tytuł osadzony w świecie Life Is Strange, pełen miejsc i postaci, które pokochałem dwa lata temu. Do tego zwiastuny przesycone były tym specyficznym, melancholijnym i licealnym klimatem, dzięki któremu chwile spędzone w miasteczku Arcadia Bay na zawsze zapadły mi w pamięć.

Z drugiej natomiast nie brakowało też sygnałów sugerujących, że nowy tytuł może nie dorównać wspaniałemu poprzednikowi. Twórcy oryginału przekazali swoją piaskownicę innemu, dopiero mającemu się wykazać w tym gatunku studiu deweloperskiemu, a osadzenie akcji w przeszłości uniemożliwiło ponowne wykorzystanie charakterystycznej mechaniki podróży w czasie, na której oparto fabułę pierwowzoru. Do tego obawy wzbudzała zmiana aktorki podkładającej głos Chloe Price, a dodanie bonusowego epizodu wyłącznie w znacznie droższej edycji Deluxe zirytowało graczy wyczulonych na nieprzyjazne konsumentowi praktyki biznesowe.

Na szczęście premiera pierwszego z planowanych trzech epizodów rozwiała w zasadzie wszystkie moje przedpremierowe obiekcje dotyczące dzieła studia Deck Nine. Life Is Strange: Before the Storm to cudownie grający na sentymentach powrót do Arcadii Bay – widać, że autorzy doskonale rozumieją, jakie elementy przesądziły o sukcesie poprzedniej części gry, i zamiast szukać nowej formuły, skupiają się na serwowaniu tego, co dobre i znane, w możliwie największej dawce.

Podobnie jak w przypadku innych gier epizodycznych postanowiliśmy wystawić końcową ocenę Life Is Strange: Before the Storm dopiero po ukazaniu się ostatniego odcinka cyklu.

Koniec samotności

Recenzja pierwszego epizodu gry Life Is Strange: Before the Storm – klimatyczny powrót - ilustracja #1

Zaciąłeś się na samouczku?

Przygotowaliśmy opis przejścia do Life Is Strange: Before the Storm, wskazując wszystkie krytyczne decyzje.

Zgodnie z zapowiedziami akcja tej produkcji toczy się trzy lata przed wydarzeniami przedstawionymi w Life Is Strange, koncentrując się na pokazaniu narodzin więzi między doskonale znaną fanom Chloe Price a znaną dotąd jedynie ze słyszenia Rachel Amber. Wydarzenia obserwujemy z perspektywy tej pierwszej, pyskatej buntowniczki, którą równie wielu fanów pokochało, co znienawidziło i uważało za najbardziej irytującą postać pierwszej gry z cyklu.

Młodsza Chloe różni się jednak nieco od swojej starszej odpowiedniczki. Pierwsze chwile pokazują, że bycie zbuntowaną nastolatką to dla niej jeszcze nowość, poza odzwierciedlająca to, kim chciałaby być, ale wciąż do końca nie jest. W jej działaniach co jakiś czas widać brak doświadczenia i pewności siebie.

Dziewczyna wciąż nie może pogodzić się z wypadkiem samochodowym, który zabrał jej ojca. Nie potrafi dogadać się z matką i jej nowym partnerem, czuje się także osamotniona i zdradzona przez przyjaciółkę Max, która nie dość, że wyprowadziła się z rodziną w najgorszym dla Chloe momencie, to na dodatek unika z nią kontaktu i rzadko odpisuje na jej wiadomości.

Chloe dopiero uczy się, jak być prawdziwą buntowniczką – nie przefarbowała sobie na przykład jeszcze włosów.

I w takich oto okolicznościach dość niespodziewanie w życiu protagonistki pojawia się Rachel – najpopularniejsza dziewczyna w szkole i do tego pilna uczennica, która jednak również wykazuje pewne przejawy nastoletniego buntu i która z sobie tylko wiadomych powodów postanawia bliżej zaprzyjaźnić się z Chloe. Dziewczyny szybko się dogadują, a nieszczęśliwa nastolatka po raz pierwszy od dawna przestaje czuć się samotna, otwierając się przed nową przyjaciółką.

Cisza przed burzą

Fabuła epizodu Awake rozkręca się powoli, dając relacji nastolatek trochę czasu na rozwinięcie się, a nam na zapoznanie z aktualną sytuacją Chloe oraz z dawnymi i nowymi znajomymi. Z tego też powodu w odcinku zabrakło szczególnie dramatycznych momentów – gorąco zrobiło się dopiero w finale, niejako zapowiadając, że kolejne epizody będą już bardziej emocjonujące.

Brak większego napięcia nie przeszkadzał mi podczas zabawy, gdyż rekompensowały to inne rzeczy. Jednymi z przyjemniejszych momentów w oryginalnym Life Is Strange były te chwile, gdy mogliśmy oderwać się od bieżących wydarzeń i po prostu zrelaksować, siadając z gitarą w swoim pokoju czy odpoczywając wśród zieleni. Before the Storm także oferuje kilka okazji pozwalających odciąć się od wszystkiego i przemyśleć ostatnie wydarzenia, co ponownie wypada znakomicie i ma pozytywny wpływ na klimat opowieści.

Powrót do Blackwell skutecznie gra na sentymentach.

Drugą siłą gry są jej bohaterowie i relacje między nimi. Oprócz Chloe, którą jedni lubią, a inni niekoniecznie (przy czym ci drudzy być może w końcu się do niej przekonają, gdyż oglądanie wydarzeń z jej perspektywy i wgląd w jej przemyślenia nadają tej postaci większą głębię), i Rachel w grze pojawia się też sporo starych i kilka nowych twarzy. Powraca znienawidzony przez dziewczynę ojczym David, jej próbująca ułożyć sobie na nowo życie matka, wyrafinowana Victoria czy diler Frank. Wszyscy oni są tacy, jakimi ich zapamiętaliśmy, choć obserwowani z perspektywy kogoś innego niż nieśmiała Max potrafią pokazać nieco inne oblicze.

Mamy też nowe postacie, głównie wśród uczniów akademii Blackwell. Tutaj zabrakło póki co szczególnie interesujących kreacji, chociaż para popkulturowych maniaków namiętnie grywających w sesje RPG jawi się całkiem sympatycznie i liczę, że powróci w kolejnych odcinkach. Najważniejsze jednak, że wszyscy bohaterowie zostali przedstawieni wiarygodnie, ich większe i mniejsze dramaty potrafią wzbudzić w nas współczucie, a rozmowy z nimi pełne są emocji czy humoru. Pogawędka o pracy domowej angażuje nas tu bardziej niż najtrudniejsze wybory moralne w ostatnich grach studia Telltale Games.

Więzi

Gwiazdą całego przedstawienia jest oczywiście Rachel Amber, na poznanie której musieliśmy czekać przeszło dwa lata, jakie minęły od debiutu Life Is Strange. Dziewczyna faktycznie na pierwszy rzut oka wydaje się być ideałem – piękna, przebojowa, charyzmatyczna i inteligentna. Onieśmielenie Chloe i niezrozumienie, czemu nagle ktoś taki się nią zainteresował, jest całkiem zrozumiałe. Twórcy na szczęście nie utrzymują tego nieskazitelnego obrazu zbyt długo, pokazując kilka skaz nadających charakterowi nastolatki autentyczność – nie na tyle, byśmy przestali ją lubić, ale dość, by nas zaintrygować i uwiarygodnić tę postać.

Pokój Chloe wygląda inaczej, niż gdy widzieliśmy go ostatnio, ale jego cechą dominującą pozostaje chaos.

Pisząc ten tekst jakiś czas po premierze epizodu Awake, miałem możliwość przyjrzeć się reakcjom innych graczy, wśród których przewijał się argument, że przyjaźń między dziewczynami zrodziła się zbyt prędko i przez to pewne sceny z końcówki wydają się nierealistyczne. Osobiście nie odniosłem takiego wrażenia. Biorąc pod uwagę fakt, że Rachel pojawia się przy Chloe w momencie, gdy ta desperacko potrzebuje w swoim życiu kogoś bliskiego, uważam, że w takich sytuacjach łatwo o szybkie zauroczenie się kimś i zaufanie, zwłaszcza gdy ma się lat kilkanaście.

Moim zdaniem więź, jaka połączyła główne bohaterki, przedstawiono w bardzo udany sposób – nie jest to związek oparty na rozsądku, a na nastoletnich emocjach i jako taki wypada całkiem naturalnie, zwłaszcza że między dziewczynami faktycznie od początku zaskoczyło. Na korzyść tej relacji działa też wspomniane powolne tempo rozwoju odcinka, dające postaciom może nie nadmiernie wiele, ale wystarczająco dużo okazji do poznania się – a graczowi do zaangażowania się w historię i nabrania osobistego stosunku do jej bohaterek.

DELUXE EDITION

Recenzja pierwszego epizodu gry Life Is Strange: Before the Storm – klimatyczny powrót - ilustracja #2

Sporo kontrowersji wywołała zapowiedź specjalnej, rozszerzonej edycji gry, która oprócz typowych dla tego rodzaju wydań drobiazgów (dodatkowe stroje dla głównej bohaterki oraz minitryb umożliwiający skomponowanie własnej playlisty do słuchania w grze) miała zawierać bonusowy, niedostępny w inny sposób epizod, z debiutem przewidzianym po premierze trzeciego odcinka. Dodatek wydaje się nie lada gratką dla fanów, gdyż pozwoli ponownie wcielić się w Max i cofnąć jeszcze bardziej w przeszłość – do dnia, w którym doszło do jej wyjazdu i rozstania z Chloe.

Fakt, że aby otrzymać ten dodatek, trzeba było nabyć w ciemno całą grę, ponadto w znacznie droższym wydaniu, wywołał spore niezadowolenie graczy. Na szczęście koniec końców twórcy udostępnili możliwość płatnego ulepszenia tytułu do wersji Deluxe osobom, które nie chcą od razu kupować całości. Kosztuje to około 40 PLN (cena waha się zależnie od platformy sprzętowej) i wymaga wcześniejszego zakupu pierwszego epizodu Before the Storm – posiadanie drugiego i trzeciego odcinka nie jest konieczne.

Notatnik bohaterki pełen jest uwag oraz dodatkowych informacji o postaciach i wydarzeniach.

Pomaluj mi świat

Jeśli chodzi o mechanizmy rozgrywki, powiedziałbym, że pracownicy Telltale Games powinni brać lekcje u Deck Nine – w jednym epizodzie występuje tu więcej przedmiotów, z którymi można wejść w interakcje, i opcjonalnych konwersacji niż w całym sezonie The Walking Dead czy Batmana. Gdy uzyskujemy bezpośrednią kontrolę nad Chloe, do obklikania mamy po kilkanaście różnych obiektów.

Część z nich służy do rozwiązywania bardzo prostych zagadek środowiskowych, część to po prostu niemające większego znaczenia elementy otoczenia. Na niektórych protagonistka może dać upust swojej buntowniczej naturze i nabazgrać jakieś graffiti – jest to tutejszy ekwiwalent typowych znajdziek.

Konwersacje z postaciami pobocznymi zazwyczaj nie wnoszą wiele do głównego wątku, ale za to są świetnie napisane i ignorując je, można naprawdę sporo stracić. Ciężko nie uśmiechnąć się przy okazji sabotowania pracy domowej Victorii, natomiast udział w kampanii RPG rozgrywanej ze wspomnianą wcześniej parką popkulturowych maniaków dał mi autentycznie więcej powodów do śmiechu niż jakikolwiek oglądany w tym roku film komediowy.

Rachel robi świetne pierwsze wrażenie i fakt, że Chloe jest nią zafascynowana, niespecjalnie dziwi.

Duża liczba dodatkowych atrakcji wydłuża też czas zabawy – dzięki sprawdzaniu każdego kąta ukończenie epizodu Awake zajęło mi prawie cztery godziny, co jak na jeden odcinek jest bardzo dobrym wynikiem.

DECK NINE

Recenzja pierwszego epizodu gry Life Is Strange: Before the Storm – klimatyczny powrót - ilustracja #5

Wbrew pozorom Life Is Strange: Before the Storm nie jest debiutanckim projektem studia Deck Nine – po prostu wcześniej ekipa funkcjonowała pod inną nazwą: Idol Minds. Początki istnienia tego zespołu sięgają roku 1997, a ma on na koncie jedenaście tytułów, w tym późniejsze części znanej za czasów pierwszego PlayStation serii gier snowboardowych Cool Boarders oraz dwie wydane na PlayStation 3 odsłony RatchetaRatchet & Clank Collection i Ratchet: Deadlocked.

Pyskując do sukcesu

Pozbawienie gry opcji cofania czasu miało uczynić dokonywanie wyborów znacznie trudniejszym i bardziej dramatycznym – w końcu tym razem nie jesteśmy w stanie zmienić zdania po fakcie. W praktyce jednak nie robi to większej różnicy, gdyż decyzje, przed którymi stajemy w pierwszym epizodzie, są raczej mało angażujące i dość błahe. Mam nadzieję, że w kolejnych pojawią się już poważniejsze dylematy niż to, czy podczas porannej rozmowy będziemy wredni dla matki Chloe, czy nie.

Niemożność manipulowania czasoprzestrzenią rekompensować ma minigra, w trakcie której bohaterka wdaje się w „pyskówki” z innymi postaciami. Mając ograniczoną ilość czasu, musimy zwracać uwagę na wypowiedzi naszego oponenta i tak dobierać riposty, by jak najbardziej zaleźć mu za skórę. Gdy nam się to udaje, Chloe osiąga to, czego w danej chwili chce. Niezbyt to wychowawcze, ale jak najbardziej pasuje do postaci i sprawdza się jako urozmaicenie zabawy.

„Pyskówki” może nie rewolucjonizują rozgrywki, ale są całkiem przyjemnym urozmaiceniem.

Nowe głosy

Wspomniana na wstępie zmiana aktorki dubbingującej Chloe koniec końców okazała się na szczęście bezbolesna – do nowego głosu dziewczyny przyzwyczaiłem się bardzo szybko i gdyby nie szum w internecie w związku z tą zmianą, prawdopodobnie nawet nie zauważyłbym różnicy. Rhianna DeVries doskonale poradziła sobie z zastąpieniem Ashly Burch. Nie ustępują jej zresztą inni aktorzy głosowi, którzy spisali się równie dobrze jak w oryginalnym Life Is Strange.

Na wszelkie pochwały zasługuje ścieżka dźwiękowa, w której ponownie znajdziemy całą gamę idealnie pasujących do klimatu gry i po prostu wyjątkowo przyjemnych do słuchania utworów. Ponieważ zaś Chloe jest postacią dużo żywszą od wycofanej Max, to i wśród piosenek trafia się kilka energetycznych kawałków, przeplatających się ze spokojniejszymi, bardziej melancholijnymi.

Momenty spokoju, gdy Chloe po prostu się relaksuje i rozmyśla o niedawnych wydarzeniach, są wyjątkowo klimatyczne.

Bywało ładniej

Niestety, wizualnie gra nie powala. Już oryginalne Life Is Strange nie imponowało pod względem technicznym i niedostatki maskowało lekko mangową stylistyką, natomiast w Before the Storm zacofanie technologiczne jest odczuwalne dużo bardziej. Drzewa to brzydkie zlepki tekstur, obiekty rażą niską liczbą detali (zwłaszcza podczas zbliżeń w scenkach przerywnikowych), a najlepiej w tym wszystkim prezentujące się modele postaci cechuje z kolei mało realistyczne poruszanie ustami – choć wypada zaznaczyć, że element ten wyszedł i tak lepiej niż w pierwowzorze.

Podczas zabawy trochę przeszkadzało mi dziwne zachowanie kamery, która dość opieszale reagowała na moje polecenia. Do tego często ustawiała się w taki sposób, że łatwo można było przeoczyć interaktywne obiekty, nawet jeśli stało się tuż przed nimi. Nie jest to błąd z gatunku tych psujących grę, ale jednak można było zrealizować to lepiej.

Spotykamy sporo starych znajomych z Life Is Strange – w tym wiecznie wywyższającą się Victorię.

Przed sztormem był ogień

Studio Deck Nine skutecznie wyleczyło mnie z wszelkich obaw co do Before the Storm. Choć to dopiero jedna trzecia całej opowieści, już pierwszy jej odcinek wystarczył, bym znów zadomowił się w miasteczku Arcadia Bay i swojsko poczuł wśród starych oraz nowych postaci. Produkcja dostarcza sporo tego, za co pokochałem Life Is Strangefantastyczną ścieżkę dźwiękową, świetnie pomyślane interakcje między ciekawymi osobami oraz spokojne, przesycone melancholią sceny. Tytuł pokazuje też konkurencji ze stajni Telltale Games, że interaktywne seriale faktycznie mogą być interaktywne i nasz udział w historii może sprowadzać się do czegoś więcej niż tylko biernego oglądania, przerywanego pojedynczymi kliknięciami.

Będąc wchłoniętym przez tak dobrze nakreślony początek opowieści, łatwo przymknąć oko na niedostatki techniczne gry. Niektórych nieco rozczarować mogą natomiast mało emocjonujące wybory moralne oraz dość powolne tempo rozwoju fabuły, ale finał odcinka zwiastuje, że pod tym względem akcja powinna rozkręcić się w kolejnych epizodach. Jeśli tak się stanie, otrzymamy tytuł równie udany jak kultowe już w niektórych kręgach dzieło Dontnod.

O AUTORZE

Uważam, że gry komputerowe, jako medium pozwalające graczowi na znacznie większe wczucie się w historię niż książki czy filmy, są doskonałym narzędziem do wzbudzania emocji. I właśnie tytuły potrafiące wywołać wzruszenie, radość czy smutek cenię najbardziej. Oryginalne Life Is Strange doskonale trafiło w moje gusta, szturmem kradnąc mi serce i stając się jedną z moich ulubionych gier.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Life Is Strange: Before the Storm na PlayStation 4 pozyskaliśmy we własnym zakresie.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, zaś w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

kalevatar Ekspert 8 stycznia 2018

(PS4) Świetna scena pod koniec ep. 2 to za mało, by uzasadnić powstanie tego prequela - intryga w Before the Storm jest słaba, voice acting (poza głównymi bohaterkami) dość marny, a wydarzenia chwilami przybierają tak absurdalny obrót, że moje zawieszenie niewiary szlag trafiał. Szkoda.

6.5

LilXavi VIP 15 maja 2023

(PS4) Cały czas świetny klimat, soundtrack, voice acting na poziomie pierwowzoru, Jednak zdecydowanie mniej zaskakująca mniej ciekawa i słabszą intrygą.

8.0
Recenzja gry Life Is Strange: Before the Storm – dużo klimatu, za mało emocji
Recenzja gry Life Is Strange: Before the Storm – dużo klimatu, za mało emocji

Recenzja gry

Life Is Strange: Before the Storm jest jak środkowe odcinki dobrego serialu – ogląda się je przyjemnie, ale w gruncie rzeczy jest to tylko zapychacz między znacznie ciekawszym początkiem i finałem opowieści.

Recenzja pierwszego epizodu gry Life Is Strange: Before the Storm – klimatyczny powrót
Recenzja pierwszego epizodu gry Life Is Strange: Before the Storm – klimatyczny powrót

Recenzja gry

Studio Deck Nine podołało. Before the Storm nie ustępuje oryginalnemu Life Is Strange, już w pierwszym odcinku oferując równie melancholijny klimat, świetną ścieżkę dźwiękową oraz plejadę barwnych postaci.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.