Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 sierpnia 2017, 09:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Hellblade: Senua's Sacrifice – piekielnie dobra opowieść - Strona 2

Gdy niezależne studio własnym sumptem zamierza przygotować złożoną grę, celując w segment rynku AAA, to wiedz, że coś się dzieje. Ninja Theory stawia odważny krok nie tylko na tym polu; Hellblade dojrzale dotyka tematu tabu, jakim są choroby psychiczne.

Hellblade zagadkami stoi

Najważniejszą rolę w eksploracji terenu odgrywa rozwiązywanie zagadek. Ich zestaw nie jest duży i właściwie ogranicza się tylko do dwóch rodzajów – odnajdywania kształtów run ukrytych w obiektach występujących w danej lokacji oraz przechodzenia przez portale zmieniające wygląd bądź funkcjonalność niektórych rzeczy. Oba rodzaje wyzwań najczęściej odblokowują przejście do kolejnej lokacji. Zdarzają się także zagadki właściwe dla jednego tylko miejsca, jak na przykład oświetlanie korytarzy za pomocą pochodni czy naprawianie zniszczonych przedmiotów poprzez znalezienie odpowiedniego punktu w przestrzeni i wykorzystanie właściwej dla niego perspektywy.

Odnalezienie podobnych kształtów runów w otoczeniu odblokuje przejście.

Różnorodność zagadek faktycznie nie jest porażająca, ale sądzę, że zważywszy na dość krótki czas gry (tytuł można ukończyć w maksimum osiem do dziesięciu godzin), kręcić nosem będą tylko najwięksi malkontenci. Mogą oni dodatkowo posiłkować się stwierdzeniem, że większość zagadek jest zbyt łatwa i przez to nie stanowią one odpowiedniego wyzwania. Cóż, wszystkim się nie dogodzi. Mnie za to przebiegł po plecach przyjemny dreszcz, gdy w pewnym miejscu przechodziłem między światem światła a światem mroku. Aż mi się przypomniały przygody Raziela w Legacy of Kain.

Po ukończeniu zabawy całkowicie zaszokowała mnie informacja, że niemal wszystkie mechanizmy rozgrywki, które uważałem za wymyślone na potrzeby gry, są zaczerpnięte wprost z przypadków osób będących konsultantami przy powstawaniu Hellblade. Dopasowywanie kształtów, tańczące znaki na ścianach, bezpieczne plamy światła – to wszystko, i nie tylko to, to autentyczne doznania chorych. Do tytułu dołączony jest film, z którego dowiecie się więcej o procesie powstawania przygód Senui, ponieważ jednak zdradza on wiele istotnych szczegółów dotyczących fabuły, obejrzyjcie go dopiero po poznaniu całej historii.

Wkraczając na ziemie Celtów, wikingowie nie oszczędzali nikogo.

Groźni wikingowie

Oprócz eksplorowania świata gry i rozwiązywania zagadek w Hellblade mierzymy się też z przeciwnikami. Na początku występują oni jedynie pojedynczo, potem w większej, ale nigdy licznej, grupie. Ubolewam nad tym, że jest ich tylko pięć rodzajów, przez co już w połowie zabawy starcia stają się bardzo schematyczne. Szybko przekonujemy się, jaka taktyka jest skuteczna w przypadku wojownika z tarczą, jaka, by pokonać gościa z dwoma toporkami, a jaka, by załatwić bydlaka z wielkim toporem. Na szczęście sama mechanika ma solidne podstawy i gdybym chciał się tu pokusić o jakieś porównanie, przywołałbym serię Souls, ale... w takiej właśnie łatwiejszej wersji. Chodzi o to, że walka nie polega tu na waleniu w przyciski pada, tylko na odpowiednim wyczuciu czasu i kontrowaniu ciosów. Co akurat też nie wydaje się zbyt trudne, bo większość uderzeń jest odpowiednio długo markowana.

W trakcie starć pojawia się pewien element interfejsu. Nie jest on jednakże nachalnie wrzucony na ekran, tylko subtelnie umieszczony za pasem bohaterki. To małe zwierciadło, na którym znajduje się biały pasek skupienia. Uzupełniamy go, kontrując uderzenia, a skupienie wykorzystujemy do spowalniania czasu, co staje się niezwykle przydatne pod koniec gry, a i wcześniej pozwala na szybsze rozprawianie się z typami dzierżącymi tarcze.

Pierwsze spotkanie z takim okrutnikiem.

Na osobny akapit zasługują starcia z bossami. Nie jest ich dużo, ale przynajmniej w dwóch przypadkach (na trzy) stanowią pewne wyzwanie. Szczególnie walka z wielkim Fenrirem, toczona od połowy w całkowitej ciemności. Pomysł bardzo dobry, a i wykonanie niezgorsze – bardzo przypadło mi do gustu. Przy okazji nadmienię, że w grze istnieje możliwość ustawienia trzech poziomów trudności: łatwego, trudnego i automatycznego. Ten ostatni ponoć dostosowuje się do umiejętności gracza i to właśnie z niego skorzystałem przy pierwszym przejściu. Pierwszym, bo do gry na pewno zamierzam jeszcze wrócić – tu jednak ostrzegę potencjalnych zainteresowanych, że to raczej tytuł jednokrotnego użytku, który nie zaskoczy już niczym przy drugim podejściu.

Parę rys

Hellblade ma kilka wad, a pierwszą z nich jest długość gry. Opowieść kończy się zbyt szybko, chociaż zdaję sobie sprawę, że twórcy jednocześnie przekazali nam wszystko, co chcieli. Lepiej pozostać z lekkim niedosytem i satysfakcją z ukończenia niż męczyć się ze sztucznym wydłużaniem rozgrywki. Wiem też, że Ninja Theory i tak podjęło duże ryzyko, decydując się na samodzielną produkcję niezależnego tytułu z ambicjami sięgającymi półki AAA, co moim skromnym zdaniem w pełni się udało. Rozumiem więc, czemu gra nie jest dłuższa, ale jednak chciałbym jeszcze trochę pobyć w tym świecie.

Hellblade korzysta z dobrodziejstw PlayStation 4 Pro, pozwalając na uruchomienie gry w dwóch trybach: 60 Hz i niższej rozdzielczości oraz w trzydziestu, niestety raczej niestałych, klatkach na sekundę.

Pod względem wizualnym gra prezentuje się bardzo dobrze, szczególnie jeśli chodzi o postać i animację bohaterki. Twórcy zastosowali ciekawy patent i w animacjach przedstawiających Senuę umieścili też twarze prawdziwych aktorów. Różnica, na korzyść żywych ludzi, jest oczywiście widoczna, ale w żaden sposób nie umniejsza to kunsztu projektantów z Ninja Theory. Szkoda, że za jakością modeli postaci nie poszły tekstury otoczenia. Rozmazane i w niskiej rozdzielczości nie prezentują się najlepiej z bliskiej odległości. Szczególnie wszelkie skały.

Wiking z tarczą wymaga odmiennej taktyki walki.

Grać? Grać!

Hellblade: Senua’s Sacrifice nie jest grą dla wszystkich. Ucieszy przede wszystkim osoby chcące porzucić na chwilę otwarte światy, żeby zanurzyć się w bardzo osobistą opowieść o korytarzowej strukturze rozgrywki. Chciałoby się napisać oldskulowej, ale to byłaby chyba przesada, zważywszy na zakres nowatorskich środków i doznań oferowanych przez ten tytuł. Poszukujący horroru znajdą tu tylko szaleństwo niebezpiecznego umysłu, urojenia i schizofrenię. Jeżeli nie boicie się wkroczyć w ten obcy świat, to jak najbardziej zapraszam, bo to kolejna świetna produkcja w tym roku przeznaczona dla jednego gracza. Raczej pełnoletniego, weźcie to poważnie pod uwagę.

O AUTORZE

W Hellblade: Senua’s Sacrifice grałem na PlayStation 4 Pro. Ukończenie tej pozycji zajęło mi, jak przypuszczam, bo w programie brak licznika, około dziesięciu godzin, a przy okazji zdobyłem 90% dostępnych trofeów. Poza Dexed do tej pory poznałem wszystkie dzieła przygotowane przez zespół Ninja Theory.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Hellblade: Senua’s Sacrifice na PS4 otrzymaliśmy nieodpłatnie od firmy GOG.com.

Przemysław Zamęcki | GRYOnline.pl

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej