Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 3 sierpnia 2017, 15:30

autor: Marta Niespodziewany

Recenzja gry Pyre – niebanalny RPG od twórców Bastionu - Strona 2

Szykujcie się do walki, wygnańcy! Przed Wami – seria zajadłych potyczek. Po przeciwnej stronie – podobne Wam wyrzutki, niemające nic do stracenia. A na szali – Wasza wolność. Gra warta świeczki, czyż nie?

W zdrowym ciele zdrowy duch

Trudność w zaklasyfikowaniu gatunkowym Pyre odzwierciedla doskonale zmienne tempo gry. Z jednej strony mamy serce rozgrywki, czyli dynamiczne mecze, które nieraz skutecznie podnoszą ciśnienie. Gratulujemy sobie w duchu szczególnie udanych zagrań (nawet zazwyczaj nieprzychylnie nastawiony do nas komentator meczów, znany jako Głos, uprzejmie wyraża zdziwienie, że tym razem poszło nam całkiem, całkiem) i wkurzamy się, gdy po świetnie – wydawałoby się – skoordynowanej sekwencji ruchów przeciwnik wytrąca nam kulę tuż obok swojego stosu (czyt. bramki). A gdy do wygranej zabraknie zaledwie pięć punktów – to dopiero źródło frustracji! Zaraz jednak czeka nas zmiana tempa, a wraz z nią chwila zasłużonego odpoczynku, gdy można nieco ostudzić emocje.

Przeciwnik nie czekał na rzut monetą.

Pyre między meczami to przede wszystkim przeżycie wizualno-fabularne. Pakujemy dobytek, wskakujemy do wysłużonego wozu i jedziemy dalej tam, gdzie wskażą nam gwiazdy. Po drodze podziwiamy ręcznie malowane widoki i pieczołowitość, z jaką wykonano wielorasowy i różnorodny świat, słuchając świetnej ścieżki dźwiękowej, ale mamy też parę bardziej konkretnych rzeczy do roboty.

Często zdarza się, że któremuś z towarzyszy leży coś na sercu i chce pogadać – będzie na nas czekać w wozie (tutaj uwaga – szkoda, że gra nie została przetłumaczona na język polski, bo odbiją się od niej ci, który nie znają świetnie angielskiego). Przerwa między meczami to również doskonała okazja do przejrzenia statystyk naszych postaci, ich poziomu oświecenia, umiejętności i talizmanów, a także wypróbowania nowych składów w ramach niezobowiązujących potyczek treningowych przeciwko, hmm... drużynie mistycznych wygnańców uwięzionych na zawsze w tajemnej kuli.

NIGHTWINGS PANY!

Czy ciągłe skakanie między tymi dwoma biegunami rozgrywki nuży? Nie, bo historia, którą odkrywamy warstwa po warstwie mogłaby spokojnie posłużyć za kanwę powieści z nurtu young adult (czyli młodzieżowej literatury, zazwyczaj w klimatach fantasy) i świetnie by się ją czytało. Dużo frajdy sprawia poznawanie kolejnych postaci i frakcji, gdyż są one barwne i świetnie napisane. Nasze drogi krzyżują się między innymi z pretensjonalnym entem, nawiedzoną wyznawczynią lokalnego odpowiednika Cthulhu czy też punkowym psem anarchistą (skazanym na wygnanie za nic innego jak oddanie moczu na pomnik szanowanego sędziego). Relacje między bohaterami wykraczają zresztą poza sferę fabularną i znajdują nieraz swój finał, niekoniecznie pozytywny, na polu walki. Czasem aż żal naszych wrogów...

Gracze obeznani z dynamicznymi grami sportowymi czy zręcznościowymi mogą narzekać na zbyt niski poziom trudności. Nie da się ukryć, że przy standardowych ustawieniach zaliczanie kolejnych zwycięstw bardzo długo nie stanowi większego problemu; tak naprawdę trzeba się trochę namęczyć dopiero na późniejszym etapie gry. A jeśli ktoś ma szczególną ochotę na większe wyzwania, może od pewnego momentu wybierać przed walką specjalne modyfikatory, które ułatwiają życie wrogom, a nam mogą mocno napsuć krwi (rozwiązanie to pojawiło się też w poprzednich grach Supergiant Games). Warto jednak pamiętać, że przegrany mecz to nie koniec świata. Porażka jest wpisana w założenia gry i nie oznacza, że cała nasza misja spaliła na panewce. Ot, kolejny krok na krętej drodze do oświecenia. Perfekcjoniści mogą jednak skorzystać z możliwości restartu obrzędu, jeśli gwiazdy się na nich wypięły.

Kto by pomyślał, że w czyśćcu kwitną wiśnie.

Mecz o wszystko

Tym, co szczególnie ujęło mnie w Pyre, jest sposób, w jaki twórcy podeszli do poważnych tematów. Nie chcę spojlerować ostatecznego celu rozgrywki, znacznie wykraczającego poza próbę opuszczenia niegościnnego czyśćca przez kilkoro nieszczęśników. Wspomnę tylko, że w toku rozgrywki poznajemy fakty na temat kraju pochodzenia naszych bohaterów, które pokazują go w nowym świetle i nadają jeszcze większą głębię smutnym losom wygnańców, zarówno tych „naszych”, jak i ich przeciwników. Rozważania na temat różnych definicji wolności w kolorowej grze komputerowej, w której ganiamy, pełzamy i latamy za świetlistą piłką, to ryzykowna sprawa, ale panie i panowie z Supergiant Games poradzili sobie śpiewająco, nie ocierając się przy tym o pretensjonalność.

Czy nieco egzotyczna hybryda, jaką jest Pyre, przemówi do fanów ładnych „indyków” kładących nacisk na dobrą opowieść? Tak, bo to piękny i niezwykle udany dziwoląg, który zawiera wszystkie elementy lubiane przez tę grupę odbiorców, scalone w jedno przez świetny, melancholijny klimat znany z poprzednich gier studia. A że gramy przy okazji w piłkę? Cóż, moje początkowe wątpliwości wobec tej mechaniki uleciały po paru rozegranych meczach, kiedy to oddałam się bez reszty sportowej rywalizacji i zaczęłam z ogniem w oczach rozważać różne składy i strategie. Niewielkiej ekipie Supergiant Games należy się uznanie za to, że – zamiast kroczyć wydeptaną ścieżką – woli wytyczać nowe szlaki. Chętnie zobaczę, gdzie jeszcze poprowadzą ich gwiazdy, które jak dotąd im sprzyjają.

O AUTORCE

Z Pyre spędziłam dobre paręnaście godzin, niespiesznie chłonąc przepiękne widoki, słuchając smutnego gitarowego plumkania i wysłuchując żalów moich towarzyszy. Gracz, któremu bardziej spieszno do wolności, może zakończyć całą przygodę nawet w około 10 godzin.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Pyre w wersji na PC zdobyliśmy we własnym zakresie.

Marta Niespodziewany | GRYOnline.pl