autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Splatoon 2 – pomaluj swój świat
Nintendo niedawno w końcu zrozumiało, że sieciowe rozgrywki mogą być fajne nawet w jego własnych grach. Splatoon 2 jest najlepszym przykładem tego, jak w milusi sposób rozsmarowywać przeciwników po ścianach obryzganych wszystkimi kolorami tęczy.
Recenzja powstała na bazie wersji Switch.
- satysfakcjonujący, szybki multiplayer;
- całkiem zróżnicowana, choć wyposażona jedynie w pretekstową fabułkę, kampania dla jednego gracza;
- dużo ekwipunku do odblokowania;
- bardzo ładna grafika i wpadająca w ucho dynamiczna muzyka.
- nieistniejący matchmaking;
- brak komunikacji głosowej w grze.
„Nintendo! Nintendo! Nintendo!” – zdaje się krzyczeć do nas z każdego zapełniającego pamięć konsoli Switch bitu uruchomiony Splatoon 2. Kolorowy, milusi, z miejsca oczarowujący użytkownika. Magicy z tego koncernu potrafią stworzyć taki dziecinny, a jednocześnie wciągający starszych nawet graczy klimacik, że czerwone i zielone czapeczki z głów.
Gdyby przed właściwym tytułem dopisać imię Mario i wysłać księżniczkę Peach do pierwszego z brzegu zamku, bohaterski hydraulik z miejsca zamalowałby go na dowolny kolor. Zupełnie jak w nie tak dawno wydanym Paper Mario Color Splash.
Idź, pomaluj swój świat...
Nintendo ma zajawkę na gry o malowaniu. To bezsprzeczny fakt. Jedną z fajniejszych produkcji wydanych przez nieistniejącą już firmę THQ na pierwsze Wii (a także inne platformy) było de Blob, w którym panem glutem walczyliśmy o kolorową wolność w czarno-białym świecie. Japończycy zresztą jeszcze wcześniej eksperymentowali z formułą, choćby w Super Mario Sunshine. Były to jednak gry przeznaczone do samotnych posiedzeń, podczas gdy obecne czasy wymagają innego podejścia do tematu.
Stąd nastawiony na szybkie rozgrywki wieloosobowe Splatoon, w którego – przyznam się – nie miałem okazji zagrać. Dlatego w recenzji części drugiej nie znajdziecie utyskiwań na to, że Splatoon 2 to tylko nieco rozszerzona wersja gry z Wii U, z takimi czy innymi usprawnieniami. Dla mnie, i zapewne wielu innych nowych fanów niewielkiego urządzenia Nintendo, to zupełna nowość i pierwsze podejście do tematu. Dodam od razu, że bardzo udane, choć opatrzone przeze mnie tyloma wulgaryzmami w trakcie testów, że aż zawstydzony Yoshi schował się pod stół i nie chciał stamtąd wyjść, dopóki mi nie przeszło.
Paintball w stylu Nintendo
Splatoon 2 to gra nastawiona na ośmioosobowe potyczki dwóch drużyn składających się z czterech zawodników każda. Interesująca i odróżniająca ten tytuł od setek innych strzelanin wydaje się radosna świadomość faktu, że w trakcie starć nie ma znaczenia nasze „kill ratio”. Liczy się ono o tyle, że w przypadku zgonu tracimy trochę cennych sekund na respawn i powrót do miejsca akcji, ale nic ponadto. Tutaj najważniejsze jest obsmarowywanie farbą ścian, podłóg i czego tylko się da. Kto więcej zamaluje, przy okazji paćkając farbą na teren, który wcześniej zapaćkali rywale z przeciwnej drużyny, ten wygrywa. Wypadkową zdobywania w ten sposób terenu jest konieczność unieszkodliwiania farbą przeciwników, i to za pomocą wielu najróżniejszych pukawek, co zdecydowanie urozmaica zabawę.
Multi pozwala brać udział w lidze, rozgrywkach rankingowych i zwyczajnych grach bez żadnych zobowiązań, ale – co najważniejsze – wraz z zaliczaniem kolejnych bitew stale awansujemy naszą postać na wyższy poziom doświadczenia i zdobywamy gotówkę służącą do wykupywania coraz lepszego ekwipunku. Nie tylko coraz lepszych, czasem bardzo wyspecjalizowanych rodzajów broni, ale także elementów ubioru. Czapeczki, koszulki i buty wspomagają naszą postać, która dzięki nim może na przykład zwiększyć trochę szybkość poruszania się albo zużywać mniej farby, zanim nastąpi konieczność napełnienia przenoszonego na plecach pojemnika poprzez dosłowne wniknięcie w podłoże zamalowane naszym kolorem.
Twórcom udało się zaimplementować do tej pozycji mechanikę wzorowaną pośrednio na wielu popularnych tytułach z Zachodu, ale oczywiście w milusi i charakterystyczny dla Nintendo sposób. Zresztą wraz z rozwojem postaci w specjalnym drzewku odblokowujemy także inne jej umiejętności, co nie pozwala się nudzić. Przynajmniej przez jakiś czas, bo na dobrą sprawę przy jednostajnej grze polegającej tylko na smarowaniu wszystkiego farbą, wcześniej czy później każdego dopadnie znużenie. Pytanie więc brzmi nie czy, ale kiedy. Wtedy na ratunek przyjdą aktualizacje, wzbogacające rozgrywkę, choć na razie trudno ocenić ich jakość.
Szkoda, że póki co nie działa matchmaking w trybie dowolnej zabawy. System łączy graczy zarówno na drugim czy piątym, jak i dwudziestym piątym poziomie doświadczenia. Dysproporcja sił może być spora, niemniej przy jednym czy dwóch mocniejszych uczestnikach rozgrywki nie ma to na szczęście jeszcze aż tak wielkiego znaczenia. Ale Nintendo powinno coś z tym jednak zrobić, bo po premierze może to być spory kłopot dla nowicjuszy. W związku z tym, że testowałem Splatoona 2 właśnie przedpremierowo, dał się też zauważyć problem związany z długim oczekiwaniem na komplet uczestników meczu. Doświadczenie mówi, że po debiucie sytuacja znacząco się poprawi.