Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 lipca 2017, 16:00

Recenzja gry Master X Master – mistrz wszystkiego x mistrz niczego - Strona 2

Kolejna MOBA na rynku. Czy naprawdę tego potrzebujemy? Okazuje się, że tak, bowiem nowy tytuł od NCsoftu wprowadza spore zamieszanie w gatunku. Tak duże, że w pewnym momencie ciężko określić, czym to całe MXM jest!

Tyle opcji, że można się pogubić

Jeśli nadal czytacie ten tekst, to w sumie chciałbym Wam pogratulować. MXM jest produkcją bardzo rozbudowaną, w czym już zdążyliście się zapewne zorientować. Problem w tym, że jeszcze wszystkiego nie wymieniłem. Teraz na warsztat weźmiemy samych tytułowych mistrzów. Wiecie już, że sterujemy nimi za pomocą klawiatury (WSAD), mają przypisane konkretne „żywioły” i niektórzy pochodzą ze znanych uniwersów. Do tego dokładam system „nodes” (takich run z League of Legends) oraz możliwość ulepszania zdolności i efektów pasywnych.

Nodes otrzymujemy w ramach nagród lub sami je kupujemy. Dzielą się na trzy rodzaje: czerwone (siła ataku), niebieskie (obrona) i żółte (siła zdolności oraz inne efekty). Dodatkowo występują w pięciu typach: Common, Standard, Superior, Rare oraz Legendary. Każdy heros ma sześć slotów na nodes i można je układać wedle uznania. Niemniej każdemu z bohaterów przypisano z góry schemat, dzięki któremu te kamyki są w jego przypadku najbardziej efektywne. Oznacza to, że przykładowo Sizuka najlepiej działa przy czterech czerwonych nodes, jednym niebieskim oraz jednym żółtym. Odejście od takiego ustawienia zmniejsza siłę tych kamieni.

Teraz wyobraźcie sobie, że oprócz superzdolności każdy heros posiada też cztery umiejętności, z czego wybiera tylko dwie (do tego ma przypisane dwie zdolności survivalowe). Dotyczy to zarówno PvE, jak i PvP. Sami decydujemy, z jakimi zdolnościami nasi mistrzowie będą walczyć. Jakby tego było mało, można je ulepszać, dzięki czemu zyskują dodatkowe efekty lub stają się silniejsze. Zaznaczam jednak, że działa to jedynie w trybie PvE. Aby nieco skomplikować całość, nasza broń również posiada właściwości pasywne – zazwyczaj trzy, z czego aktywną można mieć tylko jedną. Również i je da się wzmacniać, czemu warto poświęcić czas, bowiem owe zdolności pasywne mają znaczenie także w PvP.

Grindować każdy może!

Wypadałoby przejść do walut w grze. Tych w zasadzie jest pięć. Do dyspozycji mamy Gold, SOL, X-Coin, Medals of Reputation oraz Battlefield Medals. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że czeka nas ostra przeprawa, ale rzeczywistość jest o wiele przyjemniejsza. Złoto otrzymujemy praktycznie za wszystko. Wydajemy je na ulepszanie zdolności, powiększanie miejsca w plecaku czy podstawowe nodes. W zasadzie tej waluty raczej Wam nie zabraknie i mało kto zawraca sobie nią głowę.

O wiele ważniejsza jest SOL. Ją otrzymujemy za rozwijanie konta, a czasem za wykonywanie codziennych zadań czy innych aktywności. Niekiedy możemy ją zgarnąć również przy innych okazjach. Ta waluta służy do odblokowywania bohaterów, dlatego jest tak bardzo pożądana. Korzysta się z niej również, gdy chce się odblokować najtrudniejsze poziomy w PvE.

X-Coin z kolei to waluta premium do nabycia za realną kasę. Okazjonalnie pojawia się również szansa na otrzymanie jej jako nagrody za wykonanie określonych misji. Służy do płacenia za mistrzów, skórki oraz boostery.

Teraz przechodzimy do walut związanych przede wszystkim z trybami PvP. Medals of Reputation zgarniamy za mecze na Arenie (3 na 3), a Battlefield Medals w Titan Ruins (5 na 5). Są one odpowiednikami złota i pełnią podobną funkcję. U NPC zwanego Medal Exchanger możemy wybrać to, co nas interesuje. Jest to o tyle istotne, że dzięki temu rozwiązaniu gracze nie muszą bawić się w PvE, by farmić jakieś konkretne składniki. Wszystko można nabyć za medale z PvP, jeśli nie interesuje nas walka z komputerowym przeciwnikiem.

Myśleliście, że to koniec? O nie, bowiem poza walutami w Master X Master są tzw. „matsy”. Występują w obu trybach gry, jednak w PvE otrzymujemy je za ukończenie map (o ile wylosujemy je jako nagrodę), a w PvP wymieniamy za walutę. Przykładowo, chcąc ulepszyć zdolność pasywną broni naszego mistrza, potrzebujemy specjalnego składnika. Musimy zatem na niego polować lub odpowiednio długo walczyć z innymi graczami. To samo dotyczy skórek dla postaci. Część z nich dostępna jest za X-Coins, ale sporą ilość można nabyć za surowce (zmieniamy je w specjalne tokeny) z gry. Sęk w tym, że wszystko trzeba sobie wyfarmić.

Wspomnę jeszcze, że niektórych bohaterów nie odblokujemy nawet, gdy posiadamy odpowiednią ilość waluty SOL. W ich przypadku konieczne jest bowiem zdobycie konkretnych osiągnięć. Przykładowo Death Knight wymaga od nas zebrania 30 Dragonslayer Fragments, które można dostać tylko w jednym dungeonie (w ramach Timespace Distortion). Nie oznacza to jednak, że za przejście instancji zgarniemy automatycznie jeden fragment. To zależy od naszego szczęścia w zbieraniu łupów. Możemy trafić ich więcej lub praktycznie nic. W przypadku postaci Dr. Raoul trzeba sprostać wyzwaniu na najwyższym poziomie trudności. Nie brakuje również osiągnięć związanych z trybem PvP.

Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze gildie, które mają realny wpływ na zabawę. Nie tylko ułatwiają gromadzenie drużyny, ale zapewniają też bonusy. Poza tym są specjalne, klanowe misje, a całą społeczność można również rozwijać za pomocą poziomów.

Boty w trybie PvP?

Recenzja gry Master X Master – mistrz wszystkiego x mistrz niczego - ilustracja #5

Jeśli zauważycie podczas pierwszych potyczek w trybie PvP, że Wasi przeciwnicy nie wykazują się wybitnymi umiejętnościami, to podziękujcie botom. W pierwszych meczach spotkacie bowiem komputerowych przeciwników, którzy udają normalnych graczy. NCsoft wprowadził specjalny system, który ma Was przygotować w ten sposób do wyzwania, jakim jest pełnoprawne PvP. Nie brzmi to źle, ale w praktyce nie zawsze działa tak, jak powinno. W sytuacji, gdy przegracie mecz z ludźmi, gra czasem znowu zmusi Was do zmierzenia się z botami.

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej