Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Walking Dead: The Telltale Series - A New Frontier Recenzja gry

Recenzja gry 31 maja 2017, 17:00

Recenzja gry The Walking Dead: A New Frontier – spadek formy

A New Frontier nie przypomina pełnoprawnej kolejnej odsłony fenomenalnego cyklu The Walking Dead. Wygląda raczej na zrobiony na szybko, pełen dziur fabularnych i miałkich pomysłów wypełniacz przed ewentualnym prawdziwym trzecim sezonem.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji PC, XONE

PLUSY:
  1. dobrze nakreślone relacje nowego protagonisty z Clementine;
  2. opowieść kładzie nacisk na inne akcenty niż poprzednie części serii;
  3. pojedyncze mocniejsze, zaskakujące momenty.
MINUSY:
  1. retrospekcje przedstawiające to, co wydarzyło się po drugim sezonie, potraktowano po macoszemu;
  2. fabuła pełna jest dziur, uproszczeń i tanich chwytów;
  3. większość postaci albo irytuje, albo kompletnie nie zapada w pamięć;
  4. mało scen grających na emocjach gracza;
  5. błędy techniczne i mało atrakcyjna oprawa wizualna.

Podwójna premiera nowego sezonu interaktywnego The Walking Dead nastawiła mnie całkiem pozytywnie do nowego dzieła studia Telltale Games – zmiana głównego protagonisty odbyła się bezboleśnie, akcja wprawdzie gnała trochę zbyt szybko naprzód, ale za to wciągała, a całość pozbawiona była błędów technicznych trapiących Batmana, poprzednią grę tych samych twórców.

Niestety, z każdym kolejnym odcinkiem mój entuzjazm opadał. Szybkie tempo akcji obfitowało nowymi, coraz bardziej rzucającymi się w oczy uproszczeniami fabularnymi, istotne dla opowieści postacie zamiast sympatii wzbudzały tylko irytację, a liczbę naprawdę emocjonujących scen można było liczyć na palcach jednej ręki bardzo pechowego drwala. Zakończenie całej opowieści zamiast wywołać burzę emocji, pozostawiło mnie z rozmyślaniami, czy to aby na pewno był pełnoprawny kolejny sezon serii, a nie wypełniacz przygotowany na siłę przed prawdziwym trzecim rozdziałem przygód Clementine.

Javi sprawdza się całkiem nieźle w roli nowego protagonisty.

Rodzina jest wszystkim

Tym razem akcja toczy się nie wokół młodej Clementine, a Javiera „Javiego” Garcii – byłego zawodowego gracza baseballowego, którego upadek cywilizacji zmusił do opieki nad szwagierką, siostrzeńcem i siostrzenicą. W chwili rozpoczęcia gry czwórka jest już od dłuższego czasu w drodze i próbuje pozostać przy życiu, prowadząc koczowniczy tryb życia. Rutynowe poszukiwanie zapasów przeradza się jednak w zatarg z lokalną społecznością nazywającą siebie „Nową Granicą” (tytułowe „New Frontier”), co staje się kolejnym dowodem na to, że w opanowanym przez żywe trupy świecie największym zagrożeniem nie jest zombie, a drugi człowiek.

Opowieść uderza w nieco inne tony niż poprzednie sezony serii – tym razem nie mamy do czynienia z typowym motywem wędrówki grupy w poszukiwaniu bezpiecznej przystani. Zamiast tego większość czasu spędzamy w jednej okolicy, co przekłada się na zredukowaną rotację postaci – obsada jest znacznie mniejsza, za to każda postać ma do spełnienia jakąś rolę i zazwyczaj przewija się na ekranie przez kilka odcinków.

Ponadto historia Javiego skupia się przede wszystkim na jego interakcjach z rodziną. Jak dowiadujemy się z regularnych retrospekcji, chłopak w swoim życiu rozczarował bliskich krewnych, teraz więc robi co może, by w kryzysowej sytuacji nie powtórzyć błędów przeszłości. Osią przygody nie jest więc budowanie więzi z przypadkowo spotkanymi osobami, jak to miało miejsce wcześniej, a utrzymywanie przy życiu najbliższych i pozostawanie z nimi w jak najlepszej komitywie.

Ochrona rodziny ma tym razem największe znaczenie dla bohatera.

Witaj w domu, Clem

Na szczęście zmiana protagonisty nie oznacza całkowitego odcięcia się od opowieści przedstawionej w dwóch pierwszych sezonach The Walking Dead. Chociaż Clementine nie jest już główną bohaterką historii, to i tak się w niej pojawia i odgrywa dość znaczną rolę, uczestnicząc w większości wydarzeń. Początkowo Javi trafia na młodą dziewczynę przypadkiem i oboje są do siebie nastawieni mocno nieufnie, stopniowo jednak relacje między nimi stają się coraz bliższe.

W Clem wcielamy się także w serii krótkich retrospekcji, przedstawiających nam, co się działo z dziewczyną po tym, gdy widzieliśmy ją po raz ostatni. Przed rozpoczęciem zabawy możemy importować zapis gry z drugiego sezonu, odpowiedzieć na serię pytań dotyczących przeszłości bądź zdać się na ślepy traf, determinując losowo kształt tych sekwencji.

O ile pokazanie tego, jak wychowanka Lee trafiła do punktu, w którym spotyka się z Javim, wypada w porządku, tak niestety retrospekcje nie sprawdzają się jako zakończenie różnych wątków z drugiego sezonu. Po prawie trzech latach zastanawiania się, w jaki sposób scenarzyści wybrną z mocno odmiennych punktów, w jakich mogła znaleźć się Clementine na koniec Season Two, odpowiedzią okazało się pójście po linii najmniejszego oporu.

W serii retrospekcji poznajemy w bardzo dużym skrócie, jak potoczyły się wydarzenia po zakończeniu drugiego sezonu.

To, co zrobiła „moja” Clem pod koniec drugiego sezonu, w A New Frontier zostało sprowadzone do dosłownie dwóch zdań konwersacji, w których wspomniano te wydarzenia. Nie mniej rozczarowujące jest to, jak rozprawiono się z potencjalnymi sojusznikami, z którymi dziewczyna mogła zakończyć poprzednią opowieść – fani Kenny’ego i Jane zdecydowanie nie będą zadowoleni.

Dużo lepiej wypadają „teraźniejsze” sceny z dziewczyną, która początkowo jawi się jako mocno zamknięta w sobie i – po przejściach z poprzednich gier – doskonale przystosowana do życia w trudnym świecie wojowniczka. W miarę pogłębiania się jej przyjaźni z Javim stopniowo ukazuje ona skrywane głębiej problemy i chęć bliskości. Nawet nie będąc główną bohaterką, dziewczę raz jeszcze kradnie dla siebie całą sympatię gracza i łapałem się na tym, że wiele decyzji podejmowałem, myśląc nie o tym, co powinien zrobić Javi dla siebie i swojej rodziny, a co byłoby najlepsze dla Clementine.

Większość postaci pobocznych albo nie zapada w pamięć, albo jest zwyczajnie irytująca.

Droga na skróty

O ile budowanie relacji z Clem i jej stopniowe otwieranie się przed Javim wypada naprawdę dobrze, tak niestety reszta fabuły już tak udana nie jest. Przede wszystkim opowieść cierpi paskudnie na tym, że deweloperzy najwyraźniej chcieli stale utrzymywać wysokie tempo akcji i całość gna naprzód jak szalona, nie przejmując się pozostawianymi za sobą niewyjaśnianymi dziurami fabularnymi.

Przykładowo w jednym z pierwszych odcinków trafiamy do aresztu, gdzie spotykamy młodą lekarkę. Po dosłownie kilku minutach dialogu ta jest gotowa nas potajemnie uwolnić – mimo że zostaliśmy zamknięci z całkiem sensownego powodu. Innym razem członek naszej grupy na jakiś czas znika z ekranu, dając nam do zrozumienia, że ma w okolicy wielu sojuszników i zamierza ich zebrać. Gdy go znowu spotykamy, okazuje się, że ta rzekomo pokaźna lista przyjaciół sprowadza się do jednej osoby – i absolutnie nikt nie widzi w tym niczego dziwnego czy wartego choćby wzmianki. Takich uproszczeń jest niestety bardzo wiele i psują odbiór opowieści.

Na plus nie mogę też zaliczyć kreacji postaci. Pomijając głównego bohatera i Clementine, może ze trzy osoby zdołały wzbudzić we mnie jakąś sympatię – z czego jedna to pojawiający się na dosłownie kilka minut w retrospekcji charyzmatyczny ojciec głównego bohatera. Cała reszta jest albo irytująca, albo kompletnie niezapadająca w pamięć, albo zwyczajnie zachowuje się głupio, tworząc problemy z niczego i uporczywie unikając stosowania najbardziej oczywistych rozwiązań problemów. Z tego powodu ciężko było mi martwić się o losy ekranowych bohaterów, a gdy gra kazała mi wybierać, którą z dwóch postaci uratować, decyzja sprowadziła się do zdecydowania, kto mnie irytuje nieco mniej.

Stopniowa budowa zaufania między Javim a Clem to najjaśniejszy punkt gry.

Obojętna śmierć

Tym, co serię zawsze definiowało, były zapadające w pamięć momenty oraz zdolność do wywoływania wzruszeń. Tych pierwszych w A New Frontier znajdziemy kilka, głównie związanych z kompletnie niespodziewanymi zgonami. Część to niestety dość tanie chwyty i bardzo denerwujące zagrania, jak zakończenie odcinka pewnym, wydawać by się mogło, zgonem ważnej postaci tylko po to, aby w kolejnym epizodzie pokazać, że tak naprawdę nic się nikomu nie stało, a to wszystko to była zwykła farsa, mająca jedynie potrzymać nas w niepewności.

Jeszcze gorzej sprawa ma się ze wzruszającymi scenami – w ciągu całej gry jakieś większe wrażenie zrobił na mnie zaledwie jeden moment, któremu i tak daleko było do najlepszych fragmentów pierwszego i drugiego sezonu. Po części jest to wina wspomnianych już nieszczególnie sympatycznych postaci i dziur fabularnych, ale odniosłem też wrażenie, jakby twórcy nawet niespecjalnie się starali o to, by mocniej zagrać na emocjach gracza. Dość powiedzieć, że najważniejszej śmierci w całym sezonie nawet nie ujrzałem na ekranie, bo podjęta przeze mnie decyzja wysłała Javiego w inne miejsce i o nieszczęściu dowiedziałem się już po fakcie.

Najbardziej rozczarowujący był zaś dla mnie odcinek finałowy. Nauczony doświadczeniami z poprzednich części The Walking Dead, to tutaj spodziewałem się największej zwyżki formy i gigantycznego przetasowania sytuacji. Tymczasem całość zakończyła się niewiarygodnie bez polotu – do tego stopnia, że poczułem się nie, jakbym poznał kolejną pełnoprawną część większej opowieści, a zapychacz, którego prawdziwym zadaniem było posprzątanie zamieszania z różnymi zakończeniami drugiego sezonu przed prawdziwą trzecią częścią.

Jakość modeli postaci epizodycznych jest bardzo nieciekawa.

W rozgrywce bez zmian

Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to mamy tu do czynienia z dokładnie tą samą grą co zawsze – osią zabawy jest prowadzenie dialogów, wciskanie pojawiających się na ekranie przycisków w trakcie sekwencji zręcznościowych oraz rzadkie i banalne sekcje przygodówkowe, w których możemy pochodzić po niewielkich obszarach i poklikać kilka interaktywnych przedmiotów. Kompletnie nic się w temacie nie zmieniło, nie ma tu też jakichkolwiek atrakcji z rodzaju tych, jakimi od czasu do czasu studio próbowało urozmaicić swoją formułę w innych grach.

Do tego dochodzą oczywiście wybory moralne, które w ograniczonym stopniu kształtują naszą rozgrywkę. Te zrealizowano na standardowym dla tego dewelopera poziomie, czyli niby możemy decydować o pewnych sprawach, ale w większości jest to iluzja – jeśli na przykład jakaś postać w wyniku naszych działań przeżyła, choć mogła zginąć, to scenariusz koryguje jej istnienie chwilę później, a gdy jakaś tajemnica ma wyjść na jaw, to prędzej czy później na pewno tak się stanie. My najwyżej decydujemy, czy zdarzy się to prędzej, czy później.

Sceny walki to standardowe sekwencje w stylu Quick Time Event.

Powrót Batmana

W swoich wrażeniach z obcowania z pierwszymi dwoma odcinkami wspominałem, że gra pozbawiona jest błędów technicznych, które trapiły Batmana tego samego studia. Niestety, kolejne odcinki udowodniły mi, że wcale tak różowo nie jest i natrafiłem w nich na całkiem sporo problemów. Trzy razy gra mi się zawiesiła, z czego raz pociągnęła za sobą całą konsolę, zmuszając mnie do wykonania twardego resetu. Synchronizacja ruchu ust z wypowiadanymi słowami praktycznie nie istnieje, a do tego bardzo często po wyborze opcji dialogowej rozmówca przeskakuje z jednej pozycji do innej, jakby twórcy nie przygotowali animacji przejściowych.

Przynajmniej liczba klatek animacji na sekundę utrzymuje się na stałym poziomie, choć biorąc pod uwagę wygląd gry, nieporozumieniem byłyby tu jakiekolwiek spowolnienia. Modele postaci pierwszoplanowych wyglądają w porządku, ale już mniej istotni bohaterowie epizodyczni czy żywe trupy na dalszym planie wyglądają zauważalnie gorzej. Podobnie otoczenie razi oczy paskudnymi teksturami, które na szczęście częściowo maskuje komiksowa stylistyka.

Gościnnie w grze pojawia się znany z komiksów i seriali Jesus.

Zgniłe trupy

Choć formuła gier Telltale Games od lat stoi w miejscu, to mimo wszystko lubię dzieła tego studia. Zazwyczaj zespół potrafi zapewnić przynajmniej niezłą, a gdy jest w dobrej formie, to i świetną opowieść, pełną interesujących postaci i angażujących sytuacji. The Walking Dead: A New Frontier niestety na tym polu zawiodło mnie kompletnie.

Mimo całkiem obiecującego początku i udanego wprowadzenia nowego protagonisty, historia z każdym kolejnym odcinkiem coraz bardziej zaczyna razić dziurami fabularnymi, postacie irytować, a wyczekiwanie jakiegoś wielkiego katharsis w ostatnim akcie skończyło się wielkim rozczarowaniem. Pojedyncze lepsze momenty czy porządnie poprowadzone wątki Clementine to niestety za mało, by określić tytuł ten inaczej niż wielkim rozczarowaniem.

O AUTORZE

Z A New Frontier spędziłem w sumie około siedem i pół godziny – średnio po półtorej na każdy odcinek. Grałem we wszystko, co stworzyło Telltale Games od czasu pierwszego sezonu The Walking Dead, moje ulubione tytuły tego studia to The Wolf Among Us, Tales from the Borderlands oraz niesłusznie niedocenione Poker Night 2. O ile gry z uniwersum The Walking Dead bardzo lubię, tak serial znudził mnie po drugim sezonie.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry The Walking Dead: The Telltale Series – A New Frontier na PlayStation 4 nabyliśmy we własnym zakresie.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, zaś w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

Recenzja gry The Walking Dead: A New Frontier – spadek formy
Recenzja gry The Walking Dead: A New Frontier – spadek formy

Recenzja gry

A New Frontier nie przypomina pełnoprawnej kolejnej odsłony fenomenalnego cyklu The Walking Dead. Wygląda raczej na zrobiony na szybko, pełen dziur fabularnych i miałkich pomysłów wypełniacz przed ewentualnym prawdziwym trzecim sezonem.

Recenzja pierwszych epizodów gry The Walking Dead: The Telltale Series – A New Frontier – solidny początek
Recenzja pierwszych epizodów gry The Walking Dead: The Telltale Series – A New Frontier – solidny początek

Recenzja gry

Kolejne spotkanie z Clementine uderza wyłącznie w znajome struny, ale jest zrealizowane na tyle dobrze, że brak jakichkolwiek innowacji nie przeszkadza w cieszeniu się interesującą historią.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.