Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 kwietnia 2017, 15:00

Recenzja gry Bulletstorm: Full Clip Edition – kontrowersyjny remaster niezłej strzelanki - Strona 2

Długo prosiliśmy o zrobienie czegoś z grą Bulletstorm – o sequel albo chociaż o usunięcie z „jedynki” Games for Windows LIVE. Zamiast tego People Can Fly dostarcza remaster. Czy jest się z czego cieszyć? I tak, i nie...

Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki...

To ciągle jeden z najbardziej efekciarskich poziomów w strzelankach z ostatnich lat. Oskryptowana czy nie, destrukcja otoczenia czasami robi tutaj niesamowite wrażenie.

Recenzja gry Bulletstorm: Full Clip Edition – kontrowersyjny remaster niezłej strzelanki - ilustracja #2

A była tu jakaś fabuła?

O dziwo, warstwę fabularną również można zaliczyć do atutów Bulletstorma. Owszem, opowieść o zemście oszukanych żołnierzy renegatów na złym generale była banalna, przewidywalna i prostsza niż budowa cepa – ale śledziło się ją z przyjemnością. Wszystko dzięki nieustannym zwrotom akcji oraz charyzmatycznym postaciom, toczącym barwne dialogi, które były tak absurdalnie wulgarne, że aż komiczne. Do kontynuowania zabawy zachęcało również umiejscowienie akcji na zdewastowanej rajskiej planecie, opanowanej przez krwiożerczych dzikusów i mutanty.

A co z atrakcjami dla osób, które przygodę z Bulletstormem mają już za sobą, zapoznawszy się grą np. w czasach, gdy można było dorwać ją za grosze na pierwszej lepszej wyprzedaży? No właśnie, tu zaczynają się schody. Full Clip Edition nie daje żadnego konkretnego powodu, który uzasadniałby wydanie jeszcze raz ok. 200 zł. Chyba że ktoś bardzo, ale to bardzo tęsknił za multiplayerem, a do tej pory nie mógł się nim cieszyć przez przeklęte Games for Windows LIVE. Albo kogoś ekscytuje pięć „zupełnie nowych” map w trybie Echo, do spółki z zawartością starych DLC, czyli kolejnymi czterema wyzwaniami w tym trybie i sześcioma arenami do kooperacyjnej Anarchii. Bo nie sądzę, by kogokolwiek miała przekonać faktyczna nowość w postaci trybu o nazwie Rozpierducha – to swoista „nowa gra plus”, w której przechodzimy kampanię z całym arsenałem dostępnym od startu (i bez limitu niesienia trzech sztuk broni naraz).

Natomiast dodatkiem, który faktycznie robi różnicę, jest Duke Nukem’s Bulletstorm Tour – opcja zamiany oryginalnego głównego bohatera w trybie fabularnym na samego Księcia, z zupełnie nowymi liniami dialogowymi. Brzmi świetnie? I rzeczywiście jest świetne, nawet jeśli podmiany dokonano po linii najmniejszego oporu – inne postacie wciąż wypowiadają te same słowa, zachowano też identyczne animacje w cut-scenkach, a kwestie Duke’a dopasowano do tego wszystkiego (albo i nie – miejscami po prostu skopiowano teksty pierwotnego protagonisty).

Remaster był dobrą okazją, by wymyślić więcej superstrzałów, najlepiej dodając je w pakiecie z jakąś nową bronią. Niestety, nie skorzystano z tej sposobności.

Tak czy inaczej, zabawna kampania staje się jeszcze zabawniejsza z kultowym herosem i warto przejść ją dla niego drugi raz. To dlaczego mówię, że żaden konkretny argument nie uzasadnia ceny Full Clip Edition? Bo niestety Duke Nukem’s Bulletstorm Tour to DLC – obecnie jest rozdawane tylko w ramach pre-orderów, a później będzie sprzedawane w Bóg wie jakiej cenie (jeśli w ogóle).

No dobrze, ale przecież dochodzi do tego jeszcze poprawiona grafika, prawda? Cóż... Grałem równocześnie w oryginalnego Bulletstorma i w Full Clip Edition – i w obu przypadkach byłem zaskoczony. Pierwowzór zaskoczył mnie tym, jak pięknie potrafi wyglądać po sześciu latach od premiery. Krajobrazy i rozwałka momentami wciąż zapierają dech. Natomiast w remasterze zaskakuje to, że prawie wcale nie różni się on wyglądem od oryginału. Owszem, można zauważyć bardziej sugestywną krew, ładniejszą wodę, lepsze oświetlenie, obfitsze efekty cząsteczkowe czy tu i ówdzie ostrzejsze tekstury – ale to niewiele. Animacje twarzy lub ogień nadal wyraźnie zdradzają zakorzenienie tytułu w siódmej generacji sprzętu. Niemniej, jako się rzekło, gra w ogólnym zarysie wciąż prezentuje się zupełnie ładnie. A do tego będzie śmigać płynniutko nawet na kilkuletnim pececie.

Generał Serrano wciąż pozostaje jednym z bardziej charakterystycznych strzelankowych antagonistów. Potrafi zgasić nawet Duke’a Nukema ;-)

...chyba że z Księciem

W podsumowaniu bardzo chciałbym powiedzieć Wam, że remaster Bulletstorma to świetna sprawa i że powinniście w te pędy lecieć po niego do sklepu. Naprawdę chciałbym – żeby People Can Fly uwierzyło w siłę tej marki i zrobiło sequel, którego ze względu na otwarte zakończenie „jedynki” wypatrujemy już od sześciu lat.

Ale fakty są takie, że Full Clip Edition to najzwyklejszy w świecie skok na kasę. Ledwie zauważalne poprawki grafiki i licha garść dodatkowej zawartości nie przekonają żadnego fana oryginału, by kupić raz jeszcze tę samą grę – zwłaszcza za tak grube pieniądze. Może gdy cena remastera zejdzie do jednej czwartej obecnego kosztu zakupu, będzie to pozycja warta polecenia graczom znającym podstawkę... pod warunkiem, że DLC zawierające Duke Nukem’s Bulletstorm Tour nie będzie wymagać znaczącej dopłaty.

Co innego nowi klienci – Was do poznania Bulletstorma gorąco zachęcam. Owszem, również w Waszym przypadku aktualna cena gry jest wygórowana, ale jeśli szukacie ostrej, bezkompromisowej strzelanki i polubiliście takie pozycje jak Doom czy Shadow Warrior, po dzieło People Can Fly po prostu musicie sięgnąć – prędzej albo później. To naprawdę jedyny w swoim rodzaju, niesłychanie miodny FPS.

Abstrahując od nakładu pracy włożonego w remaster – Bulletstorm to w dalszym ciągu bardzo estetyczna gra.

Summa summarum wystawienie ostatecznej noty omawianej pozycji to niełatwe zadanie. Gdybym miał potraktować grę jak zupełnie nowy produkt, a nie reedycję, Bulletstorm: Full Clip Edition bez wahania dostałoby mocne osiem oczek na dziesięć. Natomiast gdybym oceniał wyłącznie remaster, z pominięciem jakości gry jako takiej i jej oryginalnych elementów, naliczanie punktów zatrzymałoby się nie dalej niż na szóstce. Zatem pogódźmy te dwie skrajności krakowskim targiem i poprzestańmy na tym, co leży pośrodku.

O AUTORZE

Z grą Bulletstorm: Full Clip Edition spędziłem ok. 10 godzin. Czas ten poświęciłem na przejście kampanii oraz zapoznanie się z pozostałymi trybami zabawy i innymi atrakcjami, ze szczególnym uwzględnieniem Duke Nukem’s Bulletstorm Tour. Recenzja remastera była dla mnie pierwszą okazją po latach, by raz jeszcze zagrać w jeden z najlepszych polskich FPS-ów – i przekonać się z radością, że dzieło People Can Fly przez sześć lat prawie nic nie straciło na grywalności oraz oryginalności.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Bulletstorm: Full Clip Edition na PC otrzymaliśmy nieodpłatnie od wydawcy, firmy Gearbox Software.

Krzysztof Mysiak | GRYOnline.pl

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej