Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 stycznia 2001, 13:53

autor: Bolesław Wójtowicz

Project IGI - recenzja gry - Strona 2

Project I.G.I. to gra, która zachwyciła mnie tym, że miałem w niej pełną swobodę w wyborze metody i sposobu wykonania powierzonej misji. Wiedziałem co mam zrobić, a jak się za to zabrałem, to już była tylko i wyłącznie moja sprawa.

W panelu opcji, który według mnie zasługuje na tytuł jednego z najbardziej ubogich z jakimi miałem ostatnio do czynienia, możemy sobie ustawić kilka rzeczy. Ponieważ w trakcie rozgrywki niektóre czynności należy wykonywać błyskawicznie, warto chwilę poświęcić i dostosować obłożenie klawiszy według swoich własnych preferencji. Starzy wyjadacze, którzy niejedną parę zębów zjedli na “Quake’u” i “Unrealu”, będą czuć się tu prawie jak w domu, gdyż mamy raptem kilka klawiszy więcej w użyciu niż w ich ulubionych grach.

W menu gry możemy także określić imię pod którym chcemy występować i poziom trudności rozgrywki. Przydaje się to zwłaszcza wtedy, gdy z jednego komputera korzysta kilku graczy. Już młodszy brat nie namiesza nam w save’ach, gdyż będzie mógł grać na własny rachunek.

Wiąże się to niestety z najpoważniejszym, moim zdaniem, minusem tej gry, a mianowicie brakiem możliwości zachowywania stanu gry w dowolnym momencie. Program czyni to za nas automatycznie, dopiero po zakończeniu poszczególnej misji. Pewnie autorom chodziło o podniesienie poziomu realizmu lub wydłużenie czasu poświęconego na rozgrywkę, ale według mnie zepsuło to dosyć mocno zabawę. Po pierwsze sam wolę decydować w którym momencie chcę przerwać grę, a po drugie przechodzenie po kilka razy tych samych fragmentów misji, prawie na ślepo, zniechęca. Pół biedy gdyby to była krótka, szybka akcja, ale w niektórych misjach po pół godzinie męczarni i skradania się, twój bohater ginie nagle od jednego strzału, który padł nawet nie wiadomo skąd, a ty zaczynasz wszystko od nowa. Przyznaję, że czasami miałem ochotę gryźć opakowanie ze złości. Co prawda potem mi przechodziło i pokornie zaczynałem od początku.

A podczas tej zabawy można naprawdę paść od jednego strzału. Oczywiście zależy to w dużej mierze od stopnia trudności na który zdecydowaliśmy się na początku rozgrywki. Należy przyznać, że nawet wybierając najłatwiejszy stopień, nie stajesz się automatycznie człowiekiem z żelaza. Wystarczą góra dwie, trzy serie z AK-47 i zaczynamy zabawę od nowa.

Ale kto spośród nas, tych którzy niejedną noc spędzili stojąc w mrocznych zaułkach Miasta wraz z Garrettem, którzy odbijali zakładników ze zniszczonego kościoła w Kosowie lub spędzili sporo czasu na przygotowaniach, by wykonać potem zadanie jednym celnym strzałem, zdecydują się na inny poziom trudności, niż najwyższy?

Nieprzypadkowo wspomniałem o tak wspaniałych grach jak “Thief”, “Rainbow Six” czy “Hitman”. Grając w “Project I.G.I.” już po chwili zrozumiesz, że tu akcja w stylu znanym nam z większości gier typu FPS, czyli cały czas do przodu i niech się dzieje wola nieba, nie zda się na wiele. Tutaj, zanim otworzysz ogień do wroga, warto chwilę pomyśleć, a nawet trochę dłużej niż chwilę.

Koniec gadulstwa, pora wracać do gry.

Kiedy już wysłuchasz poleceń ślicznej pani major i zostaniesz wyrzucony z helikoptera na jakimś bezludziu, zanim ruszysz w dół w kierunku bazy przeciwnika z pieśnią bojową na ustach, zaczekaj i poświęć odrobinę czasu na pewne czynności, dzięki którym może uda ci się wykonać powierzone zadanie. Jeśli nie za pierwszym, to może za drugim razem.