Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Urban Empire Recenzja gry

Recenzja gry 27 stycznia 2017, 16:15

autor: Michał Pajda

Recenzja gry Urban Empire – prosta i nudna

Czy mamy do czynienia z prawdziwą bombą gwarantującą godziny wystrzałowej zabawy, czy też marketingowe zabiegi uśpiły naszą czujność, a Urban Empire to archaiczny niewypał, do którego lepiej się nie zbliżać?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. pięciu różnych protagonistów na przestrzeni 200 lat;
  2. kompas polityczny;
  3. świetna, pompatyczna muzyka;
  4. charakterystyczna kreska grafik 2D;
  5. można spędzić przy niej długie godziny…
MINUSY:
  1. …ale tylko, jeśli jesteś pasjonatem historii i lubisz patrzeć, jak Ci „rośnie”;
  2. w praktyce cały czas robi się to samo;
  3. dławi się przy obliczaniu większych skupisk miejskich;
  4. gałąź polityczna potraktowana po macoszemu;
  5. niemożność wpływania na rozmieszczenie stref w poszczególnych dzielnicach;
  6. brak balansu ekonomicznego w ostatniej erze rozgrywki.

Polityka, wbrew powszechnie panującej opinii i zapewnieniom wielu hipokrytów, jest tematem zaliczanym do najciekawszych i najczęściej poruszanych przy rodzinnym stole. Politykowanie urozmaica życie większej części społeczeństwa, szczególnie w krajach naznaczonych setkami podziałów, uprzedzeń oraz nieumiejętnością prowadzania logicznej i popartej argumentami dyskusji – takich jak chociażby Polska.

Z grami traktującymi o polityce jest jednak podobnie jak z samymi partiami politycznymi – każda obiecuje cuda na kiju, a gdy tylko się na nią zdecydujemy (czy to na karcie do głosowania, czy też, zgodnie z powyższą analogią, na półce w sklepie), okazuje się, że wszystkich zobowiązań nie jest w stanie dotrzymać. Nie inaczej ma się rzecz z najnowszym dziełem fińskiego studia Reborn (dawniej znanego jako Fragment Production) o tytule Urban Empire, którego skromne zapowiedzi sugerowały doskonały przekładaniec strategiczno-ekonomiczny podlany dużą ilością politycznego sosu. Niestety, całość okazała się mdła.

Myślisz, że w Urban Empire czeka cię bombowa zabawa? Zobaczymy...

„W polityce nie ma, nigdy nie było i nigdy nie będzie żadnych sentymentów” – Józef Stalin

Pierwszy kontakt z Urban Empire jest właśnie taki, o jakim marzyłem przez ostatnie pół roku. Uruchamiam grę i za sprawą świetnie skomponowanej ścieżki dźwiękowej mam (jak każdy młody polityk zgłębiający dopiero tajniki tej profesji) niezłomne przeświadczenie o celowości mojej egzystencji we wszechświecie – tylko ja mogę pokierować tym miastem, tylko ja mogę zapewnić dobrobyt jego mieszkańcom, tylko ja... i tak dalej. Pompatyczna muzyka rodem z Mass Effecta sprawdza się tu kapitalnie i pozytywnie nastawia do samej rozgrywki, którą możemy rozpocząć na dwa różne sposoby. Pierwszą opcją jest rozegranie jednego z trzech scenariuszy, dostępnych w chwili pisania tej recenzji, których tematyka dotyczy konkretnej epoki.

Żaróweczka to symbol „brain power” – warto inwestować we wszystko z żaróweczką, żeby rozwój na drzewku technologicznym był szybszy.

O wiele ciekawszy jest jednak drugi tryb, kampania, w którym przejmujemy kontrolę nad jednym z czterech rodów – do wyboru mamy hołdującą tradycyjnym wartościom rodzinę Von Pfilzens, wspierających innowację i wynalazców Sant’ Elias, poświęcających się „pracy u podstaw” Kilgannons oraz arystokratyczny ród Shuyskys. Wszystkie wspomniane klany mają odmienną historię oraz wyjątkowy charakter, więc każdy z graczy znajdzie tu opcję, z którą będzie mógł się utożsamiać.

Warto już na samym początku wybrać familię, z której ideologią sympatyzujemy, ponieważ naszym zadaniem jest utrzymanie jej kolejnych potomków przy przysłowiowym korycie przez okrągłe 200 lat (a satysfakcja „ogrania” konkurencyjnej siły politycznej zawsze sprawia frajdę). Periodyzacja gry nie jest przypadkowa – w końcu na lata 1820–2020 przypadły dwie wojny światowe oraz najprężniejszy rozwój technologiczny w historii człowieka. To właśnie pozwoliło twórcom Urban Empire podzielić rozgrywkę na pięć epok technologicznych nazywanych tu erami. Każda z nich trwa średnio 40 lat i wiąże się przede wszystkim ze zmianą protagonisty – każdy ród ma po pięciu przedstawicieli (jednego na każdą epokę).

W tym czasie odblokowujemy kolejne możliwości rozwoju na drzewku technologicznym nazywanym „chmurą postępu”. Każdy z wynalazków staje się dostępny dzięki punktom „siły intelektu”, które nabywamy, stawiając szkoły i uniwersytety – nic prostszego, ponieważ punkty te systematycznie gromadzone są na naszym koncie.

Chmura postępu – to właśnie tutaj w oddzielnych sekcjach możemy zbadać wynalazek dla każdej z pięciu er.

Wybór rodziny nie ma olbrzymiego znaczenia, czyli „zdecyduj się na herb, który najbardziej Ci się podoba”...

Niezależnie od wybranego rodu zostajemy oddelegowani przez samego władcę Cesarstwa Austrii do wzniesienia miasta Kaisershafen, będącego cesarskim węzłem tranzytowym pomiędzy Wiedniem a Adriatykiem. Na rozruch dostajemy niezbędne środki i rozpoczynamy budowę pierwszej dzielnicy miejskiej.

Już tutaj pojawia się jednak pierwszy problem, który bardzo mocno nas ogranicza w trakcie całej zabawy – w każdej dzielnicy jest miejsce zarówno na powierzchnie mieszkalne, jak i przemysłowe, a nawet biznesowe i handlowe, jednak kontrolować możemy jedynie ich występowanie wyrażone wartością procentową – nie mamy natomiast żadnego wpływu na ich lokalizację w dzielnicy.

Dochodzi więc do absurdów, kiedy to – jako burmistrz miasta – nie możemy zapobiec np. stawianiu olbrzymich fabryk w sąsiedztwie domków jednorodzinnych. Osoby lubujące się w kreowaniu idealnego ładu przestrzennego w symulatorach zarządzania metropolią będą zawiedzione, bo gra dobiera ułożenie parceli według wyłącznie sobie znanych algorytmów.

Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization
Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization

Recenzja gry

Millennia miały doprowadzić do ekstremum to, co najlepsze w serii Civilization. Niestety, twórcom przyszło do głowy nazbyt wiele pomysłów, jak tego dokonać, i potknęli się o własne nogi.

Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały
Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały

Recenzja gry

Zdawałoby się, że przepis na współczesnego city buildera jest prosty – robimy to, co wszyscy, dodajemy tylko jakąś oryginalną nowinkę – i gotowe, pora na CS-a. Na szczęście polscy deweloperzy z Eremite Games podeszli do sprawy zupełnie inaczej.

Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy
Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy

Recenzja gry

Fani city builderów musieli długo czekać na kolejną odsłonę gry o tworzeniu nowoczesnych miast. Cities: Skylines 2 nie wprowadza rewolucji do gatunku i boryka się z technicznymi problemami. Nadal jednak wciąga na długie godziny.