Recenzja War Thunder – piękna gra w cieniu grindu - Strona 3
Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji... i premiery War Thundera! Skoro do niej doszło, czas na recenzję jednej z najładniejszych gier free-to-play na rynku. Gdyby tylko grind tak nie męczył...
Wojna realna
Poza atrakcyjną oprawą War Thundera od konkurencji odróżnia też silne przywiązanie do realizmu historycznego, odpowiadające częściowo za problemy z balansem. Mowa oczywiście o modelach pojazdów czy fizyce pocisków, a nie wizji historii, jaką serwują w filmikach promocyjnych twórcy – trudno dziwić się gloryfikowaniu rosyjskiego oręża w rosyjskiej grze; nam trudno się tym zachwycać.
Nacisk na wierność realiom nie powinien zaskakiwać, firma Gaijin miała w przeszłości styczność z symulatorami lotniczymi, ale dopiero przygotowanie gry łączącej czysto arcade’ową zabawę z daleko posuniętym realizmem przyniosło jej międzynarodowy sukces. Jak to wygląda w praktyce? W trybach zręcznościowych, nastawionych na rozrywkę i radosne likwidowanie przeciwników, model lotu samolotów wybacza prawie wszystko, a strzelając z czołgu, wiemy, gdzie dokładnie spadnie pocisk. W realistycznym trybie, nie wspominając o symulacyjnym, trzeba uwzględniać zachowanie energii, przegrzewanie silnika czy ostre zwroty (uwaga na skrzydła!), a celowanie wymaga już umiejętności, bo asystent znika, a na pociski działają prawa fizyki.
Tryb realistyczny ma jeszcze jedną cechę – starcia w nim zawsze sprowadzają się do walki konkretnych nacji. Z jednej strony, w połączeniu z przepiękną oprawą graficzną, daje to niesamowite uczucie udziału w konflikcie zbrojnym sprzed lat. Z drugiej generuje wspominane już problemy z balansem – bo samoloty lub czołgi danych narodów z podobnym współczynnikiem bitewnym (od niego zależy, kogo do bitwy wylosuje nam matchmaking) nie zawsze są równie skuteczne. Kiedyś na przekór wszystkiemu postanowiłem nauczyć się latać japońskimi maszynami, ale te z drugiej ery są wyjątkowo słabe (doskwiera szczególnie uzbrojenie). Frustracja wzięła górę i odpuściłem.
Przemyślane mapy
Jedno w przypadku map jest pewne – są efektowne i robią wrażenie. Bywa, że pejzaże, obserwowane czy to znad czołgu, czy z samolotu, wyglądają obłędnie, zwłaszcza gdy trafimy na odpowiednią porę dnia. Szczególnie doceniam fakt, że twórcom udało się wprowadzić na mapach lotniczych urozmaicenia, które pozytywnie wpływają na rozgrywkę.
Mogłoby się bowiem wydawać, że walki samolotów zawsze będą takie same – bo jak odróżnić powietrze nad morzem od tego nad dżunglą? Okazuje się, że się da – czy to za pomocą szczytów górskich, a nawet po prostu mgły i chmur. Atrakcyjności rozgrywce dodają także różne tryby (zniszcz pojazdy wroga, zniszcz bazy wroga, zatop statki wroga), które wymuszają inne podejście do każdego meczu.