Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 5 grudnia 2016, 16:00

autor: Szymon Liebert

Recenzja gry The Last Guardian – gry są sztuką, choć czasem źle zoptymalizowaną - Strona 2

The Last Guardian przez wiele osób został spisany na straty, bo mało kto spodziewał się, że gra sprosta oczekiwaniom. Technologicznie nierówne dzieło Fumito Uedy zawiera jednak tak duży ładunek emocjonalności i miłości, że warto się pomęczyć.

Trico nie przepada za witrażami.

Ueda prowadzi swoich bohaterów dosłownie nad przepaścią, stwarzając sytuacje, w których co rusz ktoś kogoś ratuje, i wystawiając na próbę wytrzymałość gracza. Pomiędzy tymi scenami jest miejsce na proste, acz niezwykle urocze przerywniki: gdy Trico hasa po łące albo czeka na pieszczoty. Chłopak i bestia przeżywają wspólnie niesamowite przygody i tworzą relację zupełnie niewinną – czy może być coś szczerszego od miłości dziecka do jego zwierzęcia i vice versa? Jeżdżąc na grzbiecie Trico, wyciągając z jego ciała włócznie, karmiąc go czy wreszcie uspokajając po walkach z przeciwnikami, zyskujemy szacunek stworzenia, ale też sami wpadamy w te sidła: przywiązujemy się do niego. Parafrazując idiotyczny format youtube’owego show, w tej grze będzie można rzucać sobie wyzwania w stylu: „spróbuj się nie rozpłakać”. Prawie dwanaście godzin tak intensywnych emocji, bo tyle zajęło mi przejście The Last Guardian, to w dzisiejszych czasach naprawdę dużo.

Mój przyjaciel Trico

Ueda znany jest ze swoich nieszablonowych pomysłów na mechanikę rozgrywki i pod tym względem gra nie zawodzi. Tutaj najważniejszą rolę odgrywa oczywiście Trico, gigantyczna bestia, stanowiąca skrzyżowanie ptaka i czworonoga. Cel był prosty: sprawić, by owo wirtualne stworzenie wzbudziło w graczu empatię, ale też poczucie, że ma do czynienia z prawdziwym, trudnym do okiełznania zwierzęciem. Przyznam, że te założenia zostały osiągnięte niemalże w stu procentach, bo to, jak zachowuje się i wygląda nasz czworonożny kompan, zasługuje na niski pokłon. Każda osoba, która lubi zwierzęta, momentalnie odkryje w Trico swojego czworonoga, co jest zasługą fantastycznych wręcz animacji oraz wiernie przeniesionej mowy ciała. Bez trudu rozpoznajemy, kiedy nasz towarzysz jest zadowolony, a kiedy się boi. Twórcy dorzucili do tego także zmieniający się w zależności od sytuacji kolor oczu Trico.

The Last Guardian ma bardzo specyficzne podejście do osiągnięć i znajdziek – przy pierwszym przejściu gry być może nawet nie odkryjemy, że takowe istnieją. Nie uświadczymy też zapewne zbyt wielu powiadomień o osiągnięciach, bo te są dość oryginalne. Co ciekawe, jedno z nich zdobywamy za ukończenie gry w czasie poniżej 5 godzin.

Jedną sprawą jest to, że tego zwierzaka nie da się nie pokochać, inną zaś to, że czegoś na taką skalę w grach jeszcze nie widzieliśmy. Kiedy zrobiłem sobie przerwę po pierwszej sesji, gdzieś koło 3 w nocy, uświadomiłem sobie, że spędziłem właśnie kilka najbardziej rozczulających godzin przy konsoli. Wspinałem się, walczyłem, skakałem, rozwiązywałem zagadki – niby standard i coś, z czy mamy do czynienia w niejednej grze. To wszystko robiłem jednak dzięki pomocy Trico – wirtualnego futra i kilku stron skryptów, w które niemal całkowicie uwierzyłem. Poznać nowego, zwierzęcego przyjaciela na ekranie telewizora? Doświadczenie jedyne w swoim rodzaju i niesamowity sukces The Last Guardian jako gry przekraczającej ograniczenia tego medium. Trico to jeden z najlepszych przykładów tego, co można zrobić ze sztuczną inteligencją kompanów w grach.

Chłopiec porusza się chaotycznie, ale wdrapie się na wszystko.

Gdyby jednak spojrzeć na The Last Guardian w nieco złośliwy sposób, można by powiedzieć, że w tej grze mamy do czynienia z jedną długą misją eskortową, gatunkiem tak znienawidzonym przez graczy narzekających na sztuczną inteligencję. Mówiąc zupełnie szczerze, owszem, czasem zdarzały się momenty, gdy ciężko było wyegzekwować od Trico wykonanie konkretnego polecenia, ale mimo wszystko jestem pełen podziwu, jak działa ten system. Gra zresztą z powodzeniem stwarza wrażenie, że z czasem więź między chłopakiem a zwierzęciem staje się silniejsza, więc może on prosić kompana o wykonanie bardziej precyzyjnych ruchów. Przy pomocy prostych gestów możemy nakazać Trico wskoczenie na daną półkę skalną, przemieszczenie się w danym kierunku, pochwycenie czegoś lub zaatakowanie. W wielu sytuacjach trzeba próbować różnych podejść i rozwiązań, jednak świetnie wpisuje się to w specyfikę gry, bo przecież obcujemy ze zwierzęciem. „Praca” z Trico wymaga więc cierpliwości, ale sprawia olbrzymią satysfakcję i daje rzeczywiste poczucie, że obok nas jest druga żywa istota.