Recenzja gry Titanfall 2 - Mój przyjaciel tytan - Strona 5
Titanfall 2 został na nas zrzucony tydzień po Battlefieldzie 1 i tydzień przed Call of Duty: Infinite Warfare. Z przyjemnością mogę stwierdzić, że nowa produkcja od Respawn Entertainment śmiało może podjąć rękawicę.
A skoro już o „rodeo” mowa, warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną ważną różnicę – tytany w rozgrywkach multiplayerowych nie wspomagają się już automatycznie odnawiającą się tarczą. Tym razem wszystkie obrażenia, jakie odniesiemy, są trwałe i jedynym sposobem na poprawę naszej sytuacji jest uzyskanie baterii z innego mecha lub takiej porzuconej gdzieś na mapie (wspomóc możemy również mechanicznego towarzysza naszego sojusznika). Nie jest to może czynnik wzmacniający więź pilota z jego maszyną, na której opiera się kampania dla jednego gracza, ale dzięki temu szanujemy swojego tytana dużo bardziej – skoro łatwiej go stracić, szybko możemy znaleźć się w sytuacji, kiedy to nasz wróg ma znaczącą przewagę ognia. Na szczęście wciąż da się zrzucić na nieprzyjaciela własnego mecha. Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego.
Początki w trybie dla wielu graczy nie były łatwe. Jako fan rozgrywki w stylu Battlefielda musiałem diametralnie zmienić swoje podejście do starć z przeciwnikiem. Nie ma tu czasu na składanie się do strzału czy misterne podchody – zamiast tego musimy być zwinni, dynamiczni i posiadać trochę wyobraźni, żeby być w stanie wykorzystać każdą przewagę w konstrukcji lokacji. Gdybym miał szukać podobieństw, powiedziałbym, że Titanfall 2 w swoim zamyśle jest miksem rozgrywki znanej z ostatnich części Call of Duty, szczególnie Black Ops III, z pewnymi rozwiązaniami kojarzącymi mi się nieodłącznie z Quakiem III: Areną. I muszę przyznać, że o ile multiplayer w Call of Duty specjalnie mnie nie pociągał, o tyle odrobina „kłejkowatości” wychodzi tej właśnie produkcji na dobre.
Jest świetnie, ale...
...nie wszystko jest idealne. Titanfall 2 korzysta z silnika Source, który sam w sobie nie jest zły – na dodatek studio Respawn pokazuje, że wie, jak go używać, bo gra została świetnie zoptymalizowana i nie spotkałem się z żadnymi problemami – ale po zaliczeniu takich produkcji jak Battlefield 1 czy Star Wars: Battlefront, które przecież również wydało Electronic Arts, czuję pewien niedosyt. Chętnie zobaczyłbym Titanfalla 2 w kontekście gameplayowym działającego na najnowszej generacji silnika Frostbite, który na tę chwilę osobiście uznaję za wiodący game engine. W multiplayerze nie ma czasu na zwracanie uwagi na tekstury czy efekty, więc niedostatki Source’a można jeszcze przeboleć, ale widoki w kampanii potrafią niejednokrotnie zachwycić, by zaraz potem wywołać srogie zmarszczenie brwi.
Na sam koniec pozwoliłem sobie zostawić bardzo lokalny problem – polski dubbing. W multiplayerze ponownie niezbyt mamy czas, by zwracać na to uwagę, ale przejście kampanii z polskimi głosami to już jest katorga, szczególnie jeśli ma się porównanie z angielskim oryginałem. Największy plus historii stanowi relacja Coopera i BT, która jednak miejscami została zarżnięta przez nieodpowiednio zagrane kwestie. O ile główny bohater wydaje się po prostu przeciętny, o tyle głos tytana potrafi kompletnie zepsuć występującą między postaciami chemię. I nie jest to wina tłumaczenia, a właśnie voice actingu. Electronic Arts nie ma szczęścia do polskich lokalizacji, a Titanfall 2 nie przełamał, niestety, tej złej passy.
Pełna gotowość bojowa
Czy polecam najnowsze dzieło studia Respawn Entertainment? Zdecydowanie tak. Dodanie kampanii dla jednego gracza było świetnym posunięciem – widać, że ekipa zdążyła przez lata nabrać doświadczenia, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że spora część zespołu to ludzie, którzy w Infinity Ward pracowali nad Call of Duty: Modern Warfare. Za najlepszą historię uważam taką, która po zakończeniu pozostawia nas z lekkim niedosytem – nie zawodzi poprzez zbyt szybki finał, ale też nie męczy. I taki właśnie jest Titanfall 2 – chętnie poznałbym dalsze losy Jacka Coopera lub innego elitarnego żołnierza, o ile tylko zachowany zostanie fundament, jakim jest więź łącząca pilota i jego tytana, a lokacje nadal będą mieszanką otwartości oraz liniowości.
Zmiany, które zaszły w multiplayerze, nie są rewolucyjne, ale też nikt żadnej rewolucji nie oczekiwał – po co na siłę poprawiać coś, co się dobrze sprawdza? Jeśli graliście w pierwszą odsłonę serii, będziecie się tu czuć jak w domu, a przy tym wprowadzone nowości dadzą Wam okazję do nauki. Mam tylko nadzieję, że twórcy wyciągną wnioski i przy kolejnym „Zrzucie tytana” zdecydują się na graficzny przeskok o półkę wyżej, poprawią SI przeciwników i zaproponują specjalne mapy, które nie będą tak klaustrofobiczne przy używaniu mechów. W tej chwili najbardziej obawiam się, że gra podzieli los pierwszego Titanfalla – świetnej produkcji, która mało kogo zainteresowała. A szkoda, bo dzieło studia Respawn Entertainment to jeden z najlepszych shooterów, w jakie przyszło mi ostatnio grać.
Michał Mańka | GRYOnline.pl