Recenzja gry Dragon Ball: Xenoverse 2 - za mało nowości - Strona 4
Druga odsłona serii Dragon Ball: Xenoverse stawia na sprawdzone wcześniej rozwiązania, ale trudno uznać to za pozytyw. Od sequela takiej gry oczekujemy zdecydowanie więcej.
Graczowi mniej zaznajomionego ze „Smoczymi kulami” może się wydawać, że uniwersum to skazane jest na średniej jakości bijatyki – nic bardziej mylnego. Zdarzają się bardziej pomysłowe produkcje z logiem Dragon Balla – jak np. turowe RPG Dragon Ball: Fusions, które po ciepłym przyjęciu w Japonii trafi na europejskie 3DS-y w lutym przyszłego roku.
Jedną z bolączek Dragon Balla: Xenoverse 2 jest nierówna warstwa audiowizualna. Modele znanych bohaterów wyglądają jak wyjęte wprost z serialu, a potężne fale kamehameha i inne spektakularne techniki są dość widowiskowe. Niestety, kiedy nie oglądamy postaci i pokazów fajerwerków, nasze oko przykuwają sterylne plansze i niektóre, paskudne wręcz, elementy tła. Największym minusem jest chyba brak rozbudowanej destrukcji otoczenia – mimo że występowała ona już w Dragon Ballu Z: Budokai Tenkaichi na PS2 (!). Owszem, możemy zrobić od czasu do czasu mniejszą dziurę w podłożu, gdy ciśniemy naszym przeciwnikiem, ale szybko w grze zjawia się niewidzialna ekipa remontowa, która likwiduje skutki naszych niszczycielskich poczynań.
Jak przystało na grę dla fanów anime, mamy możliwość zastąpienia angielskiego dubbingu oryginalnymi japońskimi głosami. Jeśli natomiast nie jesteście miłośnikami tego języka i wolicie słuchać amerykańskich aktorów, przygotujcie się na nieprzyjemny widok – wypowiadane kwestie często nie są w ogóle zsynchronizowane z ruchem ust postaci. Na tym bolączki związane z udźwiękowieniem się nie kończą – mimo że eksplozje i odgłosy ciosów brzmią dobrze, nudnawa ścieżka dźwiękowa szybko daje się we znaki. Soundtrack w nowym Xenoverse nie różni się zbytnio od odtwórczych kawałków, jakie zaserwowano w kilkunastu poprzednich pozycjach z cyklu, dlatego granie na konsoli z użyciem innej muzyki jest jak najbardziej wskazane.
Jedną z największych wad gry okazuje się kamera, która często gubi się w chaotycznych potyczkach i staje groźniejszym przeciwnikiem niż niektórzy potężni złoczyńcy. Lekkie problemy z nadążaniem za jednym z kilku zawodników na ekranie są zrozumiałe przy tak dynamicznych starciach, ale niekiedy zachowanie kamery potrafi przyprawić nas o zawrót głowy. Ponadto sprawia ona, że nierzadko gubimy przeciwnika i kończymy bardziej złożoną kombinację, strzelając falą energii na ślepo i lądując w pozycji tyłem do adwersarza. Takie niedopracowanie jest nie do pomyślenia w widowiskowej bijatyce anime, bo ostatecznie psuje frajdę ze strać.
Ale Kuririna to już nie wskrzeszaj, OK?
Oj, Dragon Ballu: Xenoverse 2... co ma z tobą począć silący się na sprawiedliwą ocenę recenzent, który jest jednocześnie wielkim fanem serialu? Z jednej strony mamy irytującą kamerę, za prosty system walki i powtórkę tego, co znamy z „jedynki”. Z drugiej zaś przyjemną zabawę w kooperacji i uzależniający grind oraz pogoń za ekwipunkiem. Mimo że nowy Dragon Ball nie wnosi wiele do mechaniki poprzedniej gry, a liczne problemy odbierają tej produkcji prawo do określania jej mianem bardzo dobrej, nie da się ukryć, że ten specyficzny miks gatunków potrafi wciągnąć. Szkoda tylko, że Dragon Ball: Xenoverse 2 wydaje się być robiony maszynowo, a nowości jest tu jak na lekarstwo. Niemniej pozycja ta udowadnia, że w owej dziwnej mieszance gatunków wciąż drzemie potencjał, na którego pełną realizację istnieje duża szansa w kolejnej grze. Nowej smoczej bijatyce daleko do ideału, ale fani uniwersum, jak i ci, którym przypasował model zabawy w pierwszym Xenoverse, bez wątpienia dadzą się przekonać. Inni muszą, niestety, poczekać na ciut lepszego Dragon Balla.
Jordan Dębowski | GRYOnline.pl