Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 21 października 2016, 15:11

Recenzja gry Battlefield 1 – najlepszy Battlefield od czasów Bad Company 2 - Strona 6

Battlefield 1 to nie tylko najlepsza odsłona serii od czasów Bad Company 2, ale i triumfalny powrót strzelanin do dawno nie widzianych historycznych konfliktów zbrojnych.

Widoki, jak podczas górskiej wycieczki!

Epokowe uzbrojenie budzi już bardziej mieszane uczucia. Największe wrażenie robią oczywiście behemoty! Widok płonącego sterowca to jeden z tych momentów, dzięki któremu zapamiętamy Battlefielda 1 na długo. Ich przybycie nie zwiastuje jednak od razu porażki przeciwnej drużyny – jak każdy inny pojazd wymagają kunsztu w pilotażu i celnego strzelania. Samoloty pozostają ciekawostką dla wybranych, ale muszę przyznać, że jeśli obok myszki i klawiatury mamy pad – warto dać lotnictwu szansę. Dwupłatowcami z epoki lata się całkiem przyjemnie, a sterowanie nimi za pomocą kontrolera nie jest wcale takie trudne.

Wyjątkowe dla I wojny światowej są również ówczesne czołgi oraz nowość w serii – konie. Te ostatnie jakoś nie cieszą się popularnością jako środek walki. Pędzący na rumaku żołnierz zawsze jest wyróżniającym się celem i zwykle szybko ginie. Tanki to jednak co innego. Pancerz i dobry kierowca gwarantują przetrwanie przez dłuższy czas oraz sporo fragów, a że czołgów jest chyba trochę mniej niż podczas beta-testów, miejsca w nich są zawsze w cenie.

Wpisy kodeksu wojny wprowadzają do gry aspekt edukacyjny.

Osobna kwestia to broń palna, tu – w przeciwieństwie do map – nie znalazłem jeszcze swojej ulubionej. Na pierwszy rzut oka mamy wystarczającą liczbę karabinów do grania. Jest broń maszynowa, samopowtarzalna, snajperki, pistolety, jednak odblokowywanie wielu z nich oznacza ciągle ten sam model – tyle że o trochę innych statystkach lub nowym celowniku. To z kolei sprawia, że dalsze awanse i zbieranie tzw. obligacji wojennych – waluty koniecznej do zakupu nowego sprzętu – nie stanowią aż takiej frajdy ani motywacji. Być może winę ponosi także niezbyt czytelny system awansu każdej klasy. Aktualny postęp widać dopiero przy dokładnym przeglądaniu menu żołnierza. Jeśli skaczemy po klasach podczas rozgrywki, często odradzamy się jako kierowca czołgu lub samolotu, to odblokowywanie kolejnych modeli uzbrojenia zajmuje naprawdę ogromną ilość czasu. Strzelaniny ze współczesnymi pukawkami mają jednak w tym systemie zdobywania broni znaczną przewagę. Za to tylko w Battlefieldzie 1 możemy dokonać szarży bagnetem, ubić wroga łopatą lub uzbroić się w zabójczy miotacz ognia! Cóż... coś za coś.

Czy jest więc coś innego, co może zachęcać do kolejnych postępów w grze? W moim przypadku będą to z pewnością wpisy do kodeksu wojennego. To swego rodzaju miniencyklopedia ze zbiorem informacji i ciekawostek na temat I wojny światowej, jej epoki, uzbrojenia i taktyk militarnych. Poszczególne karty odkrywamy albo na koniec konkretnej rozgrywki jako znajdźki, albo w nagrodę za przeróżne wyzwania na polu bitwy, np. odpowiednią liczbę zabójstw daną bronią. Dla innych mogą to być kolejne skrzynie i ukryte w nich kolorowe skórki na broń bądź części unikatowego noża. Battlefield 1 może nie robi wszystkiego perfekcyjnie, ale stara się trafić do naprawdę szerokiego grona graczy.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej