Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 października 2016, 14:48

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Gears of War 4 - Stare Girsy nie rdzewieją, ale dostają lekkiej zadyszki - Strona 3

Nowi bohaterowie, nowa historia, stare „Girsy”. Tak w dużym skrócie można scharakteryzować pierwsze samodzielne podejście The Coalition do kontynuacji znanej marki.

Mechanika starć nie zmieniła się prawie wcale. Dostajemy dokładnie to samo, do czego przyzwyczaiły nas poprzednie odsłony, z kilkoma dodatkowymi ruchami, jak możliwość kopnięcia przeciwnika chroniącego się za osłoną w czasie jej przeskakiwania oraz umiejętność wyciągania takiego delikwenta na swoją stronę osłony i możliwość potraktowania go „scyzorykiem”. Twórcom udało się przy tym poprawić nieco skrypty zarządzające sztuczną inteligencją – wrogowie jakby nieco lepiej i chętniej przemieszczają się na nowe pozycje, a także często starają się sami korzystać z opisanych wyżej nowych ruchów. Trzeba więc bardziej uważać. Szczególnie, co zrozumiałe, na dalszym etapie zabawy, kiedy starcia robią się dłuższe i trudniejsze.

W grze pojawia się też kilka nowych pukawek, z czego szczególnie godny uwagi jest wystrzeliwujący dwa pociski naraz pogromca, ale przez większość czasu i tak najchętniej korzystałem z lancera, zwykłej snajperki i miażdżyciela – nieodzownego towarzysza starć z bezpośredniej odległości robiącej jednym lub dwoma strzałami papkę z przeciwnika.

Gwóźdź programu

Jak starałem się dowieść wyżej, kampania dla jednego gracza nie spełniła moich oczekiwań. Nie wiem czy były one zbyt wygórowane czy też deweloper nie potrafił sprostać postawionemu przed nim zadaniu, ale bezspornym faktem jest to, że grę od zmiażdżenia w recenzenckim imadle ratują genialne tryby rozgrywki wieloosobowej.

Jako że najbardziej cenię sobie współpracę z innymi graczami, najlepiej bawiłem się w trybie Hordy. Dobrze znanej i wprowadzonej już w części drugiej, gdzie przeciwnicy fala za falą zalewają nasze pozycje. W czwórce zabawa została poddana dodatkowej modyfikacji dzięki urządzeniu o nawie fabrykator. Pisałem o nim wyżej w kontekście nieudanego dodatku do kampanii, ale tutaj sprawdza się on wręcz znakomicie. Po pokonanych wrogach pozostają punkty, które zbierane i doniesione do fabrykatora zwiększają jego pulę, a co za tym idzie, możemy budować nowe umocnienia i kupować coraz lepszą broń. Tu świetnie sprawdza się inżynier, bo bez człowieka potrafiącego reperować uszkodzone wieżyczki i barykady trudno będzie przetrwać grupie więcej niż kilkanaście fal.

Horda na wysokim poziomie trudności to nie tylko wyzwanie, ale także bardzo długa rozgrywka, więc lepiej przygotować się na starcia trwające co najmniej kilkadziesiąt minut. To także najlepszy sprawdzian dla ekipy znajomych, którzy zgodnie się komunikując wywindują zabawę na niebotyczny pod względem emocji i zaangażowania poziom. Innymi słowy, Horda już wcześniej była wzorem do naśladowania dla innych deweloperów, a teraz jest jeszcze lepsza, a na dodatek poza sprawnością manualną wymaga także umiejętności taktycznego myślenia, ponieważ fabrykator można rozstawić w niemal dowolnym miejscu danej lokacji.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej