Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 24 grudnia 2002, 11:46

autor: Artur Okoń

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia - recenzja gry - Strona 2

The Lord of the Rings: The Fellowship of the Ring to już druga próba przeniesienia niezwykle rozbudowanego, fantastycznego świata, stworzonego przez J.R.R. Tolkiena w realia gier komputerowych...

Etapy, które będziemy Frodem pokonywać, łączą w sobie elementy zręcznościowe i logiczne, ze znaczną przewagą tych drugich. (np. odpowiednio rzucać kamyki by przyciągnąć uwagę przeciwnika, samemu szybko uciekając w inne miejsce). Drugą z postaci, nad którą obejmiemy kontrolę po dojściu do Bree, jest Aragorn. Uzbrojony w miecz i łuk pełni rolę maszyny do zabijania paskudztw wszelakich. Jego kolejnym atutem jest potężne kopnięcie, które natychmiast przewraca przeciwnika i pozwala go jednym celnym uderzeniem dobić. Lokacje, które będziemy przechodzić jako Aragorn są w 99% nastawione na walkę, czyli element wyłącznie zręcznościowy. Ostatnią z postaci kontrolę, nad którą przejmiemy po opuszczeniu Rivendell jest, Gandalf. Jak na czarodzieja przystało jego głównym atutem jest magia, choć i mieczem potrafi dość dobrze wywijać. Gandalf dysponuje pięcioma różnymi zaklęciami, lecz mówiąc szczerze to do pełni szczęścia wystarcza jedno z nich - błyskawica. Razi ona jednocześnie wszystkich pobliskich przeciwników, dzięki czemu walka staje się łatwa i przyjemna. Jedynym ograniczeniem są punkty mana, ale te można szybko regenerować wypijając zawartość jednaj z flaszek Miruvoru, których w okolicy znajdziemy dość sporo. Etapy, w których będziemy sterować Gandalfem są głównie zręcznościowe (olbrzymia ilość przeciwników do ubicia), jednak można się w nich doszukać elementów logicznych (np. wędrówka przez labirynty w kopalni Moria).

Sterowanie postaciami jest dość proste i nie sprawia większych problemów. Najtrudniejsze elementy (jak skakanie czy wchodzenie po drabinie) pojawiają się w grze może ze trzy razy. Skradania użyjemy raz (i to na początku gry uciekając z Shire) - czyli typowy przerost formy nad treścią. Element walki po chwili treningu również daje się dobrze opanować. Cała sztuka polega na tym by rytmicznie wciskać lewy przycisk myszki i choć trochę celować. Wprawdzie możemy blokować ciosy i robić uniki, jednak moim zdaniem to niepotrzebna strata czasu. Warto w tym momencie dodać, iż gra oferuje nam dwa tryby wyświetlania, które dynamicznie możemy zmieniać. Standardowy „zza pleców” (czyli mówiąc prawidłowo w trzeciej osobie) i „z oczu” (pierwsza osoba). Ten drugi doskonale nadaje się do celowania z broni miotanej (czy też zaklęć) i rozglądania się po okolicy (by np. trafnie ocenić odległość dzielącą nas od krawędzi).

The Lord of the Rings: The Fellowship of the Ring w dużej mierze opiera się na walce. Elementy przygodowe są praktycznie dodatkiem. Większość z poziomów sprowadza się do tego by kroczyć przed siebie eliminując coraz to liczniejsze grupy przeciwników. A skoro już o wrogach mowa to w grze występuje ich stosunkowo mało. Podczas wędrówki napotkamy wilki, pająki, zjawy, orki, goblińskich łuczników, kilka Trolii i orki Sarumana - Uruk-chai. Praktycznie z wszystkimi sposób walki wygląda identycznie i już po chwili zaczyna gracza nudzić. Obraz nieznacznie poprawia fakt, iż każdy etap kończy się potyczką w „bossem”, dzięki czemu będziemy mogli zmierzyć się np. z Nazgulami czy też Balrogiem. Stracone punkty zdrowia będziemy mogli uzupełnić zjadając znalezione produkty żywnościowe (grzywki, chleb, lembas). Jednocześnie są one praktycznie jedynymi przedmiotami dostępnymi w grze! To już mała przesada!

Największą zaletą Władcy pierścieni jest piękno przedstawionego w niej świata. Dla mnie „zwiedzanie” było głównym celem gry, dającym motywację to żmudnego zabijania kolejnych potworów. Ponieważ graficznie gra przedstawia się znakomicie (ach ta woda i niebo!), wrażenia estetyczne są wspaniałe. Poza tym, jeśli czytaliście książkę to teraz nadarza się okazja by sprawdzić czy wasze wyobrażenia Śródziemia pokrywają się z tym, co w grze ujrzycie.