autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Shadwen - skradanki bazującej na pomyśle z Superhota - Strona 4
Shadwen miało być innowacyjną skradanką, w której czas biegnie tylko wtedy, kiedy sterowana postać się porusza. Miało być, ale dobre chęci to za mało. Frozenbyte niepotrzebnie rozmienia się na drobne.
Twórcy wymyślili sobie, że w skrzyniach znajdziemy schematy pozwalające na budowę kilku gadżetów. Rzecz miła i zapewne w innych okolicznościach przydatna, ale nie w Shadwen. Przynajmniej przez zdecydowaną większość zabawy. Grę można ukończyć bez ich udziału, choć zapewne, szczególnie pod koniec, nie obejdzie się bez kilku zabójstw.
Sytuację ratuje nieco niezła grafika, szczególnie w pierwszej misji, będącej czymś w rodzaju samouczka. Być może wynika to z faktu, że odbywa się ona jeszcze za dnia i faktycznie jest na czym choć na chwilę zawiesić oko. Wymarłe wieczorne miasto stanowi tylko dekorację, pustą, niczym nieurozmaiconą i mało już interesującą. Prześliczna gra Trine została zastąpiona nudną jak flaki z olejem grą Shadwen, z animacjami postaci, które wstyd byłoby pokazać piętnaście lat temu, i brakiem jakiegokolwiek ragdolla, co skutkuje tym, że ciała martwych strażników pozostają absolutnie sztywne, wisząc w powietrzu przy krawędziach obiektów. Notabene, ciała te da się przenosić, ale tu również animacja jest śmiechu warta.
Nawet gdy potraktujemy Shadwen jako grę indie niezależnego dewelopera, to nie da się przymknąć oka na większość wymienionych w recenzji baboli. Tym bardziej że w życiu widziałem już dziesiątki lepiej wykonanych niskobudżetowych gier, w stworzenie których niewielkie ekipy włożyły o wiele więcej serca. Frozenbyte dostało ode mnie żółtą kartkę za Trine 3. Teraz po raz pierwszy pora na kartkę czerwoną. Shadwen to może jeszcze nie zupełny gniot, ale produkcja zrealizowana zdecydowanie poniżej możliwości tego producenta.
Przemysław Zamęcki | GRYOnline.pl