Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 maja 2016, 15:16

autor: Grzegorz Bobrek

Recenzja gry Homefront: The Revolution - pierwszy Far Cry na CryEngine - Strona 2

Nowy Homefront nie jest tak rewolucyjny, jak sugerowałby to jego podtytuł. Chyba, że chodzi o rewolucję w samej koncepcji serii, bo ta, z liniowego shootera przeobraziła się w produkt podobny do ostatnich odsłon cyklu Far Cry.

Kampania fabularna opiera się bowiem na specyficznym przemieszaniu dwóch tradycji – liniowej strzelanki w stylu Call of Duty i sandboksa pokroju Far Cry. Obok mocno oskryptowanych wydarzeń i misji czekają na nas tereny przeznaczone do eksploracji, z serią wyzwań i zadań do wykonania w dowolnej kolejności. Przez około 15 godzin zabawy twórcy żonglują dwiema koncepcjami na rozgrywkę, widać tu starania o zachowanie odpowiednich proporcji między sandboksem a fabułą i szybkim tempem akcji. Homefront: The Revolution wraz z postępami w opowiadanej historii udostępnia kolejne dzielnice miasta, więc gracz po każdej fazie wybryków w minipiaskownicy zmuszony jest przejść do przewidzianych w scenariuszu zadań. Dzięki temu ciągle pamiętamy, po co te wszystkie dywersje, podkopywanie działań okupanta i chowanie się po szaletach przed patrolami. Swoją drogą spędzamy w tych przybytkach szmat czasu, bo gra nie pozwala rozwiązać każdego napotkanego problemu szarżą czołową na posterunki Koreańczyków. A wszystko to za sprawą podziału odbijanych stref na czerwone i żółte.

Te pierwsze oferują zabawę, jaką dobrze znamy z militarnych sandboksów. Na terenie rozsiane są punkty kluczowe, których podbój pozwala położyć łapę na zasobach oraz wzmocnić poparcie dla partyzantów. Oprócz tego mamy pościgi za zmotoryzowanymi patrolami, polujemy na snajperów i szperamy za radyjkami, aby ustawić je na częstotliwość powstańczej rozgłośni. W czerwonej strefie Koreańczycy bez pytania strzelają do każdego, więc odpadają subtelności partyzanckiej walki. Co innego w rejonach żółtych. Te okupowane dzielnice mieszkalne pozostają jeszcze pod butem wrogiej administracji i kolaborantów. Zastraszona ludność preferuje nędzną egzystencję nad powstańcze zrywy i nie można liczyć na jej wsparcie w chwilach zagrożenia. I tu zaczyna się nasza rola, aby dywersją osłabić władzę i pokrzepić serca Amerykanów. By osiągnąć sukces, nie możemy się zbytnio rzucać w oczy, więc chowamy broń, unikamy wzroku strażników oraz skanujących wiązek dronów i szukamy kryjówek, niszczymy „szczekaczki”, wysadzamy składy paliwa, a także eliminujemy urzędników. Siłą rzeczy dochodzi do okazjonalnych strzelanin, ale w tym przypadku znajdujemy się od razu na straconej pozycji – patrole przyzywają znaczne posiłki, które nigdy nie ulegają wyczerpaniu. Pozostaje tylko ucieczka i zgubienie pościgu. Do tego właśnie przydają się wspomniane wyżej toi toie czy kontenery na śmieci. Każdy drobny sukces zbliża nas do ostatecznego celu – doprowadzenia w dzielnicy do kompletnego rozgardiaszu, co wiąże się ze zmianą jej statusu z żółtego na czerwony. Wtedy wszelka subtelność idzie w odstawkę i możliwe jest całkowite wyszarpnięcie rejonu z rąk Koreańczyków.

W tym celu korzystamy z dobrodziejstw powstańczego arsenału. A do dyspozycji mamy dość klasyczny zestaw pukawek: od pistoletu, przez strzelbę i kuszę, po karabiny – szturmowy oraz wyborowy. Tylko tyle? Rzecz w tym, że każda giwera posiada kilka opcji modyfikacji. Podstawowy colt po przeróbce zmienia się w pneumatycznego gnata, idealnego do cichego rozprawiania się z wrogami, a inwestycja środków w M-4 pozwala cieszyć się erkaemem. Do tego można dokupić dodatkowe akcesoria – chociażby kolimator, celownik snajperski czy chwyt przedni. Mamy więc spore pole do popisu przy dostosowywaniu ekwipunku do własnych potrzeb, a ponadto gotówkę wydajemy jeszcze na wzmocnienia gadżetów i specjalne umiejętności, przykładowo szybsze bieganie czy większą odporność na obrażenia. Poza tym w grze funkcjonuje prosty crafting granatów i petard, które tworzymy z czterech rodzajów znajdowanych surowców. Brzmi dobrze? Teoretycznie tytuł posiada wszystko, czego oczekiwalibyśmy od nowoczesnej produkcji. Oprócz technologicznego dopracowania.