Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 16 maja 2016, 14:05

Recenzja gry Doom - nowe szaty króla strzelanin - Strona 2

Brak „czwórki” w tytule nowego Dooma nie jest przypadkowy. Najpewniej właśnie tak wyglądałby król FPS-ów, gdyby id Software zapoczątkowało swoją największą markę w 2016 roku. Wprawdzie nie jest to już rewolucja, ale wzór do naśladowania – jak najbardziej!

Choć w Doomie panuje dość ciężki klimat, gra nie idzie w ślady "trójki" i nie próbuje na siłę straszyć gracza.

Nie oznacza to jednak, że nowy Doom to gra całkowicie pozbawiona warstwy fabularnej. Wręcz przeciwnie – jest on pod tym względem nawet bogatszy niż „trójka”. Ale z drugiej strony id Software nie poszło też tropem przeładowanego dialogami i emocjami Wolfensteina: The New Order. Cut-scenki występują tu rzadko i są krótkie oraz treściwe, a informacje przekazywane przez odzywające się czasem w tle postacie niezależne (które notabene da się policzyć na palcach jednej ręki) w większości przypadków można zignorować. Tyle tylko... że nie warto tego robić. Ze zdziwieniem skonstatowałem, iż opowieść w tej grze wydaje się nawet interesująca – przy czym chodzi nie tyle o jej zasadniczą treść, bo ta jest oczywista (dążymy do zatamowania piekielnej inwazji u samego źródła), co o sposób jej przedstawienia. W odróżnieniu od poprzednich Doomów narracja okazuje się dość dynamiczna, sytuacja zmienia się na naszych oczach, a na drodze stają nam nie tak znowu banalne postacie... Nawet kierowany przez nas Doom Marine, choć pozostał niemym zabijaką, ma swoją przeszłość i odgrywa nieprzypadkową rolę w fabule. Ale powtarzam – to wciąż mały, nienarzucający się dodatek do czystej akcji. Niemniej czuję, że zabawa trochę by straciła, gdyby go zabrakło.

Recenzja gry Doom - nowe szaty króla strzelanin - ilustracja #2

W tym miejscu warto nadmienić, że na nasz rynek Doom trafił w pełnej polskiej wersji językowej – czyli z rodzimym dubbingiem. Choć początkowo byłem bardzo niechętny temu rozwiązaniu, szybko okazało się, że głosy naszych aktorów wcale nie brzmią źle; poza tym na uznanie zasługuje fakt, iż przetłumaczone zostały nawet napisy na cyfrowych wyświetlaczach w świecie gry. No i gratką jest możliwość usłyszenia Xardasa (Tomasza Marzeckiego) w roli „demonicznego głosu”, który odczytuje zapiski znajdowane w Piekle. Nawet intonacja jest podobna.

Dodatkowym atutem narracji jest immersja (prawie wszystkie cutscenki obserwujemy oczami bohatera). Znalazła się nawet nutka humoru - nasz Doom Marine nie należy do subtelnych typów.

Chodź, pomaluj mój świat na czerwono

Czas wreszcie przejść do największego atutu Dooma, czyli walki. Nie pamiętam, kiedy ostatnio toczyłem tak diabelnie szybkie, pompujące adrenalinę i satysfakcjonujące starcia. Podobnie jak w pierwszych odsłonach serii, kluczowa okazuje się tu mobilność. Biegamy i skaczemy pomiędzy demonami, rozdając trafienia na wszystkie strony i starając się samemu nie zostać trafionym, co nie jest prostą sztuką. Potwory występują w dużej liczbie i też pozostają w ciągłym ruchu, a do tego ich pociski są bardzo szybkie, więc jednocześnie musimy rozglądać się za klasycznymi apteczkami i fragmentami pancerza, nie mówiąc o power-upach pokroju szału czy poczwórnych obrażeń. Tak, tak, nowy Doom nie jest łatwą grą – nawet na średnim poziomie trudności (nazwanym Hurt Me Plenty, a jakże) chwila nieuwagi może skończyć się efektownym zgonem bohatera. W utrzymywaniu się przy życiu pomaga szumnie zapowiadana nowość w rozgrywce, jaką są „finiszery” (tzw. zabójstwa chwały), czyli dobijanie przeciwników, którzy otrzymali dużo obrażeń i zostali wytrąceni z równowagi, celem zdobywania dodatkowych apteczek. Wbrew pozorom, wykańczanie demonów w ten sposób ani nie wydaje się wymuszone, ani szybko się nie nudzi. Animacje są krótkie, zróżnicowane i zachwycająco brutalne, a z powodu dużej liczebności i mobilności wrogów na arenach panuje taki ścisk, że wpadanie na przeciwników następuje zupełnie naturalnie.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej