Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 6 maja 2016, 15:25

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Ori and the Blind Forest w wersji rozszerzonej - graficzna uczta, genialna platformówka - Strona 2

Ori and the Blind Forest jest grą nietuzinkową, przepiękną i potrafiącą mocno wpłynąć na emocje. Edycja definitywna wprowadza nowe umiejętności, lokacje, ale czy na pewno warto za nią dodatkowo zapłacić?

W Edycji Definitywnej dodano studnie pozwalające zapisać grę i przetransportować postać do innej lokacji bez potrzeby backtrackingu.

Świetne sterowanie idzie w parze z rozwojem umiejętności postaci. Te najważniejsze, dzięki którym Ori zyskuje nowe ruchy, zdobywa się w miarę postępów w zabawie – zazwyczaj przed przejściem do nowej lokacji, w której zręcznościowe zagadki wymagają ich wykorzystania. Bez możliwości wykonania danego manewru takie miejsca są zablokowane i nie da się ich zwiedzić. Podwójny skok, wskakiwanie po pionowej ścianie, odbijanie się od wystrzelonych pocisków to tylko niektóre z dostępnych trików. Edycja definitywna dodała dwie nowe cechy postaci: dash, czyli umiejętność przemieszczenia się w mgnieniu oka o kilka metrów do przodu, oraz zdolność aktywacji podwieszanych w różnych miejscach latarni, co odblokowuje przejścia do dalszej części lokacji. Świetnym pomysłem twórców było rozmieszczenie na znanych już wcześniej mapkach sekretów, dostęp do których uzyskujemy dopiero po poznaniu owych nowych ruchów.

Gra próbuje grać na emocjach i trzeba przyznać, że robi to w umiejętny sposób.

Mniej ważne rozwinięcia odblokowujemy dzięki zdobywanym punktom umiejętności. Trafiają one do nas w wyniku pokonywania przeciwników i odnajdywania sekretów, których w grze nie brakuje. Są to najczęściej różnego rodzaju „ułatwiacze” zabawy: coraz mocniejszy atak, wyświetlanie na mapie charakterystycznych punktów czy przyciąganie wypadających z napastników orbów. Stały progres w rozbudowywaniu możliwości postaci sprawia, że nigdy nie czujemy się znużeni. Rozgrywka jest intensywna, ale nie chaotyczna. Jeżeli coś schrzaniliśmy, nie ma co ganić za to gry, zazwyczaj okazuje się to bowiem winą pośpiechu. Ori precyzją sterowania zachęca do płynnego przechodzenia całych fragmentów planszy, niemal na jednym wdechu, co jednak często kończy się skuchą. A należy pamiętać, że liczba punktów zapisu, które zresztą możemy ustalić sami i w niemal dowolnym miejscu, jest uzależniona od liczby posiadanych przez postać energy cells.

Tuż przed sekwencją polegającą na ucieczce z drzewa Ginso. Dla niektórych może to być dość traumatyczne przeżycie.

Moon Studios zaserwowało grę niełatwą, miejscami nawet frustrującą, co zresztą nowa edycja stara się naprawić, wprowadzając wybór jednego z czterech stopni trudności. Poziom średni odpowiada mniej więcej wyzwaniu z oryginalnej wersji, łatwy i trudny stosownie modyfikują zabawę. Dodatkowo znalazł się tu także poziom dla prawdziwych hardkorowców, kończący grę po pierwszej utracie życia, ale umieszczający w zamian nasz wynik punktowy na sieciowej tablicy. Zabawa ta przeznaczona jest dla najbardziej zawziętych, ponieważ przejście całej gry wymaga liczenia się z pięciuset i więcej zgonami. Są chwile, kiedy dosłownie ma się ochotę gryźć pad. Ucieczka z drzewa Ginso to jeden z najbardziej okrutnych momentów w grze i kiedy w końcu udaje się umknąć przed gwałtownie wzbierającą w pniu wodą, satysfakcja jest przeogromna. Oto cały Ori. Chciałoby się zakrzyknąć: krew, pot i łzy, ale ponieważ tytuł nie wymaga aż tego typu poświęceń, zadowólmy się tylko potem, łzami niemocy i chwilą triumfu, motywującą do dalszego przemierzania tajemniczego lasu.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej