Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Alekhine's Gun Recenzja gry

Recenzja gry 19 marca 2016, 11:45

Recenzja gry Alekhine's Gun – marna podróbka Hitmana

Niedawna premiera Hitmana przyniosła spore rozczarowanie z powodu tylko jednego epizodu na początek. Alekhine's Gun wydawał się idealnym tytułem na osłodę długiego czekania. I byłby nim, gdyby ukazał się 10 lat temu...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • różnorodne i klimatyczne lokacje;
  • całkiem niezła muzyka.
MINUSY:
  • kiepska podróbka rozwiązań z Hitmana;
  • beznadziejna sztuczna inteligencja przeciwników;
  • słaba, nieciekawa fabuła;
  • toporne sterowanie;
  • mocno przestarzała oprawa graficzna i dźwiękowa;
  • błędy techniczne i glicze.

Gdy jakiś produkt osiąga rynkowy sukces, prędzej czy później pojawiają się podróbki – niby oferujące to samo, jednak po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że ich jakość jest – delikatnie rzecz ujmując – rozczarowująca.

Uczucie obcowania z kiepską podróbką miałem przez kilka godzin spędzonych z grą Alekhine’s Gun, bez przerwy natrafiając na jakieś elementy z przygód słynnego Hitmana. Owo kopiowanie metod Agenta 47 jest o tyle dziwne, że omawiana gra ma własne korzenie – jest już trzecią odsłoną serii Death to Spies. To prawda, że poprzednie dwie części przygód radzieckiego szpiega Semyona Strogova zawsze mocno przypominały grę o słynnym zabójcy z ICA, ale równocześnie niepozbawione były też odrobiny własnej tożsamości – akcji osadzonej w czasie drugiej wojny światowej, obcego łysemu czołgania się czy prowadzenia ciężarówek bądź motocykli. Słaby efekt końcowy jest zapewne rezultatem długiego i bolesnego okresu produkcji Alekhine’s Guna, powstającego początkowo jako Death to Spies 3: Ghost of Moscow. Przeglądając zakurzone archiwa z targów gamescom 2010, natrafiłem na wrażenia z pierwszego pokazu gry – obrazki już wtedy solidnie odstające jakością grafiki od ówczesnych standardów i zapowiedź aż trzech grywalnych bohaterów. Po sześciu długich latach i dwóch nieudanych kampaniach crowdfundingowych po drodze tytuł w końcu ujrzał światło dzienne, ale z planów oraz ducha dawnego Death to Spies pozostała jedynie samotna postać Semyona i dwie misje retrospekcyjne, w których powracamy do okresu drugiej wojny światowej. Ciekawa koncepcja na grę o szpiegach w latach 60. XX wieku zaginęła gdzieś pomiędzy topornym wykonaniem a słabym scenariuszem.

W grze występuje zadziwiająco spora liczba różnych basenów.

Gra w 4K – czyli Kennedy, kryzys kubański i KGB

To mogła być naprawdę niezła gra. Ostatni raz okres zimnej wojny zaserwowało w małym stopniu Call of Duty: Black Ops, a tu Alekhine’s Gun po krótkiej podróży w przeszłość i zmaganiach z nazistami przenosi nas do czasów kryzysu w Zatoce Świń i tajnego spisku, mającego wywołać nuklearne spięcie pomiędzy USA a ZSRR. Zamiast jednak sugerowanych przez tytuł emocjonujących zagrywek szpiegowskich wśród dyplomatów i rządowych decydentów dostaliśmy kameralną mdłą opowiastkę, w której jako agent KGB pracujący dla CIA mordujemy mafiosów, członków motocyklowego gangu i Bogu ducha winnych strażników, ochroniarzy czy żołnierzy.

Zdarzają się momenty, gdy musimy coś sfotografować lub wykraść, ale zwykle stanowią mały dodatek do głównego celu misji, czyli eliminacji jakieś persony. Fabuła przekazywana jest w niezbyt pociągającej formie szaroburych statycznych obrazków, choć – co ciekawe – animowane przerywniki filmowe również są obecne, ale tylko w niektórych zadaniach. Jeśli ktoś zwykle narzeka na takie zjawisko jak „słaby polski dubbing”, to w Alekhine’s Gunie doświadczy wyjątkowo słabego angielskiego dubbingu – co jest zauważalne nawet bez znajomości tego języka.

Staremu malarzowi nic już nie pomoże.

Gra oferuje 11 misji, a każdą z nich możemy przejść w 2040 minut. O mapach da się powiedzieć, że są duże, ale ich wielkość oznacza zwykle po prostu spory dystans dzielący nas od celu misji lub miejsca ewakuacji – a nie teren bogaty w różnorodne okazje do realizacji zadania. Niemniej to chyba właśnie lokacje stanowią największą zaletę gry – są ciekawie zróżnicowane i pomimo siermiężnej grafiki całkiem klimatyczne. Odwiedzamy przykładowo historyczny amerykański lotniskowiec USS Essex, posiadłość mafiosa, siedzibę motocyklowego gangu czy elegancki hotel. Po bardzo słabym zamku z pierwszej misji potem jest już tylko lepiej, a niektóre wnętrza wykonano naprawdę z pomysłem. W hotelowym barze wręcz czuć zapach alkoholu i tanich cygar, w posiadłości gangstera widać kiczowate oznaki bogactwa, a oświetlona nocnymi lampkami restauracja zaprasza przytulną atmosferą. Biorąc pod uwagę ogólną oprawę graficzną rodem z PlayStation 2, miejscami naprawdę zdziałano cuda.

Toaleta w klubie rockowym.

Agent Semyon 37

Będąc świeżo po wizycie w Paryżu w najnowszej odsłonie Hitmana, wcieliwszy się w radzieckiego agenta, nie mogłem pozbyć się wrażenia obcowania z podróbką – prawie to samo, ale – jak wiadomo – „prawie robi wielką różnicę”. Semyon Strogov już się nie czołga, nie prowadzi pojazdów, za to przebiera się w stroje, wszędzie chodzi z garotą, podsłuchuje NPC-ów, by szukać okazji do cichszego załatwienia celu, chowa ciała w szafach i skrzyniach, używa instynktu, by podświetlać... Właściwie to nie wiem, co podświetlać, bo tłumów brak – każda postać to nasz potencjalny wróg, a ich ruch zawsze widać na mapie.

To ty Vito Corleone?

Recenzja gry Alekhine's Gun – marna podróbka Hitmana  - ilustracja #3

Tytuł Alekhine’s Gun odnosi się do Alexandra Alekhine’a – sowieckiego mistrza szachowego i układu figur na szachownicy, kiedy królowa znajduje się w jednej linii za dwiema wieżami, co pozwalało mu odnosić zwycięstwa w latach 30. XX wieku.

Są też „istotne” różnice, jak używanie gwizdu zamiast monet do przywoływania wartowników, choć oni w zasadzie na to gwiżdżą – ich przyjście wydaje się mocno losowe. Raz przybiegają od razu, czasem przywędruje ktoś z daleka, kogo w ogóle nie „wołaliśmy”, a jeszcze kiedy indziej możemy wygwizdać cały temat z Jamesa Bonda, a strażnik stojący 3 metry przed nami nawet nie drgnie.

W tym właśnie tkwi największa słabość gry – w beznadziejnej sztucznej inteligencji, której zachowanie sprawia, że wszelka zabawa w szukanie różnych sposobów eliminacji celu w zasadzie nie ma sensu. Działanie oponentów opiera się na stożkach pola widzenia i ewentualnej, bardzo krótkiej trasie patrolu. Można się włamywać, zabijać, przenosić ciała nawet w tym samym pokoju, byle wróg był do nas odwrócony plecami albo istniała możliwość wyjścia z pomieszczenia, zanim wskaźnik zaalarmowania zatoczy pełne koło.

W tym kasynie naprawdę można przegrać życie.

Spore poruszenie wywołuje jedynie strzał z broni palnej, ale jeśli nie znajdujemy się akurat na otwartym terenie, strażnicy będą po kolei wbiegać do pokoju, pozwalając rozstrzeliwać się już w progu. Dwie takie akcje w odpowiednich miejscach i możemy zostać na mapie sami z osobami do wyeliminowania, a te z kolei wydają się tylko czekać na nasz ruch, bo po krótkim czasie w towarzystwie ochrony zwykle zostają gdzieś samopas. W grze zawarto system osłon, który w połączeniu ze skradaniem staje się użyteczny dopiero na ekstremalnym poziomie trudności, gdzie wyłączono możliwość przebierania się. Okazyjnie natrafiamy też na jakąś inną metodę usunięcia celu, np. otrucie delikwenta. Gra niby wynagradza to większą liczbą przyznawanych po misji punktów reputacji, ale sklepik z nieco bardziej różnorodnym wyborem pistoletów, noży czy możliwością wątpliwego ulepszania broni palnej słabo zachęca do gromadzenia i wydawania owej waluty.

Drogi powrót do przeszłości

W odróżnieniu od Hitmana Alekhine’s Gun proponuje kilka minigier, w których otwieramy zamki, robimy zdjęcia czy łączymy obwody elektryczne. Sęk w tym, że autorzy nie starają się nawet naprowadzić nas na metodę działania w takich fragmentach. O ile manipulowanie przy drzwiach jest proste, tak przy fotografowaniu czy włamywaniu się do sejfu trzeba trochę poklikać na chybił trafił, zanim odkryje się zamierzenia twórców.

Obczaj te kocie ruchy!

Samo sterowanie okazuje się zresztą kłopotliwe – postać reaguje generalnie dość wolno, wieki zmienia broń, a do tego dochodzi jeszcze brak płynności ruchów. Bohater musi zakończyć jedną czynność i znieruchomieć, by zacząć robić coś innego. Od lat przyzwyczajeni jesteśmy do wszechobecnego motion capture nawet w mimice twarzy, a tu cofamy się do paru zaprogramowanych animacji. Sześć lat produkcji nie wystarczyło również do wyeliminowania błędów, graficznych gliczy oraz wprowadzenia opcji autozapisu, choćby po zakończeniu misji.

Opcja siłowa równa się sterta ciał i koniec misji w parę minut.

W całym tym porównaniu do Hitmana największe zdziwienie budzi fakt, że Alekhine’s Gun na platformie Steam wyceniony jest na niewiele mniej niż pełna wersja wszystkich epizodów przygód Agenta 47. Można powiedzieć wiele złego o odcinkowym systemie dystrybucji, ale w tym przypadku mamy pewność, że dostaniemy produkcję o jakości odpowiadającej współczesnym standardom. W Alekhine’s Guna gra się ze świadomością obcowania z pozycją, która powinna ukazać się minimum dekadę wcześniej. Tytuł nawiązujący do królewskiej gry w szachy dostaje mata – i to od byle pionka!

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

Recenzja gry Alekhine's Gun – marna podróbka Hitmana
Recenzja gry Alekhine's Gun – marna podróbka Hitmana

Recenzja gry

Niedawna premiera Hitmana przyniosła spore rozczarowanie z powodu tylko jednego epizodu na początek. Alekhine's Gun wydawał się idealnym tytułem na osłodę długiego czekania. I byłby nim, gdyby ukazał się 10 lat temu...

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.