Recenzja gry Tom Clancy's The Division - jest nieźle, ale co dalej? - Strona 8
Tom Clancy's The Division miało być grą świetną, która przyciągnie zupełnie nową bazę graczy do Ubisoftu. Ostatecznie dostaliśmy mieszankę pomysłów, która nie zawsze dobrze ze sobą współgra i przy której da się odczuć, że czegoś tutaj brakuje.
Trzeba uważać gdzie celujemy. Jedna przypadkowa seria w innego agenta od razu robi z nas buntownika.
Czy naprawdę jesteśmy The Division?
Gdybym miał podsumować Tom Clancy’s The Division w jednym zdaniu, powiedziałbym, że jest to całkiem niezła gra, w którą można grać samemu, ale nie należy tego robić. Dlaczego? Ogromną frajdę w tym tytule sprawia współpraca z innymi graczami, szczególnie jeśli są to osoby, z którymi pozostajemy w stałej komunikacji głosowej. Powtarzanie tych samych misji głównych na wyższych poziomach trudności nie jest zbyt uciążliwe, ponieważ im więcej trzeba się z przeciwnikami namęczyć i im szybciej możemy zginąć, tym częściej jesteśmy zmuszani do zmiany osłon czy szukania nowej pozycji do ostrzału, czyli do ciągłego ruchu. Koordynacja działań drużyny w pewien sposób pozwala zapomnieć o tym, że gdzieś to już widzieliśmy... kilkanaście razy. Rozgrywki w Strefach Mroku sprawiają całkiem niezłą frajdę, ale na dłuższą metę brakuje namacalnej motywacji do stawania przeciwko innym graczom.
KWIŚĆ O THE DIVISION – BRAK OCENY
The Division to gra bardzo podobna do Destiny. Niestety podobna do Destiny zaraz po premierze tego tytułu. Przyjemny system strzelania i dobrze zrealizowany tryb kooperacji, to na razie wszystko, co oferuje. Powtarzanie misji na wyższym poziomie trudności czy zdobywanie lootu w pozbawionych jakiegokolwiek wyższego celu Strefach Mroku będzie ciekawe przez pierwsze 2-3 tygodnie, ale później gracze szybko zaczną się nudzić. Ubisoft ma co prawda w planach kolejne mniejsze i większe rozszerzenia, lecz obawiam się, że pracownicy studia Massive Entertainment nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo wymagający są fani sieciowej rozgrywki. Pierwszy duży dodatek do Destiny, czyli The Taken King, już na starcie oferował wielokrotnie więcej zawartości dla wysokopoziomowych graczy niż wszystko, co jest aktualnie dostępne w The Division, a wystarczyło to ledwie na 3-4 miesiące zabawy i to dla tych mniej zaangażowanych graczy. Moje obawy budzi też fakt braku ciekawych starć z bossami, ale więcej na ten temat będzie można powiedzieć dopiero po pojawieniu się pierwszego raidu. Mimo tych wszystkich obaw, mam dużą nadzieję, że podobnie jak Bungie nauczyło się na swoich błędach i wydało bardzo dobre The Taken King, tak Massive Entertainment rozwinie swoją grę i stworzy coś świetnego. Szkoda tylko, że Szwedzi wolą uczyć się na własnych błędach, a nie na błędach konkurencji.
Gra wygląda naprawdę bardzo ładnie i jestem pod wrażeniem wykonania animacji postaci oraz sposobu, w jaki został przedstawiony Nowy Jork. Niestety, świetna oprawa to nie wszystko, by móc kogoś zatrzymać na dłużej przy tym tytule. Fabuła została przedstawiona w całkiem przystępny sposób i jeśli ktoś lubi taką zabawę, to składanie historii i lore tego świata w całość (przede wszystkim na bazie znajdziek) może sprawdzić frajdę. The Division może się podobać i bardzo możliwe, że spędzę jeszcze przy tej grze wiele godzin, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że choć większość elementów gry została zaprojektowana niesamowicie dobrze, pewne kluczowe aspekty pokazują brak wystarczającego doświadczenia twórców. Ubisoft nie miał dotychczas świetnej gry sieciowej zrobionej z rozmachem, i z bólem serca muszę przyznać, że na taki tytuł będziemy musieli jeszcze poczekać. Widoczna przy recenzji ocena wydaje mi się słuszna dla zorganizowanych grup, które będą grać wspólnie. Jeśli jednak myślicie o samotnym zwiedzaniu Nowego Jorku, musicie odjąć od tej noty jeszcze jeden punkt.
Michał Mańka | GRYOnline.pl