Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 lutego 2016, 14:44

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Far Cry: Primal - oryginalny czas i miejsce akcji, wyświechtane rozwiązania - Strona 2

Z współczesnego pola walki trafiamy do świata, w którym podstawowym narzędziem argumentacji swoich poglądów jest maczuga, a zamiast wsiadać do czterokołowego pojazdu dosiadamy czworonoga. Oto Far Cry Primal, opowieść dziejąca się 12 tysięcy lat temu.

Szybko jednak przekonujemy się, że postać robi się coraz silniejsza, żeby nie powiedzieć – przepakowana. Mechanika Primala opiera się na systemie odblokowywania umiejętności na kilku drzewkach odpowiadających za walkę, przetrwanie w dziczy, polowanie czy wytwarzanie przedmiotów. Jest to niemal dokładna kopia tego, co znamy z poprzednich części cyklu, tyle że częściowo dostosowana do realiów epoki. Mamy więc nową zdolność o nazwie „wzrok łowcy”, działającą bardzo podobnie do rozwiązań zastosowanych w Wiedźminie 3 czy w odnowionej serii Tomb Raider, a pozwalającą śledzić tropy ludzi oraz zwierząt, ale także taką powtórkę z rozrywki jak „śmierć z góry” czy cichą eliminację kilku postaci zakończoną rzutem nożem w ostatniego delikwenta. W sumie jest to ponad siedemdziesiąt umiejętności, które sprawiają, że stajemy się silniejsi, skuteczniejsi i lepiej zorientowani w terenie. A wszystko to dzięki zdobywaniu punktów doświadczenia za wykonywanie zadań głównych i pobocznych, odkrywanie i przejmowanie nowych lokacji, a także poskramianie siedemnastu różnych gatunków zwierząt. Zupełnie jak w poprzednich grach.

Gdyby Ubisoft zdecydował się kiedyś na produkcję gier opartych o wizje Takkara, mogłoby to być niezłe fantasy.

Powstaje pytanie, czy trzymanie się sprawdzonego schematu odpowiadającego za mechanikę części rozgrywających się współcześnie wpływa destrukcyjnie na opowieść dziejącą się tysiące lat temu. Otóż nie za bardzo. Wymyślony system jest uniwersalny i jeżeli już będziemy się go czepiać, to raczej z tego powodu, że został po prostu skopiowany, a twórcy nie pokusili się o żadne oryginalne rozwiązania. Jeżeli przyjmiemy optykę, że Far Cry 4 to w rzeczywistości Far Cry 3,5, nie pozostaje nic innego, jak Far Cry Primal oznaczyć numerem „3,7”. Jest to bowiem wciąż jedna i ta sama gra, tylko odziana w nowe skórki. W pójściu krok naprzód paradoksalnie przeszkadza owa uniwersalność mechaniki, którą można wykorzystać w dowolnych realiach pod warunkiem, że głównym herosem pozostanie bohaterski najemnik. A Takkar jest właśnie takim najemnikiem, tyle że żyjącym dawno, dawno temu. Mamy więc nie tylko skopiowane rozwiązanie, ale także fabularny schemat. Brody z „trójki”, Ajay Ghale z Far Crya 4 i Takkar to jedna i ta sama osoba. Zmieniają się tylko antagoniści, choć żaden z nich nie jest w stanie dorównać Vaasowi. Ubisoft w tym wypadku zjada własny ogon.

Wiele pobocznych misji wymaga od Takkara udzielenia pomocy lub eskorty innym Łindża.

Skoro Far Cry Primal stanowi tylko powielenie sprawdzonego schematu, to nie inaczej musi być z fabułą, eksploracją czy samą walką. I tak okazuje się w istocie, choć jest kilka rzeczy, które odróżniają tę część od poprzednich. Ubisoft, jak każdy duży koncern wydawniczy, nie może sobie pozwolić na rewolucję w przypadku kolejnej odsłony jakiejś serii. Stąd eksploatowane do granic możliwości silniki i patenty, które tylko dopasowuje się do zaistniałych okoliczności.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej