Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 stycznia 2016, 16:00

autor: Luc

Recenzja gry Punch Club – symulator Rocky’ego kończy walkę przed czasem - Strona 2

Na rozpoczęcie kariery bokserskiej dla większości z nas jest już za późno. Marzenia o założeniu rękawic i powalczeniu o pas mistrzowski możemy jednak zrealizować w Punch Clubie – niezależnej produkcji, która szturmem podbija Steama i AppStore.

Niemniej, im więcej czasu spędzamy z Punch Clubem, tym bardziej oczywiste staje się, jak tytuł ten jest powtarzalny. Rutyna to wprawdzie nieodłączny element życia każdego sportowca, ale w pewnym momencie robi się to lekko uciążliwe. Wprawdzie nasza kariera podzielona jest na kilka etapów i po sukcesach w amatorskim ringu przechodzimy na zawodowstwo, w międzyczasie biorąc udział także w walkach ulicznych czy też odwiedzając Rosję, ale na dobrą sprawę za każdym razem wszystko sprowadza się do powtarzania tych samych czynności. Tak jak wspominałem wcześniej, znalezienie „złotego środka” to proces satysfakcjonujący i długotrwały, ale gdy w końcu wypracowałem skuteczny schemat, wszystko zaczęło iść z górki. Zdobycie mistrzostwa świata i „zemsta” zajęły mi w świecie gry łącznie 220 dni. Przez ponad połowę tego czasu tkwiłem w lidze amatorskiej, ale gdy postawiłem na zwinność, uniki i kontry, okazało się nagle, że w niecałe 100 dni wspiąłem się na sam światowy szczyt, nie przegrywając praktycznie żadnej walki. Nie zrozumcie mnie źle – pojedynki wciąż są emocjonujące, ale po przekroczeniu pewnego poziomu rozwoju postaci rozgrywka w Punch Clubie w drastyczny sposób przyśpiesza, a to z kolei prowadzi do oczywistej konkluzji. W kwestii balansu tempa progresji twórcom lekko powinęła się noga. Niemniej nawet przebijanie się przez kolejnych przeciwników w ekspresowym tempie potrafi wywołać uśmiech, choć ten gościł na mojej twarzy także z nieco innego powodu.

Dwóch na jednego? Ci biedni panowie jeszcze nie wiedzą, co ich czeka.

Opuszczona garda

Przyczyną takiego stanu rzeczy jest... wszechobecny humor. Podczas eksploracji mapy miasta i poznawania kolejnych osób co chwilę natrafiamy na przezabawne sytuacje oraz nieszczególnie subtelne, ale dobrze zrealizowane nawiązania do popkultury minionego wieku. Z oczywistych względów w trakcie rozgrywki pojawia się mnóstwo odniesień do kultowego Podziemnego kręgu, ale twórcy umieścili w grze także szereg innych ikonicznych postaci. Charakterystyczne motywy czy bohaterowie Gwiezdnych wojen, Żółwi ninja, Street Fightera, Rocky’ego, Ojca chrzestnego, Mortal Kombat czy WWE. przewijają się przez nią nieustannie i nadają całości dość specyficzny klimat retro. Sprawdza się to świetnie, choć i bez kojarzenia poszczególnych facjat Punch Club potrafi bawić.

Pewien urok ma również oprawa graficzna. W tym przypadku postawiono na 16-bitowe modele oraz stosunkowo proste animacje, ale jeśli ktoś lubi pikselowy artyzm, z pewnością nie będzie narzekać. Niestety, nawet zakładając bezgraniczną miłość do oldskulu, ciężko w grze strawić ścieżkę dźwiękową. Ukończenie Punch Clubu zajęło mi nieco ponad osiem godzin, podczas których przez 90% czasu wysłuchiwałem identycznie brzmiących utworów. Początkowo wpadają one nawet w ucho i zachęcają do dalszych wysiłków, ale po dłuższym obcowaniu z grą zaczynają po prostu działać na nerwy.

W Punch Clubie aż roi się od nawiązań do kultowych filmów i postaci.

Koniec rundy

Niemniej produkcję tę można bez wątpienia zakwalifikować do kategorii „udane”. Z pozoru wydaje się prosta, ale przy bliższym kontakcie oferuje zaskakująco dużo głębi... choć ta po pewnym czasie ustępuje miejsca rutynie. Pomimo powtarzalności Punch Club od początku do końca jest jednak tytułem satysfakcjonującym i budzącym autentyczne emocje – a za niewielkie pieniądze, jakich potrzeba do nabycia gry, trudno o lepszy „pakiet”. Ponadto, z uwagi na swoją specyfikę, pozycja ta wydaje się wręcz stworzona dla platform mobilnych. Wersja na iOS-a jest już dostępna, niedługo doczekamy się także edycji na Androida – jeżeli posiadacie odpowiednio mocne smartfony bądź tablety, rekomendowałbym zapoznanie się z tym tytułem właśnie w takiej formie. Nie oznacza to oczywiście, że pecetowemu wydaniu Punch Clubu czegoś brakuje – jest wręcz przeciwnie! Gra również na blaszaku niesamowicie wciąga, trafiając precyzyjnym prostym dokładnie tam, gdzie życzyli sobie tego twórcy – w serca graczy szukających małych, niezależnych dzieł.

Mistrzostwo świata to nie jedyny cel w naszym życiu.

Luc | GRYOnline.pl