Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 listopada 2002, 12:33

autor: YackOO

Nina: Kroniki Agenta - Tunele Afganistanu - recenzja gry - Strona 2

Nina: Kroniki Agenta - Tunele Afganistanu to pierwsza z serii gier akcji „Nina: Kroniki Agenta” tworzonych przy współpracy dwóch polskich firm: Lemon Interactive oraz Detalion.

Jak na każdy shooter przystało, do eksterminacji wrogów mamy różne narzędzia eksterminacji. Tutaj też mamy ... aż dwa – pistolet i karabinek SMG. Przed premierą producenci twierdzili, że to nada grze realizmu. Skoro ma być realizm, to dlaczego nie można zabrać pokonanym wrogom broni, a amunicja akurat do naszego wyposażenia leży sobie na ziemi? Poza zwykłymi broniami Nina ma jeszcze tzw. „Ekstraktor Umysłu”. Jest to umiejętność, która pozwala wniknąć w umysł przeciwnika, zdobyć odpowiednie informacje, albo przejąć nad nim kontrolę. Ta wymyślna technika ogranicza się jedynie do podejścia do wroga na odpowiednią odległość i naciśnięcia odpowiedniego klawisza. Ani to interesujące, ani twórcze. W dodatku nieraz zdarzyło się, że ekstraktor po prostu nie działał, a ja stałem jak głupi naciskając klawisz, kiedy wróg strzelał sobie w najlepsze.

Grafika trzyma poziom całej produkcji. Co z tego, że został zastosowany silnik LithTech skoro wszystkie modele i textury wyglądają żałośnie. Miasto, w którym się znajdziemy aż kipi sztucznością. Każdy budynek wygląda tak samo, każdy Talib jest identyczny, a wszystko wydaje się być zrobione z wielkich sześcianów. Gdy wejdziemy na wyższe kondygnacje przy początku levelu, możemy zobaczyć, że za murami miasta... Nie ma nic – istna czerń. Wygląda to odrażająco, jakbyśmy byli pod jakąś kosmiczną kopułą. Textury broni o dziwo nie są takie złe, ale kiedy zobaczymy wylatujące pociski wroga, jak i nasze to ręce opadają. Swoją drogą, gra ma dość wysokie wymagania sprzętowe jak na taką cienizne, jaką widzimy na ekranie. Gra w rozdzielczości 640x480 śmiała zwalniać na Athlonie 700, 256 RAMu i karcie graficznej 32 MB. Na Celeronie 1 Ghz w wyższych rozdzielczościach było to samo... Dopiero na Athlonie 1400 udało się uniknąć wszelkich spowolnień. To karygodne, żeby produkcja o takich wymaganiach prezentowała tak niski poziom graficzny. Unreal Tournament i Wolfenstein na każdej konfiguracji chodziły o niebo lepiej. Ciekawostką jest różnica wymagań minimalnych na pudełku z grą i na stronie producenta. Odpowiednio procesor 300 i 600 MHz. Biorąc pod uwagę toporność w działaniu radzę brać jako minimum tą drugą liczbę....

Kolejną zmorą Niny jest muzyka i dźwięk. Tej pierwszej prawie w ogóle nie słychać, a nawet jeśli, to jest to tylko jedna prosta, powtarzająca się melodyjka. Dźwięków jest więcej, ale ich jakość jest tragiczna. Łuski spadające na ziemie przypominają walenie łyżką w garnek, a krok Niny to chyba odgłos szurania butami o wycieraczkę. Głos samej Niny jest żenujący – od samego początku (czyt. intra) zawiewa amatorszczyzną. Pani każdą kwestię wypowiada w butny i pewny siebie sposób, co może czasem irytować. W głosach Talibów słyszymy spory szelest i szum. Porażką totalną jest już głos informatora – nie dość, że zawiadamia nas o grożącej śmierci jak o dzisiejszej pogodzie, to zazwyczaj nie dosłyszymy komunikatu do końca, gdyż zazwyczaj bezlitośnie się urywa.

Bardzo się starałem znaleźć jakieś znaczące zalety „Niny”. Jedyną jest możliwość bardzo szybkiej deinstalacji. Nie potrafię zrozumieć, jak firma Lemon-Interactve mogła pozwolić na ukazanie się tej gry w sklepach. Poczynając od okładki z półnagą modelką, która ma być główną atrakcją gry i instrukcji, w której roi się od błędów i wręcz chamskich, naiwnych zagrywek i obietnic bez pokrycia, poprzez komiksowe intro, aż po samą rozgrywkę, która nie sprawią żadnej przyjemności, a przechodzenie kolejnych leveli jest istną męczarnią. Niestety jest to jedna z najgorszych produkcji, w jakie kiedykolwiek grałem, a płytkie slogany napisane „na zewnątrz” świadczą o poziomie jej twórców bądź były zamierzone i skierowane do odpowiedniego kręgu „odbiorców”. W moim mniemaniu takiej gry należałoby się wstydzić, a osoby odpowiedzialne za jej powstanie należałoby zwolnić. Co ciekawe, na stronie producenta możemy znaleźć informacje, że „Tunele Afganistanu” to dopiero pierwsza część większej serii „Kronik Agenta”. Jeśli „następczyni” ma być oparta na pierwowzorze, to na grę nie mamy co czekać. Miejmy jednak nadzieję, że producenci wyciągną wnioski z popełnionych błędów i następnym razem nie będą próbowali wciskania tzw. „kitu”. Pożyjemy, zobaczymy...

YackOO