Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Just Cause 3 Recenzja gry

Recenzja gry 1 grudnia 2015, 01:01

autor: Luc

Recenzja gry Just Cause 3 - efektowna demolka w cieniu licznych baboli

Po niezłym Mad Maksie studio Avalanche wróciło do serii, która wyniosła je niemal na sam szczyt. Po pięciu latach przerwy ponownie wcielamy się w Rico Rodrigueza, aby w efektownym stylu obalić kolejną dyktaturę. Z jakim skutkiem?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. absurdalnie wielki świat;
  2. pełna swoboda we wszystkim, co robimy;
  3. świetnie prezentująca się grafika oraz efekty;
  4. sporo wyzwań urozmaicających system progresji;
  5. powietrzne przemierzanie mapy sprawia wielką frajdę.
MINUSY:
  1. słaba fabuła i beznadziejne dialogi;
  2. problemy z kamerą w zamkniętych przestrzeniach;
  3. sporo pomniejszych gliczy;
  4. przeciętne i chwilami frustrujące strzelanie;
  5. ekrany ładowania i przymusowe łączenie z funkcjami sieciowymi zabijają tempo zabawy.

Dziś niemal każda większa gra jest sandboksem. Ktoś kiedyś uznał, iż współcześni gracze od misternie zaprojektowanej, choć „zamkniętej” rozgrywki bardziej cenić będą swobodę poczynań, i okazuje się, że nawet jeśli nie miał racji w 100%, to niewiele się pomylił. Otwarty świat i maksymalnie dużo wolności to elementy, które niemal obowiązkowo pojawiają się w kolejnych tytułach próbujących trafić do szerszego grona odbiorców, ale... No właśnie, nie wszystkie studia potrafią je odpowiednio zrealizować. Szwedzi z Avalanche z pewnością się jednak do takowych nie zaliczają – na koncie mają przecież całkiem udanego Mad Maksa, a i przy poprzednich częściach Just Cause dwukrotnie potwierdzili swoje umiejętności w tym zakresie. Kontynuacja serii zgodnie z zapowiedziami miała być większa i lepsza od wcześniejszych tytułów i choć częściowo obietnice te udało się zrealizować, pojawiło się kilka problemów, których nikt po takiej grze chyba się nie spodziewał.

Zaczynamy z pompą - strzelając z wyrzutni rakiet do odrzutowca... stojąc na dachu innego samolotu. - 2015-12-02
Zaczynamy z pompą - strzelając z wyrzutni rakiet do odrzutowca... stojąc na dachu innego samolotu.

Nazywam się Rodriguez, Rico Rodriguez

Zabawę rozpoczynamy wręcz tradycyjnie dla Just Cause – od totalnej rozwałki w prawdziwie szaleńczym stylu. Gdy emocje oraz dym po eksplozjach nieco opadną, dowiadujemy się, w co tym razem wpakował się Rico Rodriguez. Jako były już członek specjalnej komórki Agencji główny bohater wraca do Medici, które od lat niszczą dyktatorskie rządy niejakiego Di Ravello. Obalanie dyktatur to w końcu specjalność protagonisty, ale tym razem sprawa ma wymiar personalny, co zresztą twórcy usilnie próbują nam uzmysłowić niemal od pierwszych minut. I tutaj niestety polegli na całej linii. Seria Just Cause nigdy nie skupiała się na fabule i szaleństwem byłoby oczekiwać od „trójki” epickiej opowieści, ale to, co zaserwowano tym razem, woła po prostu o pomstę do nieba. Historia jest do bólu sztampowa, na dodatek wciskana nam na siłę praktycznie non stop. Twórcy zapowiadali wprawdzie, że tym razem prezentowanej w grze opowieści poświęcą nieco więcej czasu, ale nikt chyba nie spodziewał się tak licznych przerywników filmowych.

Takich pomników zdemolujemy jeszcze dziesiątki. - 2015-12-02
Takich pomników zdemolujemy jeszcze dziesiątki.

Te być może i dałoby się jakoś mimo wszystko przeboleć, gdyby nie kolejny strzał studia Avalanche we własną stopę – dialogi oraz voice acting. Od Just Cause nie oczekuje się duchowych przeżyć i poważnej atmosfery, a właśnie takową twórcy próbowali w grze uzyskać. Jak nietrudno się domyślić – z mizernym skutkiem. Rozmowy bohaterów nie tylko nagrano z udziałem prawdopodobnie najbardziej irytujących aktorów w historii gier wideo, ale i zrealizowano z „dramatycznym zacięciem”, które po prostu kompletnie do serii nie pasuje. Pojedyncze fragmenty, które są śmieszne, można policzyć na palcach jednej ręki, a i tak nie jest to zdecydowanie najwyższa półka. Gdyby nie poczucie obowiązku, pomijałbym absolutnie każdą cutscenkę, a głosy bohaterów najchętniej bym wyciszył – to była po prostu droga przez mękę.

Powietrzne ewolucje to jedna z większych zalet gry. - 2015-12-02
Powietrzne ewolucje to jedna z większych zalet gry.

Nareszcie jesteśmy wolni

Recenzja gry Just Cause 3 - efektowna demolka w cieniu licznych baboli - ilustracja #2

Ogromny świat oznacza oczywiście ogromne ilości znajdziek. Podczas zabawy możemy odszukiwać między innymi kasety Di Ravello, z nagrywanego na których pamiętnika dowiadujemy się, jak dyktator doszedł do władzy, a na mapie znajdziemy także choćby specjalne ołtarzyki, przy których upamiętniamy poległych rebeliantów.

Załóżmy jednak, że udało nam się przebrnąć przez kolejny dialog, wytrzymać do końca następnego filmowego przerywnika i wreszcie przeszliśmy do „mięsa”, czyli tego, co tygrysy w Just Cause lubią najbardziej – czystej akcji. Główna koncepcja rozgrywki nie uległa poważniejszym zmianom – dokładnie tak jak wcześniej wysadzamy po prostu wszystko wokół, delektując się chaosem i wszechobecnymi eksplozjami. Pod tym względem studio Avalanche spisało się absolutnie koncertowo. Świat gry podzielono na trzy główne wyspy i przynajmniej kilka osobnych regionów – wyzwalamy je, odbijając miasta, bazy oraz posterunki. Każda z placówek wymaga najpierw rozpętania odpowiednio dużej awantury i zniszczenia określonej liczby obiektów, ale pomimo pozornego podobieństwa niektórych miejsc nigdy nie mamy odczucia robienia tego samego. Biorąc pod uwagę, jak wiele miejscowości znajduje się w Medici, to naprawdę spore osiągnięcie, które docenia się jeszcze bardziej, gdy uzmysłowimy sobie, jak gigantyczny świat otrzymaliśmy w Just Cause 3.

Fajni faceci ZAWSZE patrzą na eksplozje. - 2015-12-02
Fajni faceci ZAWSZE patrzą na eksplozje.

Zapowiedzi o ogromnym, zróżnicowanym świecie zrealizowano w 100%. Mapa początkowo nie wydaje się aż tak wielka, ale gdy zaczynamy ją przemierzać, okazuje się, że dostanie się z jednego miejsca na drugie to niemal zawsze kwestia przynajmniej kilku minut. Albo i dłuższego czasu, jeśli zdecydujemy się nie korzystać z któregoś z licznych dostępnych pojazdów, a jedynie polegać na podręcznych gadżetach – lince, spadochronie oraz nowej zabawce, czyli wingsuicie. Na otwartych przestrzeniach każde z owych narzędzi sprawdza się doskonale i po paru minutach nauki śmigałem w przestworzach, podziwiając to, co działo się pode mną. Model poruszania się zrealizowano naprawdę fantastycznie i jest to na tyle satysfakcjonująca czynność, iż mając do przebycia dziesięć wirtualnych kilometrów, i tak zamiast za pomocą „szybkiej podróży” bądź odrzutowca wolałem dostać się na miejsce na własną rękę.

Zaczynają się problemy

Niestety, to, co tak świetnie sprawdza się w dużej otwartej przestrzeni, nie wypada już tak korzystnie, gdy otaczają nas budynki. I nie chodzi o kwestie samego sterowania, bo to działa poprawnie i można się do niego przyzwyczaić, ale o pracę kamery, która chwilami wypada poniżej wszelkiej krytyki. Dziwne przeskoki, ustawianie się pod nietypowym kątem i cała masa innych przypadłości sprawiają, że dotarcie w wybrane miejsce okazuje się chwilami szalenie uciążliwe. Niejednokrotnie zdarzało mi się znaleźć w sytuacji, kiedy kamera tak się spozycjonowała, że jedynym sposobem na dostanie się wyżej było odczepienie się od ściany, spadnięcie i rozpoczęcie od nowa. Biorąc pod uwagę, że gramy byłym super agentem, chyba nie do końca tak powinno to wyglądać. Słabą pracę kamery da się zdzierżyć, gdy wokół nas panuje spokój i mamy czas na kolejne próby, ale gdy zaczyna się walka... To już całkowicie inna historia.

Czołg kontra karabin - wynik jest już przesądzony na naszą korzyść. - 2015-12-02
Czołg kontra karabin - wynik jest już przesądzony na naszą korzyść.

Same potyczki zrealizowano w czysto rozrywkowym stylu i choć model strzelania jest zaledwie poprawny, na absolutną pochwałę zasługuje swoboda w sianiu chaosu w szeregach przeciwników. Korzystanie z karabinów i granatów to rzecz jasna najbardziej oczywista ścieżka, ale do dyspozycji mamy także szereg innych rozwiązań, w których ogranicza nas praktycznie tylko wyobraźnia. Jeśli wszystko idzie płynnie, spektakl zniszczeń rozpoczyna się niezwykle szybko i gdy jesteśmy w natarciu, Just Cause 3 pokazuje swe prawdziwe oblicze. Ponownie jednak muszę się do czegoś przyczepić – pomijając już wspomnianą kamerę, której nieporadność często doprowadza do śmierci, twórcy zdecydowali się na stosunkowo dziwny zabieg, występujący niekiedy także w poprzednich częściach. O co chodzi? Najwyraźniej siepacze Di Ravello to ścisła wojskowa elita – ci panowie rzadko kiedy pudłują. Nieważne, czy znajdujemy się wewnątrz jakiegoś budynku, czy też nie, salwy czołgów i tak nas dosięgną. Od jegomościa z shotgunem dzieli nas kilkadziesiąt metrów? Nic nie szkodzi i tak zarobimy kulkę. Przed celnym okiem snajperów również nie ma ucieczki, bez względu na to, jak szybko byśmy się nie poruszali. Zdobywanie niektórych placówek jest naprawdę trudne (i chwała twórcom za to), ale chwilami mamy po prostu poczucie, że ktoś nas tu lekko oszukuje – zwłaszcza że systemu chowania się za osłonami po prostu brak. Teleportujący się znikąd przeciwnicy o boskiej celności często doprowadzają do frustracji, a nie o to chyba w grach chodzi.

Medici prawie zawsze otwarte

Nasze szanse na sukces w walce możemy jednak nieco zwiększyć, stawiając na rozwój głównego bohatera. Modyfikacje ubioru, gadżetów i umiejętności odblokowujemy za pomocą specjalnych trybików, które zbieramy za wykonywanie zadań. Tych jest w świecie gry całe mnóstwo – niektóre polegają po prostu na klasycznym wyścigu z czasem, inne oferują trochę bardziej oryginalne wyzwania. Inwestowanie punktów w progresję Rico nie jest wprawdzie obowiązkowe i poradzimy sobie także bez modyfikacji, ale wszystkie zmiany okazują się przydatne i co najistotniejsze – poszerzają arsenał dostępnych zagrywek. Same zadania to także doskonała okazja, aby bliżej zapoznać się z poszczególnymi pojazdami – w poprzednich odsłonach cyklu często narzekano na tragiczny model sterowania i w Just Cause 3 rewolucji w tym zakresie także nie ma. Jest kilka wozów, które prowadzi się naprawdę znakomicie, ale trafiają się też istne koszmary – i to wśród maszyn, które teoretycznie powinny być najlepsze. Czasami warto się jednak przemóc, aby swobodnie popodziwiać widoki, jakie oferuje Medici – i to na nich teraz przez chwilę chciałbym się skupić.

Nie zabrakło także i przelotów nad ośnieżonymi szczytami. - 2015-12-02
Nie zabrakło także i przelotów nad ośnieżonymi szczytami.

Od strony wizualnej tytuł wypada bowiem fenomenalnie. Zarówno tekstury, jak i efekty nawet na prezentują się bardzo dobrze, a do tego świat gry w większości przypadków da się zdemolować. Następujące wówczas eksplozje to prawdopodobnie jedne z najlepszych i najbardziej efektownych wybuchów, jakie kiedykolwiek widziałem! Tu i ówdzie trafiają się dziwaczne glicze, ale szczęśliwie nie psują zabawy. Co do optymalizacji – nie chciałbym wydawać ostatecznych sądów, bo grę testowałem tylko na jednej konfiguracji, ale jedno jest pewne. Jeżeli zależy Wam na płynnej zabawie, nie obejdzie się bez mocnego peceta – na ekranie dzieje się chwilami naprawdę wiele i Just Cause 3 w najgorętszych momentach lubi sobie „chrupnąć”, czemu – biorąc pod uwagę, jak to wszystko wygląda – trudno się nawet dziwić. Z poczucia obowiązku wspomnę także o pojawiających się doniesieniach dotyczących problemów z płynnością w wersjach konsolowych, sam nie miałem jednak okazji tego sprawdzić.

Mapa jest ogromna, a wyzwolenie wszystkich miejscowości to zabawa na przynajmniej kilkadziesiąt godzin. - 2015-12-02
Mapa jest ogromna, a wyzwolenie wszystkich miejscowości to zabawa na przynajmniej kilkadziesiąt godzin.
Recenzja gry Just Cause 3 - efektowna demolka w cieniu licznych baboli - ilustracja #2

Na tle fatalnych aktorów podkładających głosy bohaterom wyróżnia się jedna postać – spiker oficjalnego, propagandowego radia Di Ravello. Wcielił się w niego świetny David Tennant (m.in. Doctor Who, Casanova), ale niestety słyszymy go bardzo rzadko. Okazję do popisania się swoimi umiejętnościami otrzymał jedynie w krótkich, dość zabawnych ogłoszeniach emitowanych po tym, gdy Rico wyzwoli którąś z miejscowości.

Przy temacie spowolnień i przestojów będąc, muszę nawiązać do jeszcze jednego, niespodziewanego problemu. A w zasadzie dwóch – ekranów ładowania oraz obowiązkowych funkcji sieciowych. Oba elementy potrafią zatrzymać zabawę na przynajmniej kilkanaście sekund, a w grze, w której liczy się przede wszystkim wartka akcja, takie rzeczy nie powinny być dopuszczalne. Zacznijmy od tej drugiej sprawy, czyli łączenia się z siecią. Just Cause 3, mimo że trybu multiplayer na razie nie posiada, stale podpina się do oficjalnych serwerów. Dzięki temu możemy porównywać nasze rekordy (np. w długości lotu) z tym, co osiągnęli inni gracze. W teorii to całkiem fajna opcja, ale w rzeczywistości wygląda to następująco – jeżeli gra choćby na sekundę straci połączenie, zostaje automatycznie zatrzymana i pozostaje w zawieszeniu aż do momentu ponownego zalogowania. Możemy oczywiście wybrać opcję zabawy offline, ale wówczas tytuł i tak co jakiś czas próbuje samodzielnie skontaktować się z serwerem. Jest to szalenie uciążliwe i zabija przyjemność z zabawy. Jedynym, co w moim przypadku zadziałało, było po prostu odłączenie kabla z internetem... ale trudno to nazwać idealnym rozwiązaniem.

W tym kraju tylko Rico może używać spadochronu! - 2015-12-02
W tym kraju tylko Rico może używać spadochronu!

Żadnej recepty nie udało mi się natomiast znaleźć na drugą ze wspomnianych spraw – ekrany ładowania. Te w moim przypadku nie były przesadnie długie (zazwyczaj trwały kilka, maksymalnie kilkanaście sekund), ale z uwagi na ich ilość wrażenie nudnego oczekiwania jest naprawdę silne. Ekran ładowania pojawia się przed podjęciem wyzwania, po wyzwaniu, przed cutscenką, po cutscence, po śmierci, przed początkiem misji, po zakończeniu misji i tak dalej, i tak dalej... Jest tego zatrważająco dużo, a gdy dorzuci się pauzy spowodowane brakiem łączności z serwerem, można odnieść wrażenie, że Just Cause 3 to po prostu gra turowa.

Gdyby nie tocząca się w kraju wojna, moglibyśmy rozstawić na pokładzie leżaki. - 2015-12-02
Gdyby nie tocząca się w kraju wojna, moglibyśmy rozstawić na pokładzie leżaki.

Chaos to nasz żywioł

W ostatecznym rozrachunku Just Cause 3 okazuje sie jednak produkcją niezłą. „Tylko” albo „aż”. Elementom sandboksowym nie jestem w stanie absolutnie nic zarzucić i próżno szukać na rynku tytułu, który oferuje tyle swobody i chaotycznej zabawy, przy jednocześnie olśniewających wizualiach. Z drugiej jednak strony doskonałą chwilami rozgrywkę prześladują liczne problemy natury technicznej, nie najlepiej zrealizowana walka oraz kiepska fabuła, wciskana graczom na siłę. Wszystkie te wady w pojedynkę nie są mocno znaczące, ale razem sprawiają, że podczas rozwałki co chwilę coś jest nie tak. Od trzeciego tytułu z bądź co bądź udanej serii można chyba wymagać trochę więcej.

Recenzja gry Just Cause 3 - efektowna demolka w cieniu licznych baboli
Recenzja gry Just Cause 3 - efektowna demolka w cieniu licznych baboli

Recenzja gry

Po niezłym Mad Maksie studio Avalanche wróciło do serii, która wyniosła je niemal na sam szczyt. Po pięciu latach przerwy ponownie wcielamy się w Rico Rodrigueza, aby w efektownym stylu obalić kolejną dyktaturę. Z jakim skutkiem?

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.