Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 listopada 2015, 09:01

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Rise of the Tomb Raider - pojedynek z Uncharted 4 będzie trudny - Strona 2

Lara Croft powraca. Po świetnym restarcie marki deweloperzy z Crystal Dynamics przygotowali przygodę na Syberii, gdzie młoda bohaterka poszukując źródeł nieśmiertelności musi stawić czoła zagrożeniu ze strony zakonu Trójcy.

Powracają znane z poprzedniej części obozowiska.

Niemniej trudno nie przyznać, że sama mechanika strzelania, skakania po platformach i wspinania się oparta jest na bardzo solidnych fundamentach. Gra się w to naprawdę dobrze. Kiedy akcja przyśpiesza, płynnie przechodzimy od likwidacji jednego przeciwnika do drugiego. Postać reaguje na działania gracza bardzo responsywnie. Już będąc w powietrzu, możemy wyraźnie skorygować kierunek skoku – dosłownie niczym w niektórych starych platformówkach. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim się to spodoba, tym bardziej że tego typu element nie występował w ogóle w dawnych Tomb Raiderach. Niemniej czasy się zmieniają – cała seria z penetracji starożytnych grobowców wyewoluowała w rasową strzelaninę i proponuje wiele ułatwień. Mnie osobiście to nie przeszkadza. Nie znaczy to, rzecz jasna, że grobowce zniknęły w ogóle. Przez całą kampanię stanowią jednak opcjonalną część przygody, a ich zwiedzanie i rozwiązywanie przygotowanych przez twórców zagadek zajmuje dosłownie chwilę. Trochę szkoda, bo po zaliczeniu wątku fabularnego chciałoby się nieco dłużej poprzebywać wśród zakurzonych sarkofagów.

Łuk i lina. Z tej kombinacji będziemy korzystać bardzo często.

Strzelania jest mnóstwo, ale w nowym Tomb Raiderze większy nacisk położono na aspekt przetrwania. Jeżeli chcemy rozwijać postać, ważne jest zbieranie różnych surowców. Strzały do łuku nie walają się już po okolicy i najczęściej trzeba wytworzyć je samemu, ogołacając małe drzewka z gałęzi i zbierając pióra z ptasich gniazd. Nie jest to specjalnie kłopotliwe, ale niewątpliwie w jakiś sposób wpływa na zmniejszenie tempa rozgrywki. Zbieramy trujące grzyby, pojemniki z łatwopalnym olejem, szmaty i całe mnóstwo innego śmiecia, którego jest zwyczajnie za dużo. Każda operacja związana z craftingiem pozwala jednak ulepszyć uzbrojenie, na które składają się po cztery rodzaje łuków, pistoletów, strzelb i karabinów maszynowych. Do tego dochodzą modyfikacje czekana i ubrania Lary.

Mroczne korytarze pełne są tajemniczych fresków.

Ponownie rozwijamy także umiejętności Croftówny, zwiększające jej skuteczność w walce, w wyszukiwaniu surowców czy absorbujące większą ilość trafień. Wszystkiego tego dokonujemy, tak jak poprzednio, w obozowiskach. Jako pewna nowość pojawiło się natomiast przyjmowanie prostych zleceń od tubylców. Niektóre polegają na odnalezieniu czegoś bądź zaniesieniu jakichś przedmiotów w inne miejsce, zestrzeleniu dronów patrolowych czy wyłapaniu kur i wrzuceniu ich do kurnika. Przez chwilę można się poczuć jak w którejś z odsłon serii The Legend of Zelda. Zawsze to jakieś urozmaicenie, które jednak bardzo negatywnie wpływa na tempo rozgrywki. Zwłaszcza że owe dodatkowe misje opłaca się wykonywać, bo dzięki temu możemy otrzymać jakiś przydatny przedmiot, normalnie dostępny w dalszej części kampanii, albo nabyć jakąś umiejętność. Te ostatnie, co warto jeszcze zauważyć, zyskujemy także, penetrując grobowce. Wszystko to ułatwia przejście gry, ale – jak już wspomniałem – sprawia, że cierpi na tym bardzo tzw. pacing.

Niektóre starożytne ruiny badała już wcześniej Armia Radziecka.

W pierwszym Tomb Raiderze poza kampanią mogliśmy pobawić się także w trybie multiplayer. Nie był on najwyższych lotów i nie zrobił furory wśród zwolenników tego typu zabawy. W RotTR z wieloosobowej rywalizacji zrezygnowano na szczęście w ogóle, zostawiając jedynie drabinki rankingowe, pozwalające porównać nasze wyniki punktowe osiągane w kampanii dla jednego gracza oraz w nowym trybie o nazwie „Wyprawa”. Przechodząc doń, możemy wybrać dowolnie ukończony wcześniej poziom lub grobowiec, elitarny stopień trudności zabawy, a na dodatek zmodyfikować ją specjalnymi zestawami kart, które kupujemy w pakietach za kredyty zdobyte w trakcie rozgrywki. Karty zawierają różne mutatory, wpływające na wiele czynników związanych z mechaniką, i mogą dawać pozytywne lub negatywne efekty. Dodając karty do Wyprawy, zmieniamy bonus punktowy. W ten właśnie sposób konkurujemy z innymi graczami. Szczerze powiem, że tego typu rozrywka niespecjalnie mnie wciągnęła, ale nie jestem jakimś wielkim fanem rywalizacji. Natomiast maniaków podkręcania wyników tryb ten może zaintrygować i skłonić do podejmowania prób bycia lepszym chociażby od znajomych z listy przyjaciół. Jeżeli należycie do tego typu osób, dzięki wielu wariantom modyfikacji zabawy zyskacie kolejne godziny dodatkowej satysfakcji z gry.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej