Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 3 listopada 2015, 13:51

autor: Luc

Recenzja gry Warhammer: The End Times - Vermintide - Left 4 Dead ze szczurami - Strona 2

Na papierze połączenie Left 4 Dead oraz uniwersum Warhammera wygląda absolutnie rewelacyjnie. Czy przeniesienie uwielbianej przez miliony kooperacyjnej formuły do świata pełnego Skavenów to przepis na murowany sukces?

Może tak bez zapowiedzi nie wypada, ale w Starym Świecie dobre maniery nie obowiązują.

Gdzie szczury zimują?

Określenie „niezła zabawa” będzie się zresztą w całej recenzji pojawiać dość często. Swoją cegiełkę dokłada do tego oczywiście struktura misji. Jest ich łącznie trzynaście i choć dominuje w nich prostota, a niektóre z motywów wyraźnie się powtarzają, muszę przyznać, że są one naprawdę angażujące. Zaczynamy zazwyczaj w punkcie A i wykonując pomniejsze zadania, musimy dotrzeć do punktu B, po drodze zostawiając za sobą morze martwych Skavenów. Schemat do bólu banalny, ale studio Fatshark zadbało o odpowiednie dawkowanie akcji, dzięki czemu rzadko kiedy kręcimy się w kółko bez żadnego celu. Nieustanne klikanie myszką może nie wszystkim przypaść do gustu, ale już każdy z pewnością doceni, że misje są naprawdę unikatowe. Raz nosimy worki ze zbożem, innym razem wysadzamy kryjówkę szczurzych najeźdźców, później błądzimy po wieży czarodzieja, a w końcu mierzymy się z liderem lokalnej bandy. W szerszej perspektywie wszystkie zadania sprowadzają się do tego samego, ale dzięki nietypowym lokacjom nie odczuwa się tego tak bardzo.

"Eee... książki? Mam je ciąć toporem czy jak?"

Misje pomimo przystępnej formuły mają jednak pewien dość poważny mankament, który wychodzi na jaw już po zaliczeniu głównego wątku i przejściu do nieuchronnego grindowania. Skoro zadania odpowiednio angażują, co nie do końca przypadło mi do gustu? Chodzi o coś, co nazywam „proporcjonalnością” – części z wyzwań daje się przy odrobinie wprawy sprostać w niezwykle krótkim czasie, inne będą ciągnąć się niemiłosiernie długo. Początkowo wszystkie zajmują po około 20–30 minut, ale w zgranym zespole można niektóre zaliczyć i o połowę szybciej... a to prowadzi do patologicznych sytuacji. Znalezienie wysokopoziomowej drużyny do misji innych niż te z najkrótszymi ścieżkami graniczy niemal z cudem, a bieganie w kółko po tych samych dwóch, trzech lokacjach potrafi w końcu zbrzydnąć, zwłaszcza że wszędzie obowiązuje identyczna taktyka. Może i dałoby się tego uniknąć, gdyby za trwającą dłużej misję otrzymywało się lepsze nagrody, ale niestety działa to całkowicie odwrotnie – do wymagających poświęcenia im więcej czasu zadań po prostu nie warto po pierwszym przejściu podchodzić.

Zazwyczaj nie widzimy kogo właśnie siekamy, ale nie ma to najmniejszego znaczenia.

Zazwyczaj nie ma nic za darmo

Recenzja gry Warhammer: The End Times - Vermintide - Left 4 Dead ze szczurami - ilustracja #4

Bardzo żałuję, że przy tak bezpośrednim kopiowaniu Left 4 Dead twórcy Warhammera: The End Times nie zdecydowali się na przeniesienie także tak zwanego AI Directora. To system, który w grze z zombiakami dynamicznie zmieniał mapę podczas gry, sprawiając, że żadna z rozgrywek nie była taka sama. W tym przypadku niekiedy w danym miejscu pojawiają się inni przeciwnicy lub swoją lokalizację zmieniają skrzynki z przedmiotami, ale ścieżki do kluczowych punktów są, niestety, zawsze identyczne. Zabrakło także trybu Versus!

Zanim jednak przejdę do systemu nagród, jeszcze krótko o poziomach trudności, bo to one w największej mierze wpływają na to, jaki ekwipunek otrzymujemy w przypadku zwycięstwa. Twórcy oddali do naszej dyspozycji łącznie pięć zróżnicowanych typów wyzwań, ale nawet na najniższym levelu pewne sekcje sprawiają poważny problem. Im wyższy poziom, tym więcej obrażeń otrzymujemy, a nasi przeciwnicy są znacznie bardziej wytrzymali i do zabicia najsłabszych z nich często potrzeba przynajmniej kilku ciosów. Niestety, wyższa trudność nie przekłada się na wyższą inteligencję. Oczywiście każdy, kto ma chociaż minimalne pojęcie o Starym Świecie, wie, że Skaveni nie należą do najbystrzejszych jegomościów, niemniej nieustanne bezmyślne bieganie przed siebie pozostawia pewien niesmak. Wystarczy po prostu ustawić się w dobrym miejscu całą grupą i w nieskończoność klikać myszką. Dobrze, że chociaż każdym orężem wymachuje się przyjemnie, ale gdyby ktoś dodatkowo próbował nas flankować, gra z pewnością by zyskała i nie wydawała się chwilami monotonna.

Witaj przyjemniaczku!

No dobrze, ale jak już ustaliliśmy – granie na wyższym poziomie po prostu się opłaca. Wszystko za sprawą zaimplementowanego systemu ekwipunku. Tak jak niemal wszystko inne w Warhammerze: The End Times do złudzenia przypomina to, co znamy z Left 4 Dead, tak akurat w tym aspekcie jest diametralnie inaczej. Po każdej ukończonej misji otrzymujemy punkty doświadczenia oraz „kostki” – rzucając nimi na specjalnym ekranie, możemy wylosować mniej lub bardziej potężny przedmiot. Jak nietrudno się domyślić, im wyższy poziom, tym większa szansa na otrzymanie czegoś wyjątkowego. Szczęściu możemy jednak dopomóc, zbierając na mapie bonusowe przedmioty, ale najważniejsze w tym systemie jest to, że przez cały czas mocno motywuje do ponownego wykonywania zadań. Występuje tu sporo losowości, co czasem prowadzi do dużych rozczarowań, jednak w ogólnym rozrachunku czujemy się odpowiednio nagradzani za nasze wysiłki i chcemy wracać po więcej. Nawet jeżeli szczęście nam nie sprzyja, możemy samodzielnie wykuwać lub ulepszać przedmioty w kuźni – crafting jest prosty, ale uczciwy i pozwala zdobyć dobry sprzęt, nawet na niższych poziomach.