Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 3 września 2015, 14:58

Recenzja gry Act of Aggression - klasyczny RTS wyraźnie słabszy od Act of War - Strona 3

Act of Aggression to z jednej strony dość udana próba powrotu do oldskulowych RTS-ów w stylu gry Command & Conquer. Z drugiej – to duchowy następca liczącego sobie 10 lat Act of War i tu akurat poprzednik wypada znacznie lepiej.

Choć akcja toczy się w niedalekiej przyszłości, to w projektach jednostek odnajdziemy większość obecnie używanego realnego sprzętu. W powietrzu latają raptory, bombowce B2, śmigłowce to kopie helikopterów Apache, Mi-24 czy Tiger, a US Army sieje postrach czołgami Abrams. Ogółem do dyspozycji mamy ponad 70 rodzajów maszyn, a niektóre z nich możemy jeszcze dodatkowo ulepszać i wyposażać w bardziej specjalistyczny sprzęt, jak rakiety przeciwlotnicze czy przeciwpancerne. Z jednej strony to niewątpliwy plus gry, z drugiej – niekiedy tak duża liczba powoduje spory chaos na polu walki, zwłaszcza że często nie ma czasu ani możliwości, by odróżnić, które samochody Hummvee mają granatnik Mk.19, a które pociski TOW-2. Trochę brakuje możliwości ustawiania oddziałów w wybranym szyku, ale da się za to łączyć jednostki w grupy. Co ciekawe – ta bardzo przydatna opcja nie została w ogóle zaprezentowana podczas początkowych misji fabularnych, pełniących rolę swoistego samouczka. Oprócz szeregu lekko oraz ciężko opancerzonych i uzbrojonych jednostek każda frakcja dysponuje też indywidualną dla siebie bronią masowej zagłady, np. US Army posiada balistyczne pociski nuklearne, a zaawansowany technologicznie Cartel zsyła zabójcze promienie z urządzeń umieszczonych na orbicie Ziemi (znów kłania się Command & Conquer). Dostęp do owej broni (oraz do środków przechwytujących podobny atak przeciwnika) zyskamy, osiągając najwyższy poziom gotowości bojowej, i trzeba przyznać, że końcowy atak na bazę wroga zmasowanym deszczem atomowych głowic jest dobrze zobrazowany graficznie i sprawia sporo frajdy!

Użycie broni ostatecznej pozostawia krajobraz zniszczenia i spory uśmiech na twarzy.

Całą kwintesencję RTS-a Act of Aggression, czyli możliwość wykorzystania najróżniejszych strategii (np. solidna ekonomia i silna baza lub częste uderzanie mobilnymi oddziałami w złoża surowców i banki przeciwnika), przydatność poszczególnych jednostek, korzyści z ich ulepszania – wszystko to najlepiej poznajemy nie podczas kampanii, a w trakcie potyczek skirmish, a także w trybie wieloosobowym, który przy tak słabej kampanii singlowej wydaje się być główną atrakcją Act of Aggression. Z innymi graczami zmierzymy się na dwudziestu specjalnie przygotowanych arenach – zarówno w multi, jak i w potyczce mamy kontrolę nad takimi rzeczami jak czas rozgrywki, obecność broni masowego rażenia, dostępność wszystkich frakcji czy miejsce startu. Maksymalnie ośmiu graczy może łączyć się w zespoły i grać np. 4 przeciw 4, 2 kontra 2 kontra 2, 3 na 3, jak również rywalizować na serwerach rankingowych w klasycznych meczach 1 na 1 lub 2 na 2. Autorzy już w trakcie testów wersji beta organizowali m.in. turniej „King of the Hill”, a kontrolę nad takimi wydarzeniami ułatwia obecny w grze system zapisu powtórek meczów i opcja bycia widzem.

Końcowa ocena Act of Aggression nie jest prostą sprawą. Z jednej strony mamy mizerną kampanię fabularną, która do pięt nie dorasta poprzedniej sprzed, bagatela, 10 lat, i grę, która nie zachwyca oprawą czy klimatem. Z drugiej – jeśli oczekujemy tylko rasowego RTS-a w starym, dobrym stylu, rozwijania bazy i armii, z ciekawym urozmaiceniem, jakim są jeńcy oraz banki – to gra powinna nas zadowolić. Nota odzwierciedla zatem oba punkty widzenia. Każdy, kto oczekuje solidnej, wciągającej historii na miarę Red Alerta, mocno się zawiedzie, ale z drugiej strony – jeśli uwielbiamy godzinami dyskutować o tym, czy czołgi nie są czasem zbyt mocarne, a piechota za słaba, i analizować różne drogi do zwycięstwa – śmiało można dodać do oceny dwa oczka. Moim zdaniem autorzy trochę zbyt dosłownie potraktowali tytuły obu gier – w prawdziwym świecie polityki to przecież zwykle po akcie agresji następuje wojna – Act of War. Gdyby to właśnie ta gra, ze swoją filmową fabułą i bitwami morskimi, była następcą Act of Aggression – moje wrażenia byłyby zupełnie inne.

Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej