Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 sierpnia 2015, 19:07

autor: Maciej Żulpo

Recenzja gry Shadowrun: Hong Kong - hardkorowe RPG doczekało się poprawek - Strona 4

Studio Harebrained Schemes najwyraźniej wysłuchało sugestii fanów, bo gra Shadowrun: Hong Kong prezentuje wyraźnie wyższy poziom niż Shadowrun Returns. Nie jest to jeszcze ideał, ale krok w dobrym kierunku niewątpliwie został zrobiony.

Miłym zaskoczeniem okazało się też wskoczenie w skórę deckera i uzyskanie dostępu do Matrixa – sekwencje rozgrywane w cybernetycznym „świecie w świecie” zostały całkowicie przebudowane i stanowią połączenie elementów zręcznościowych z równie zręcznościowymi minigierkami, czasem tylko wymagając użycia środków przymusu bezpośredniego. Zapomnijcie więc o zdigitalizowanych rozróbach – dostęp do newralgicznych danych możecie teraz uzyskać po zwykłym, acz wymagającym nieco cierpliwości, ominięciu patroli Watcherów i złamaniu zabezpieczeń, wpisując w odpowiedniej kolejności właściwy kod lub odgadując ciąg symboli. Rzecz jasna nic nie stoi na przeszkodzie bezpośredniej konfrontacji (będącej zresztą niewielkim wyzwaniem), wówczas jednak przygotujcie się na szybkie przeładowanie systemu zwiększające znacznie poziom trudności. Zmiana Matrixa jest ponadto jedyną zmianą absolutną – żaden inny element rozgrywki znany z Shadowrun Returns nie uległ w Hong Kongu tak znacznemu (i przy okazji trafnemu) „przeprogramowaniu”.

Walki ze zdigitalizowanymi przeciwnikami nie stanowią dłużej lwiej części jackingu. Zamiast siedzieć za osłonami — szybujemy za plecami wrogów.

Ładniejsze szaty cesarza

Wśród widocznych gołym okiem pomniejszych zmian pierwsze skrzypce gra grafika – ulepszona oprawa wizualna nie trąci myszką i znakomicie podkreśla skrupulatnie zaprojektowane, różnorodne, pełne detali lokacje, zgodnie z zamysłem artystycznym uwydatniające atmosferę. Poszczególne miejscówki, choć zamknięte, zyskały ponadto trochę dodatkowej przestrzeni i przestały sprawiać klaustrofobiczne wrażenie. Pobawiono się barwami – wszechobecne na ulicach Hongkongu neony dobrze współgrają ze stonowanym na ogół otoczeniem, a pojawiające się tu i ówdzie dwuwymiarowe tła stale przypominają, że mamy do czynienia z grą próbującą pogodzić klasykę ze współczesnością. Obojętnie nie można też przejść obok implementacji anty-aliasingu oraz postprocessingu – opcji świetnie maskujących drobne niedoskonałości i sprawiających, że ogólna jakość oprawy spełnia współczesne standardy (przynajmniej te, których wymagać można od tytułów przedstawianych w rzucie izometrycznym).

Skupiony na celu Duncan Wu wystrzeli w stronę przeciwnika ostatnią kulę, po czym zniknie z naszej pamięci.

Elementy graficzne jak klocki budują klimat najnowszej produkcji HBS, klimat podsycany nastrojowym soundtrackiem dopasowującym się do wydarzeń na ekranie. Obok doprawionych orientalnymi wpływami elektroniczno-ambientowych rytmów towarzyszą im migające od czasu do czasu rysunkowe namiastki cutscenek. Jedyną przeszkodę w odbiorze tego wypełnionego przede wszystkim tekstem uniwersum stanowić może brak polskiej wersji językowej, o którym jednak wspominam wyłącznie z dziennikarskiego obowiązku – nikt nawet przez chwilę nie zapowiadał lokalizacji. A szkoda, bo grono odbiorców zostaje w rezultacie nieco zawężone.

Nawet po przyjrzeniu się nie można grafice odmówić uroku.

Zobaczyć Hongkong i wrócić

Shadowrun: Hong Kong nazwałbym ostatecznym szlifem – produkcją nieposiadającą nieprawdopodobnej skali, ale wykonaną z godnym szacunku rozmachem i bijącą zewsząd ambicją wykorzystaną do stworzenia czegoś więcej. Hong Kong wziął z poprzedniej gry to, co dobre, ulepszył to, co przyzwoite, a na koniec dorzucił coś nowego. I choć nie ustrzegł się kilku błędów przeszłości, przynajmniej potrafi sprawić wrażenie, iż należą do shadowrunowego dziedzictwa.

W czasach, kiedy popularność klasycznych gier RPG (mimo umiarkowanych sukcesów Pillars of Eternity czy Wastelanda 2) maleje wykładniczo, Shadowrun zachęca do powrotu, oferując solidne, treściwe doświadczenie wprawnie łączące soczyste elementy erpegów z dynamiczną akcją. Niektórzy trzecią odsłonę serii nazwą zapewne większym rozszerzeniem, DLC na sterydach. Być może z podobnego założenia wyszli również twórcy, co przełożyło się na zachęcająco niską cenę. Hong Kongowi warto dać szansę – rozczarowanie jest co najmniej mało prawdopodobne, pozytywne zaskoczenie natomiast – bardzo możliwe.

Maciej Żulpo | GRYOnline.pl