Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 18 lipca 2015, 10:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Victor Vran - wampirzy klon Diablo daje radę - Strona 3

Victor Vran to kolejna propozycja z gatunku action RPG wzorowana na nieśmiertelnym Diablo i jego konkurentach. Gra o zacięciu zdecydowanie zręcznościowym, niestroniąca od nieszablonowych rozwiązań, ale z całkowicie szablonową fabułą.

Jedna z "barwniejszych" lokacji.

Victor Vran zdecydowanie wybija się ponad przeciętność w kwestii rodzajów i prezentacji wrogów. Po pierwsze, jest ich naprawdę sporo. Kilka typów szkieletów, wampirów, gargulców, esencji żywiołów i mnóstwo pajęczaków (jeżeli ktoś ma arachnofobię, niech omija tę grę z daleka – piszę zupełnie serio) jest w stanie naprawdę napsuć krwi, aby chronić sprawcę całego zamieszania. Do tego wszystkiego dochodzą demony. Część z potworów posiada jakby dwie fazy zachowania, przybierając po otrzymaniu odpowiedniej liczby ciosów inną formę lub zmieniając rodzaj ataku. Nie chcę twierdzić, że do zabawy wkradł się jakiś dodatkowy element taktyczny, ale faktem jest, że kolejność atakowania w dużej mierze powinna zależeć od napotkanego towarzystwa.

Jeden z demonicznych ataków bohatera, tu jednak używany przez przeciwników.

Po drugie niezmiernie podobają mi się animacje przeciwników. Również głównego bohatera – może z wyjątkiem samego biegu, który wydaje się trochę sztywny. Animacje są za to płynne i cieszą oko urozmaiceniem. Nie wszystkie jednak okazują się idealne. Zupełnie nie rozumiem, jak przy takim dopracowaniu szczegółów można puścić babola w postaci ataku dystansowego skierowanego w inną stronę niż brany zamach. Przodują w tym wielkie szkielety rzucające wykopanymi z ziemi mniejszymi trupkami.

Po trzecie w końcu, starcia z bossami. Może nie przesadnie zróżnicowane, ale na pewno widowiskowe. Oczywiście jak na tego typu grę. Ale wierzcie mi, że kiedy staniecie na wielkiej arenie oko w oko z olbrzymim pająkiem otoczonym dziesiątkami mniejszych, które notabene też trzeba wyciąć w pień, na jakiś czas to zdarzenie zapamiętacie.

Spowolnienie czasu daje mocno w kość w trakcie starć.

Wspomniałem wcześniej o replayability, które w przypadku prawdziwych łowców może przybrać formę obsesji. A to za sprawą wyzwań, jakimi opatrzony jest każdy poziom, który odwiedzamy. Wyzwaniem, za które otrzymujemy loot, pieniądze i punkty doświadczenia, może być odnalezienie wszystkich sekretów, wybicie danej liczby wrogów konkretnego typu w czasie krótszym niż wymagany w opisie, zabicie jakiegoś bossa bez używania potionów leczących (są także różne granaty, które wstawiamy w slot buteleczki ze zdrowiem, ale nie o nie tu chodzi) czy też korzystanie z konkretnego oręża w czasie walki. Wyzwań jest ponad dwieście – im dalej w las, tym są one trudniejsze, więc jest nad czym się zastanawiać. Do tego dochodzi coś, co twórcy nazwali hexami, a my określimy je sobie mianem „mutatorów”. Są to utrudniacze właściwej rozgrywki. Aktywując jeden lub więcej hexów, sprawiamy, że potwory robią się potężniejsze, zwiększają swój status, stając się czempionami, czy bohaterowi nieustannie odejmowane są punkty życia.

Powtarzam, boisz się pająków, nie graj w Victora Vrana.

Łatwiej może być w przypadku zabawy w kooperacji, bo i taką bułgarskie dzieło zapewnia, i jest to niewątpliwy atut tej produkcji. O jakości rozgrywki decydują już zwykle czynniki „pozagrowe”, jak znajomość drugiej osoby czy mikrofon (lub wbudowany czat, o ile ktoś lubi pisać w trakcie szybkiego starcia wypełniającego cały ekran), ale ja bawiłem się nieźle i co najważniejsze, bez żadnych problemów. Victor Vran na obecnym etapie w ogóle działa bardzo przyzwoicie i stabilnie. Grze okazjonalnie zdarza się słabszy framerate, ale dotyczy to jedynie kilku lokacji lub jej fragmentów. Miejmy nadzieję, że zostanie to poprawione w patchach. Przy najwyższych ustawieniach na karcie grafiki GeForce GTX 970 przez zdecydowaną większość czasu było spokojne sześćdziesiąt klatek na sekundę.

Trochę szkoda, że cieniem na te wszystkie ochy i achy kładzie się niezbyt ciekawy projekt świata. Z niewielkim wyjątkiem przeczesywane przez nas lokacje zalatują pod względem projektów naftaliną. Ulice bez wyjątku przecinają się pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, korytarze w podziemiach takoż, budowle są zupełnie pozbawione wyrazu, a wnętrza budynków tak nieciekawe, że nic o nich nie potrafię powiedzieć. A przecież generalnie jest to nawet całkiem ładna pozycja. Uważam jednak, że twórcom nie udało się uchwycić odpowiedniego klimatu. Grozy nie ma. Jakoś tak ponuro wokół, ale bez odpowiedniego szlifu, smutno i bezbarwnie w sensie braku właściwych pomysłów. I trochę za sterylnie jak na mój gust.

W chaosie walki czasem trudno dostrzec własną postać.

Kilkanaście godzin dobrej zabawy w kampanii i być może dziesiątki w multiplayerze czynią z Victora Vrana niezwykle interesującą propozycję na lato. Sztampowa fabuła i kilka drobiazgów nie są w stanie zatrzeć przyjemnych doznań płynących z dynamicznych starć z potworami i interesującej mechaniki, jaką możemy „opisać” postać głównego bohatera. Gra Bułgarów ma odpowiednio wysoki tzw. „fun factor”, choć wybitnym designem nie grzeszy. Mimo to za tę cenę, w jakiej jest w Polsce oferowana, absolutnie nie ma co narzekać i warto samemu się przekonać, o co w całym tekście tyle bicia piany.

Przemysław Zamęcki | GRYOnline.pl

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej