Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 października 2002, 10:36

autor: Piotr Szczerbowski

Battlefield 1942 - recenzja gry - Strona 2

Battlefield 1942 to próba przeniesienia realiów II wojny światowej na ekrany naszych monitorów. I bez dwóch zdań próba niezwykle udana...

Sam wojak niewiele zdziała na polu bitwy, szczególnie, jeśli nie będzie odpowiednio przygotowany do walki. Wyskoczenie z karabinem snajperskim na czołg (pamiętacie zapewne Broniewskiego: Szli z bagnetem na czołgi żelazne, ale przeszły, zdeptały na miazgę...) można śmiało porównać z rzucaniem się „z motyką na słońce”, podobnie zresztą można traktować walkę z piechurem uzbrojonym w karabin maszynowy mając do dyspozycji tylko bazooki. Do wspomnianych trzech klas dostępnych postaci dochodzą jeszcze dwie – inżynier potrafiący podkładać miny i medyk, leczący rannych kompanów. Standardowa drużyna, spotykana już chociażby we wspomnianych powyżej tytułach, będzie tutaj wspomagana całym arsenałem środków rażenia II wojny światowej. Można jeździć szybkim, acz w ogóle nieopancerzonym jeepem, średnio lub silnie chronionym przez pancerz czołgiem, lekkim pojazdem transportowym, latać samolotem myśliwskim lub w niektórych bitwach – wielkim bombowcem, pływać niszczycielem, lotniskowcem, operować działami wielkiego, średniego i małego kalibru, zarówno przeciwpancernymi – jak i przeciwlotniczymi. Nikt więc nie powie, że nie będzie mógł czuć się jak na prawdziwej wojnie.

Weźmy teraz pod lupę postać inżyniera i prześledźmy jego losy. Otóż nasz delikwent, po rozłożeniu min na drodze, którą poruszają się nieprzyjacielskie jednostki, wsiada do samolotu. Odpala silnik, chwilę potem wzbija się w powietrze, po czym kieruje dziób maszyny w stronę nadjeżdżającej kolumny wrogich pojazdów, zrzucając gdzieś po drodze śmiercionośną bombę. Podczas gdy niedobitki skończą swój żywot na rozstawionych przed chwilą minach, nasz dzielny bohater wyskoczy z uszkodzonego przez ostrzał przeciwlotniczy bombowca i opadnie spokojnie w okolicę punktu kontrolnego, który to właśnie punkt należy przejąć i utrzymać przy pomocy stacjonujących w sąsiedztwie jednostek. Nasz delikwent wsiądzie teraz do lekkiego czołgu, gdyż ciężki wymaga niestety dwóch osób do obsługi, a w okolicy nie ma żywej duszy. Z okrzykiem na ustach wyrusza z kolei w stronę wrogiego punktu kontrolnego, bronionego przez piechotę przeciwpancerną oraz jeden ciężki czołg. W tym momencie jego los jest już przesądzony – mimo ciągłego manewrowania na boki i kilkudziesięciosekundowej wymiany ognia, zostanie zmiażdżony przez liczniejszych oponentów. Co się stanie potem?

Otóż włączy się mapa pola bitwy, gdzie gracz będzie mógł wybrać jeden ze zdobytych punktów kontrolnych i po odczekaniu kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu – zależnie od postępów – sekund kontynuować anihilację przeciwnika z tą samą, lub zmienioną podczas chwili odpoczynku profesją. I tak bynajmniej nie w nieskończoność. Ilość „respawnów”, czyli powrotów z „zaświatów” jest z góry ograniczona i co najważniejsze – tyczy się całej grupy walczących ze sobą stron – Aliantów a także Niemców. Dlatego tak ważne jest tu współdziałanie z pozostałymi członkami zespołu, gdyż w pojedynkę wiele w BF1942 nie zdziałasz. Brak współpracy w drużynie powoduje utratę wszystkich możliwości respawnów i w konsekwencji przegraną w bitwie.