Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 maja 2015, 12:56

Recenzja gry Hatred - kontrowersyjny Postal znad Wisły jest niezły, choć nie bezbłędny - Strona 2

Hatred – brutalna izometryczna strzelanka rodem z Gliwic – w aurze kontrowersji debiutuje na rynku. Zobaczcie, czy pod grubą warstwą krwi kryje się gra, która pozostanie w pamięci nie tylko obrońców moralności, ale również graczy.

Powyższy obrazek być może przeczy temu, co napisałem w poprzednim akapicie, ale wierzcie mi - doprowadzenie pola walki do takiego stanu poprzedziło kilkanaście minut ostrożnej wymiany ognia.

Nie oznacza to jednak, że starcia w Hatred są ślamazarne. Na otwartej przestrzeni przeciwnicy zwykle potrafią zachodzić protagonistę z różnych stron, więc trzeba regularnie umykać w przewrotach przed obławą i szukać sobie bezpiecznych pozycji do oddania strzału. Do mobilności zachęca także system odnawiania żywotności postaci, będący jedną z najbardziej oryginalnych i kontrowersyjnych części gry. Nie ma tu ani automatycznej regeneracji zdrowia, ani klasycznych apteczek – jedynym sposobem na uzdrawianie antybohatera jest… dobijanie konających NPC poprzez wykonywanie na nich brutalnych egzekucji. Prowadzi to do sytuacji, gdy staramy się oszczędnie częstować kulami przeciwników (by nie wyzionęli od razu ducha) albo bronić się przed wrogami w miejscach, gdzie mamy pod ręką jak najwięcej cywilów, mogących w każdej chwili posłużyć jako „żywa apteczka”.

W ogólnym rozrachunku system walki wypada bardzo korzystnie. Starcia są wymagające i dostarczają sporo satysfakcji, a dość bogaty zasób ruchów protagonisty (obejmujący nawet wymierzanie kopniaków) i parę ciekawych rozwiązań – z opisaną wyżej metodą odnawiania życia na czele – sprawiają, że wymiany ognia nie nudzą się prawie do samego końca „przygody”. Spora w tym zasługa także silnika Unreal Engine 4, gwarantującego grze środowisko, które jest podatne na zniszczenia i zachowuje się zgodnie z prawidłami fizyki. Granaty rozrzucają sprzęty i rozrywają ściany na kawałki, kule szatkują osłony, czyniąc je stopniowo bezużytecznymi – pod względem destrukcji otoczenia Hatred może śmiało stawać w szranki z serią Battlefield. Nierzadko strzelałem w wybuchające beczki tylko po to, by zobaczyć, jak kompleks małych pomieszczeń staje się otwartą przestrzenią, zasypaną gruzami i trawioną przez płomienie.

Sceneria może wyglądać jak po wybuchu bomby, a tutaj padły tylko dwa granaty...

Piaskownica psychopaty

Wracając jeszcze do kwestii poziomu trudności – do lekkomyślnego szarżowania na wrogów zniechęca też system zapisu stanu gry w obrębie misji… a raczej jego brak. Śmierć oznacza na ogół konieczność powtarzania całego poziomu, te zaś przechodzi się przeciętnie przez kilkadziesiąt minut, więc na dłuższą metę zaczynanie etapów od początku może stać się frustrujące. Na szczęście mamy szansę zyskać tzw. punkty odrodzenia, realizując różne cele dodatkowe. Pozwalają one wrócić do życia w odległym zakątku lokacji bez resetowania dotychczasowego postępu w wykonywaniu zadań. I tutaj docieramy do jeszcze jednej ciekawej cechy Hatredwiększość misji rozgrywa się na sporych mapach o otwartej strukturze. W wielu wypadkach gra stawia przed nami cel ogólny w rodzaju „Zabij 60 cywilów”, pozostawiając nam pełną dowolność co do metod jego realizacji. Na radarze pojawiają się tylko ikonki symbolizujące miejsca, do których warto się przejść – znajdujemy tam właśnie zadania dodatkowe nagradzane punktami odrodzenia.

Recenzja gry Hatred - kontrowersyjny Postal znad Wisły jest niezły, choć nie bezbłędny - ilustracja #4

Mimo ciężkiej atmosfery, twórcy przemycili do gry kilka elementów, które nieco burzą poważny obraz ich dzieła. Dotyczy to zwłaszcza osiągnięć na Steamie, noszących nazwy takie jak „Bay byłby dumny” (za wywoływanie eksplozji) czy „Otwieracz do puszek” (za zabijanie funkcjonariuszy z oddziału SWAT). Również lista płac kryje nutkę czarnego humoru – deweloper wielkimi literami oznajmia, że nie dziękuje nikomu i każe wszystkim „terefere”, nie licząc „Lorda Gabena”, fanów i wszystkich, którzy pomogli stworzyć Hatred. Ponadto w menu konfiguracji przygotowano specjalną opcję dla graczy zasiadających do komputera w stanie nietrzeźwości.

Niestety, celom tym brakuje różnorodności – w większości wypadków mamy po prostu wybić ludzi przebywających w określonym punkcie (np. hipsterów obecnych na premierze „A-Phone’a” w telefonicznym salonie sprzedaży albo myśliwych w lesie). Na szczęście przed monotonią ratuje zróżnicowanie kolejnych poziomów – śmierć i zniszczenie siejemy nie tylko w miasteczkach, ale także m.in. w kanałach, na pokładzie pociągu i w bazie wojskowej. Co ciekawe, niektóre mapy są na tyle rozległe, że możemy nawet przemieszczać się po nich samochodami – gdy wsiadamy za ich kierownicę, rozgrywka zaczyna nieco przypominać pierwsze odsłony serii Grand Theft Auto. Wielkość zwiedzanych obszarów powoduje również, że niekiedy idzie się na nich zgubić – przydałaby się implementacja mapy.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej