Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 marca 2015, 15:07

autor: Szymon Liebert

Recenzja gry Bloodborne - From Software dobre gry ma we krwi - Strona 3

Przywdziewajcie cylindry i płaszcze, ostrzcie ząbki na krwistą rozgrywkę. Bloodborne to kolejna fantastyczna produkcja studia From Software, które po sukcesach Demon’s i Dark Souls zachowało zimną krew i stworzyło piękną grę.

O tym panu nie można powiedzieć, żeby miał węża w kieszeni. Ma go na głowie.

From Software pokusiło się o kilka zmian w dotychczasowej formule. Po pierwsze – tropiciel nie może korzystać z wynalazku w stylu „butelek estusa” (butelki z życiem, które dostajemy z automatu). To znaczy, że trzeba zbierać lub kupować lecznicze fiolki z krwią (kłania się Demon’s Souls). Tych początkowo da się nosić przy sobie maksymalnie dwadzieścia, a później o kilka sztuk więcej. Po drugie, nie można siąść przy ognisku, by zresetować rozstawienie przeciwników (chyba że użyjemy specjalnego przedmiotu). Trzeba się teleportować do kwatery i z powrotem – co okazuje się o tyle problematyczne, że ekrany wczytywania są niemiłosiernie długie. To zdecydowanie największy problem Bloodborne’a.

W grze nie brakuje tak charakterystycznych dla poprzednich dzieł studia niejasnych zadań fabularnych. Tym razem From Software stawia nas w obliczu wyborów, które mogą wpłynąć na czyjeś życie – np. w początkowej fazie spotykamy dwie postacie: właścicielkę kliniki i opiekunkę świątyni, które proszą, by wysyłać do nich napotykanych ocalałych. Chyba nie trzeba mówić, że prowadzi to do zaskakujących sytuacji i odkryć. Nie ufajcie nikomu, naprawdę nikomu.

Przydałaby się tu kontrola sanitarna.

Sam powrót do konieczności farmienia jest odbierany różnie – także jako coś, co zaburza rytm zmagania się z trudnymi bossami. Rzeczywiście bywa tak, że wypstrykamy się z fiolek i zamiast kontynuować próby pokonania przeciwnika, musimy udać się po miksturki. Jako tropiciel mamy więc nieco dodatkowej roboty, ale mnie pasowało to do koncepcji. From Software równoważy sprawę tym, że przedmiotów wypada sporo, a niektóre typy przeciwników zostawiają nawet po kilka fiolek. Często ci wrogowie występują na drodze do bossa, więc można niejako nadrobić braki w locie (nadmiar zbieranego sprzętu jest automatycznie odsyłany do kwatery!). W Demon’s Souls spędziłem wiele czasu na zbieraniu ziół, tutaj pozyskuje się je mimochodem.

Smaganie wrogów płonącym biczem? O tak…

Wiktoriańscy gadżeciarze

Kiedy pierwszy raz rozłożyłem wybraną przez siebie broń tropiciela – laskę przeistaczającą się w metalowy bicz – poczułem dziką radość. Ten chrzęst pracującego mechanizmu, ten ruch postaci! From Software zadbało, by główna nowość w grze, czyli właśnie broń, która posiada dwa tryby pracy, była jak najbardziej satysfakcjonująca w użyciu. Mówiąc wprost, to gadżety dla nerdów – z czystej ciekawości sprawdza się ich działanie. Zawarcie dwóch typów broni w jednym modelu skutkuje dwoma efektami: sprzętu jest mniej, ale z drugiej strony mamy pod ręką więcej możliwości ataku. Ataku, a nie defensywy, bo gra stanowi wyzwanie dla osób kryjących się za tarczą. Początkowo ten fakt mnie męczył, ale gdy przywykłem do systemu rozgrywki, doceniłem cały zamysł. Można wręcz powiedzieć, że Bloodborne uczy na nowo fanów Soulsów, jak grać w Soulsy, a w razie wątpliwości kpi ze zszokowanego delikwenta w jawne oczy. Jak inaczej nazwać fakt, że pierwsza tarcza, jaką znajdujemy, jest wykonana z drewna?

Tropiciel nigdy nie jest sam.

Jedną ze specjalnych umiejętności tropiciela stanowi zdolność wytwarzania z własnej krwi kul do pistoletu. Kosztem części życia zyskujemy parę pocisków, które można wykorzystać w dowolnym celu.

W Bloodbornie zrezygnowano z niektórych statystyk, udźwigu i ciężkich pancerzy. Zamiast tego przywdziewamy dowolny płaszcz i tańczymy pomiędzy przeciwnikami. Namierzając oponenta, zamieniamy typowy przewrót na szybkie kroki w bok – kosztują one bardzo mało punktów wytrzymałości. Dzięki temu możemy wykonać z 3–4 uniki, uderzyć, a potem jeszcze odskoczyć. Świetne wrażenie. Wspomnieć należy o tradycyjnych atakach specjalnych, np. naskoku z góry, ataku ładowanym i sekwencjach, w których rozkładamy broń w trakcie ataku. Nie zawsze się przydają, ale są i działają – ponownie sprawiając wielką radochę. Jest jeszcze broń palna, która służy głównie do „ripostowania” – strzelając do wroga tuż przed jego uderzeniem, możemy wytrącić go z równowagi, by zadać potężny cios.