Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 marca 2015, 15:56

autor: Luc

Recenzja gry Battlefield Hardline - wrażenia z kampanii dla jednego gracza - Strona 2

Odejście od wojskowej stylistyki na rzecz policyjnych starć to odważne posunięcie. Pierwszy test tego, czy nowa formuła z Battlefield Hardline ma szansę się sprawdzić, już za nami. Kampania to jednak jedynie rozgrzewka przed multiplayerem.

Ręce do góry i na ziemię

No dobrze, sam scenariusz wypada więc nie najgorzej, a jak jest z konstrukcją kampanii? Odcinkowa formuła sprawdza się przyzwoicie, ale nie można pominąć mechaniki, na jaką zdecydowali się w tym przypadku twórcy. Mamy oczywiście możliwość aresztowania przeciwników. Sam pomysł z sięganiem po odznakę jest jak najbardziej trafiony i dodaje całości smaczku, jednak zrealizowano go w dość dziwaczny sposób. Aby zachować pozory i dokonać udanego zatrzymania, Nick do bandytów musi się zakradać. Większość rozgrywki spędzamy więc w pozycji kucznej, zachodząc przestępców od tyłu... tylko po to, by chwilę później wydrzeć się na całe gardło: „Stać, ręce do góry!”. Absurd sytuacji pogłębia fakt, że jeżeli kompan bandziora stoi 2 metry dalej i tak kompletnie to zignoruje. Zakradamy się więc ponownie, krzyczymy, kucamy, znowu wrzask i tak w kółko, aż do momentu, w którym całe pomieszczenie nie zostanie w ten sposób oczyszczone. Oczywiście totalna demolka także jest możliwa, jednak za sprawą systemu punktów doświadczenia znacznie bardziej opłaca się działać „po cichu”.

Wspomniane punkty nie pełnią jedynie funkcji ozdobnika – pozwalają osiągać kolejne poziomy eksperckie, które z kolei odblokowują nową broń, gadżety oraz ulepszenia. Aresztowania i eliminacja przeciwników z zaskoczenia to oczywiście nie jedyne sposoby ich zdobycia – wysoko punktowane jest także odszukiwanie dowodów, czyli typowych znajdziek, oraz łapanie ściganych listem gończym, czyli elementy, których wcześniej w serii nie widywaliśmy. Pomysł ponownie okazuje się niezły i wpasowuje w policyjną tematykę, ale Hardline niezwykle często miewa fragmenty, w których na siłę stara się udowodnić, że jednak wciąż jest Battlefieldem. Tym samym co pewien czas trafiamy na jakieś dziwaczne, wciśnięte na siłę sekcje z bitwą czołgów, niszczeniem helikopterów i potężnymi eksplozjami. Epizodów z wielkimi strzelaninami także nie unikniemy, a to potrafi całkowicie zabić klimat. Już wcześniej obawiałem się, że rozkrok pomiędzy czymś nowym a starym nie wyjdzie Hardline na dobre i obawy te się, niestety, potwierdziły. Gra nieustannie lawiruje między byciem policyjną skradanką a totalną rozwałką – ale chcąc być jednym i drugim jednocześnie, żadnego z tych aspektów rozgrywki nie realizuje do końca dobrze.

Masz prawo zachować milczenie

Trochę lepiej wypada gromko zapowiada kwestia „wolności wyboru”. Choć oczywiście kampania jest do bólu liniowa, oddać twórcom trzeba, że w większości przypadków nasza decyzja nie sprowadza się tylko do „zabijać czy aresztować?”. Do poszczególnych lokacji da się niekiedy dotrzeć różnymi ścieżkami, a i znalazło się kilka bardziej otwartych obszarów, po których możemy się pokręcić i zdecydować, czym się najpierw zajmiemy. Nie ma ich zbyt dużo, ale jednak występują, co należy twórcom zaliczyć na plus. Tereny, po których biegamy, także prezentują się korzystnie. Warto też poprzyglądać się modelom głównych bohaterów – wiele twarzy jest w dziwny sposób znajomych i to nie bez powodu. Do prac przy Hardline zaangażowano paru popularnych aktorów, których kojarzymy z kryminalnych seriali, co niewątpliwie buduje specyficzną atmosferę. Niestety, ta często rujnowana jest przez wszelakiej maści graficzne błędy, których w grze występuje zastraszająco wiele.